– Odpadliśmy z Pucharu Polski na ostatniej prostej, a teraz zabrakło nam czterech punktów, by grać dalej w Lidze Mistrzów. Okoliczności każdych rozgrywek są specyficzne – o przegranej z Kuzbassem Kemerovo i zakończonej przygodzie swojego zespołu z siatkarską Lig Mistrzów mówił Andrea Anastasi.
Po kilku dniach, co pan uważa o tym, co wydarzyło w Lidze Mistrzów?
Andrea Anastasi: – Jestem bardzo zawiedziony. Trwający sezon jest dziwny. Odpadliśmy z Pucharu Polski na ostatniej prostej, a teraz zabrakło nam czterech punktów, by grać dalej w Lidze Mistrzów. Okoliczności każdych rozgrywek są specyficzne. Jakże niefortunnie wszystko potoczyło się dla Jastrzębskiego Węgla! Gdyby nie koronawirus, na pewno widzielibyśmy ten zespół w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów.
Walczyliśmy jednak o awans jak lwy. W styczniu i lutym przegraliśmy tylko z Resovią i Kemerowem. Wiem, że jesteśmy w stanie dojść do wielkich rzeczy. Co do Pucharu Polski, to tu sytuacja było nieco bardziej skomplikowana. Przez zespół różnych czynników źle rozpoczęliśmy sezon, przegraliśmy wiele meczów i było to dla nas raczej do przewidzenia, że nie uda się wziąć udziału w tej rywalizacji.
Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, wszystko miało rozstrzygnąć się w tym tygodniu. Nie mieliśmy łatwiej grupy. Nawet Knack Roeselare grało bardzo dobrze. Jest mi przykro, bo wiem, że bardzo walczyliśmy w meczu z Kemerowem. Nasi rywale zagrali sami dla siebie. Są na trzecim miejscu w lidze rosyjskiej, wiadomo było, że postawią trudne warunki.
Poza tym Bartosz Kwolek był naszym liderem w czasie tego turnieju. Nie wiedziałem, co zrobić – czy po urazie wpuścić go na boisko czy nie. Powiedział, że może grać. Jest to tak ważny dla nas zawodnik, że musi wystąpić, jeśli tylko jest w stanie. Tie-break jednak przegraliśmy. Zagraliśmy bardzo źle, a potrzebowaliśmy do awansu jedynie zdobycia w nim dziewięciu punktów. Mieliśmy mało energii, a dodatkowo Ivan Zaytsev zaliczył serię na zagrywce, która nigdy wcześniej mu się nie zdarzyła. Nawet rozmawiałem z nim o tym po meczu. Przeprosił, powiedział, że grał bardzo źle przez całe spotkanie i musiał coś z tym zrobić. Odparłem, że przecież wykonywał swoją pracę i zrobił to bardzo dobrze. Zabrakło czterech punktów i byliśmy poza turniejem.
Czy dziś ponownie zdecydowałby się na wpuszczenie na boisko kontuzjowanego Bartka?
– Bartek wykonał w tym sezonie ogromny postęp, jeśli chodzi o grę. Miał też bardzo duży problem z koronawirusem i powrotem do formy. Wiele sił włożyliśmy, by było lepiej. Kocham jego styl pracy jako trener i jako człowiek. Jest naszym liderem. Cieszę się, że zrobił progres. Tak ważnego zawodnika nie sadza się na ławce, jeśli może grać. Po sytuacji z czwartego seta meczu z Kemerowem powiedział, że czuje się dobrze. Był wynik 2:8. Gdy dotknął piłki, zdałem sobie sprawę z tego, że mogłem popełnić błąd.
To był dziwny tie-break. Kiedy zaczęło się dziać źle, mówiłem zawodnikom, że potrzebują dziewięciu punktów. Zazwyczaj nigdy czegoś takiego nie powtarzam, bo zawsze walczymy o zwycięstwo. Jest mi niezwykle przykro z powodu porażki, ponieważ chłopaki zasłużyli na awans. Pracowali bardzo ciężko. Doceniam bardzo środkowych. Andrzej Wrona i Piotr Nowakowski grają cały czas we dwójkę od trzech miesięcy. W końcu powraca do nas Jakub Kowalczyk, ale wcześniej nie mieli zmian. Ogromnie więc szanuję Piotrka i Andrzeja.
Nie było nam łatwo. Igor Grobelny miał problem z mięśniem, a Artur Szalpuk dochodzi do siebie po covidzie. Cały czas przytrafiają nam się wzloty i upadki, ale walczymy. Mam powody do tego, by być dumny z chłopaków. Teraz jesteśmy źli i smutni, ale myślimy o tym, co zrobić, by było lepiej.
*rozmawiała Sara Kalisz
*więcej na sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl