Z jednej strony duże pieniądze i z automatu status gwiazdy drużyny, z drugiej niższy prestiż niż w najlepszych ligach świata i duże obciążenie na boisku – tak w skrócie można opisać transfery zawodników spoza Korei do tamtejszych zespołów. Droga nie jest łatwa, bo w każdym klubie na obcokrajowca czeka tylko jedno miejsce, a chętnych do zgarnięcia niebagatelnej sumy za kontrakt jest sporo więcej.
Swój akces do ligi koreańskiej zgłaszają zarówno wschodzące gwiazdy, jak i topowi gracze, a także ci, którzy potrzebują zmiany klimatu i czasem odbudowania się sportowego bez uszczerbku w portfelu. Obecnie bryluje tam 19-letni Naumory Keita, a w przeszłości występował w niej m.in. Robertlandy Simon – gwiazda Lube. Mamy również polski akcent w V-League. W zeszłym sezonie zawitał tam (choć na krótko) Bartosz Krzysiek.
Krzysiek ponownie będzie się ubiegał o zatrudnienie w Korei, a oprócz niego do draftu zgłosili się również Artur Szalpuk, Grzegorz Bociek i Dawid Konarski. Jak widać dużą część zgłaszających się stanowią zawodnicy ofensywni, co nikogo nie dziwi, bowiem tacy gracze stanowią w Azji deficyt zarówno ze względu na warunki fizyczne, jak i umiejętności.
Pod koniec kwietnia Koreańczycy powinni ogłosić wyniki selekcji. Europejczykom ta sytuacja powinna odpowiadać. W ubiegłych latach zazwyczaj takie decyzje zapadały znacznie później, więc do draftu zgłaszali się zawodnicy, którzy mieli problemy ze znalezieniem odpowiedniego klubu w Europie. Teraz powinni jeszcze zdążyć podpisać kontrakty, nawet jeżeli wynik draftu będzie dla nich niekorzystny. Z drugiej strony rynek transferowy w tym roku ruszył wyjątkowo wcześnie, a zatem i przesunięcie w koreańskim drafcie może być złudne.
źródło: inf. własna, TVP Sport