Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pewnie pokonała 3:0 PGE Skrę Bełchatów w pierwszym meczu półfinałowym PlusLigi. Tomasz Swędrowski jako jedną z przyczyn wskazuje niską dyspozycję Taylora Sandera. W „Prawdzie Siatki” uznał, że Amerykanin był dziurą na boisku po stronie bełchatowian. – Przykro to mówić, bo to wielki gracz i wielkie nazwisko – stwierdził.
Cały mecz w Kędzierzynie-Koźlu trwał zaledwie godzinę i 17 minut. Zdaniem Tomasza Swędrowskiego, który komentował to spotkanie, nie było to zupełnie jednostronne starcie.
– To nie była typowa godzina z kąpielą, bo z tego meczu można było coś fajnego wyciągnąć. Wynik może trochę mylić. PGE Skra w pierwszym secie próbowała się podłączyć – powiedział.
Niezwykle doświadczony komentator, doszukując się pozytywów w grze bełchatowian, wskazał na zagrywkę. – Okazało się, że ZAKSĘ można ruszyć zagrywką i to się stało. Skra robiła wszystko, by ten element wykorzystać. Co z tego, skoro kędzierzynianie, nawet poruszeni zagrywką, radzą sobie znakomicie w ataku – ocenił.
Kluczową postacią zespołu Michała Mieszko Gogola jest Taylor Sander. Amerykanin w tym spotkaniu zaprezentował się jednak zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Swędrowski określił go nawet jako dziurę w drużynie PGE Skry. – Przykro to mówić, bo to wielki gracz i wielkie nazwisko – stwierdził.
Zmagając się nawet z drobnymi problemami trudno jest pokonać tak kompletną drużynę, jaką jest ZAKSA.
– ZAKSA to monolit. Wszyscy zawodnicy utrzymują równy wysoki poziom, a po drugiej stronie była dziura. O ile Sander poradził sobie na przyjęciu, o tyle w ataku po pierwszym secie miał zaledwie 13 procent. Zdziwiłem się, dlaczego nie było zmiany. Jest przecież Milan Katić, który potrafi odpalić – powiedział Tomasz Swędrowski.
*cały artykuł w serwisie Polsatu Sport
źródło: polsatsport.pl