W dobrych humorach święta spędzą siatkarze Jastrzębskiego Węgla, którzy pokonali 3:2 PGE Skrę Bełchatów. – Dwa punkty zostają u nas, cieszymy się z nich, bo było trudno je zdobyć. Można powiedzieć, że to kolejne ciężkie spotkanie, bo w Warszawie też nie było łatwo. Teraz w święta będziemy mieć chwilę odpoczynku i fajnie, że przed świętami mamy zwycięstwo – mówił po wygranej środkowy jastrzębian Michał Szalacha.
Co prawda Jastrzębski Węgiel starcie z PGE Skrą Bełchatów rozpoczął od porażki w premierowej odsłonie, ale potem radził sobie coraz lepiej i ostatecznie odniósł kolejne już zwycięstwo nad bełchatowianami w PlusLidze, choć stracił punkt i do tabeli dopisał tylko dwa oczka. – Mam nadzieję, że będziemy utrzymywać tę serię w ligowych starciach z bełchatowianami. To było ciężkie spotkanie, myślę, że obie drużyny postawiły sobie wysoko poprzeczkę i myślę, że to był naprawdę fajny mecz do oglądania. Dwa punkty zostają u nas, cieszymy się z nich, bo było trudno je zdobyć. Można powiedzieć, że to kolejne ciężkie spotkanie, bo w Warszawie też nie było łatwo. Teraz w święta będziemy mieć chwilę odpoczynku i fajnie, że przed świętami mamy zwycięstwo – ocenił spotkanie na antenie Polsatu Sport Michał Szalacha.
Jego zespół miał nawet szansę na zgarnięcie kompletu punktów, ale końcówka czwartego seta należała do graczy z Bełchatowa, a zwłaszcza do zagrywek Milada Ebadipoura. – W czwartym secie było widać, że trochę mentalnie się położyliśmy, że przestało nam iść. Tak naprawdę nikt nie dał takiej energii, która pozwoliłaby nam wygrać w czterech setach. Zdarzają się i takie momenty, najważniejsze jest to, że przetrwaliśmy i na tie-breaka wyszliśmy już bardzo zmotywowani, graliśmy super – ocenił środkowy bloku. Teraz on, podobnie jak i jego koledzy z drużyny będzie miał chwilę czasu na złapanie oddechu. – Święta w trochę mniejszym gronie niż zwykle, ale wracam do domu, z tego co wiem – podobnie robi większość chłopaków. Dostaliśmy tylko dwa dni wolnego, ale musimy wykorzystać ten czas na regenerację i spędzić go z najbliższymi – zakończył Michał Szalacha.
źródło: Polsat Sport