W zakończonym sezonie PlusLigi PGE Skra Bełchatów nie zajęła miejsca na podium. – Trochę uczy pokory, ale bardziej uczy tego, że trzeba być gotowym na wszystko, w każdym momencie. U nas wydarzyło się wiele rzeczy, których kompletnie nie przewidzieliśmy. Zaczęło się od samego początku, od pierwszego tygodnia przygotowań, kiedy okazało się, że nagle kilku zawodników nie może dolecieć, bo są problemy z lotami – podsumował trener bełchatowian Michał Mieszko Gogol.
Trzeci, decydujący mecz o brązowy medal PlusLigi miał dość jednostronny przebieg. Od początku spotkania swój rytm gry narzucili gracze Vervy Warszawa. – Myślę, że wygrała drużyna, która bardziej chciała wygrać i pokazała to na boisku. Możemy mówić o różnych aspektach siatkarskich, rywale o wiele lepiej przyjmowali nasze zagrywki, sami wywierali na nas dużo większą presję serwisem. Było u nich widać ogromną determinację, wielką wolę zwycięstwa i zasłużenie wygrali to spotkanie. My byliśmy bardzo pasywni, jakbyśmy czekali na dalszy rozwój wydarzeń, na następny mecz, kiedy tego kolejnego spotkania już nie ma. Chyba ten element mentalny był w tym pojedynku decydujący – ocenił porażkę w decydującej batalii Michał Mieszko Gogol. Jego zespół rękawice podjął w trzecim secie, ale ostatecznie przegrał i tę partię i ten sezon zakończył bez medalu.
Bełchatowianie od początku sezonu nie prezentowali się z najlepszej strony, mieli swoje problemy. Czy pomimo tego udział w czołowej czwórce PlusLigi można uznać za sukces? – Nie, to nie jest sukces. To jest wypadkowa naszych wszystkich problemów. Mieliśmy sporo kłopotów różnego rodzaju: zdrowotnych, personalnych, interpersonalnych. Dużo przeszliśmy i był taki moment, że to wszystko zaczęło się zazębiać w lutym. Weszliśmy na dobre obroty, ale co chwilę ktoś nam wypadał. Cały czas to powodowało szarpane trenowanie, szarpane granie. Nawet teraz w tych ostatnich meczach kończyliśmy ten sezon bez dwóch zawodników z jednej pozycji – przypomniał trener PGE Skry, która do walki o brązowy medal przystępowała bez Taylora Sandera oraz Milana Katicia. – Na gorąco mogę powiedzieć, że Mikołaj Sawicki jest dużym pozytywem. Zrobił ogromny postęp i fajnie, że to wszystko sprzedał na koniec jeszcze na boisku, nie pękał, grał bez kompleksów z taką drużyną jak Verva Warszawa. Pewnie jakieś inne pozytywy pewne byśmy jeszcze znaleźli, ale w tym momencie o to ciężko – mówił Michał Mieszko Gogol.
PGE Skra nie miała najłatwiejszego sezonu. Utytułowany klub zmagał się z wieloma problemami, część musi z pewnością pozostać w szatni. – Taki sezon trochę uczy pokory, ale bardziej uczy tego, że trzeba być gotowym na wszystko, w każdym momencie. U nas wydarzyło się wiele rzeczy, których kompletnie nie przewidzieliśmy – zdradził trener ekipy z Bełchatowa. Problemy zaczęły się tak naprawdę jeszcze przed pierwszą kolejką PlusLigi. – Zaczęło się od samego początku, od pierwszego tygodnia przygotowań, kiedy okazało się, że nagle kilku zawodników nie może dolecieć, bo są problemy z lotami. Potem okazuje się, że jedni szybciej, drudzy wolniej dochodzą do formy fizycznej, a następnie okazuje się, że Taylor Sander ma stan zapalny w łokciu, nawet nie w barku. To się wszystko tak kręciło. W momencie, kiedy wrócił Taylor Sander, w jednym dniu straciliśmy Bartka Filipiaka i Milana Katicia. Dzień przed meczem z AZS-em Olsztyn, w połowie grudnia – wyliczał na szybko Michał Mieszko Gogol. – Tych sytuacji było bardzo wiele, myślę, że to jest naprawdę długa, dobra lekcja dla nas wszystkich. Chciałem, żebyśmy mieli ten medal, bo symbolizowałby tę lekcję – podsumował gorzko trener bełchatowian. Ostatecznie jednak jego drużyna znalazła się tuż za podium PlusLigi, co w ostatnich latach nie zdarzało się zbyt często.
źródło: inf. własna