– Cała technologia treningu się zmieniła. Kiedyś było więcej spontaniczności, mniej pracy zorganizowanej. Przede wszystkim były inne warunki pracy, nie było takich obiektów, takiego sprzętu, takich piłek – wspomina Andrzej Warych, mistrz świata z 1974 roku z Meksyku.
Jak wybrać najważniejsze momenty w dniu 80. urodzin, mając w swojej biografii tyle różnych siatkarskich wątków?
Andrzej Warych: – Trudno jednym zdaniem podsumować te moje wszystkie lata i wybrać jakieś najważniejsze wspomnienia. Ale od początku siatkówka to było moje życie – począwszy od Lechii Tomaszów Mazowiecki, z którą zdobyłem mistrzostwo Polski juniorów będąc na studiach. Potem był wspaniały okres. Były oczywiście jakieś osobiste upadki, ale udało się z nich wybronić. Ważny dla mnie był na pewno ten spektakularny tytuł mistrza świata w Meksyku. W tamtych czasach te wyjazdy to było coś pięknego, coś niepowtarzalnego. Później praca w Związku i próba rozruszania siatkówki plażowej, byłem przez jakiś czas także trenerem kadry w plażówce. Kolejna rzecz to pierwsze sukcesy chłopaków i powrót do tytułu mistrza świata – to są takie momenty, do których się wraca. W ogóle cała praca w Związku, gdzie trzeba czasem założyć koszulę, ogolić się i być wśród młodych ludzi to mnie trzyma przy życiu, daje energię i chęci. Lubię być przydatny, czuję, że czasem jestem potrzebny, ale być może powinienem był dawno odejść. Ale dopóki jestem w takiej fajnej atmosferze, w gronie tych ludzi, którzy są przyjaźni i budują razem siłę tego naszego Związku, to jest coś pięknego. Widzę oczywiście wady i uszczerbki, bo nie zawsze idziemy jednym frontem wszyscy, ale to taka wspólnota, która jest siłą nie do pokonania. Decydują oczywiście o tym wszystkim wyniki sportowe, ale gdyby nie praca tych wszystkich ludzi poczynając gdzieś tam od piwnicy, a kończąc na poddaszu to i tych sukcesów by nie było. Warto wspominać tych ludzi być może z drugiego szeregu, w którym sam przecież byłem jako trener, bo ich praca często jest niewidoczna, ale często też nieoceniona i może też nie do końca doceniona.
A co pierwsze przychodzi panu na myśl, jeśli zapytam o siatkarskie wspomnienie?
– Trudne pytanie, ale chyba ten Meksyk to jest coś, co tkwi mi najbardziej w pamięci. Sam pobyt w Meksyku i sukces to jedno, ale nasz powrót do Polski pociągiem z Paryża to było coś niesamowitego. Przyjechaliśmy na Dworzec Gdański w Warszawie, a tam był tłum. Tłum ludzi oczekujących na nasz przyjazd. I my z tymi meksykańskimi kapeluszami, z całym bagażem giniemy w tym tłumie. Ten obraz chyba będę mieć w pamięci na zawsze. Dzisiaj przekaz takich momentów jest łatwiejszy, kiedyś nie było takich możliwości. Ale to co tam się działo było ewenementem, tak witano piłkarzy. Powitania na lotnisku, defilady to jest coś co zostaje na długo w myślach, człowiek ma świadomość, że oprócz uczestników, czy działaczy to cały naród tym żyje i cieszy się z sukcesów czasami chyba nawet bardziej niż my sami.
Pracował pan przez wiele lat z młodzieżą. Zmieniały się czasy, zawodnicy dorastali. Zauważył pan jakieś istotne zmiany w charakterach siatkarek i siatkarzy przez te lata?
– Myślę, że cała technologia treningu się zmieniła. Kiedyś było więcej spontaniczności, mniej pracy zorganizowanej. Przede wszystkim były inne warunki pracy, nie było takich obiektów, takiego sprzętu, takich piłek. Ale jeśli chodzi o charaktery to jedno jest niezmienne – zawodnicy zawsze chcieli grać, pracować czasami bardzo ciężko. Z dziewczynami pracuje się bardzo dobrze, ja pracowałem kiedyś z kadrą kobiet, z młodzieżą w Skrze Warszawa m.in. z siostrami Skorupami. Tutaj są inne wymogi co do samego charakteru trenera po prostu, bo poza fachowością trzeba być też bardzo bezstronnym, żeby osiągać sukcesy. Młodzież zawsze ciągnęła na parkiet, sukcesy reprezentacji spowodowały, że na pewno zainteresowanie jest większe. Chociaż za czasów jak ja studiowałem, to w Warszawie były grane ligi, każdy zakład pracy miał swój zespół, były rozgrywki, a teraz to się przeniosło do szkół i wygląda trochę inaczej. Jakkolwiek obecnie nasz system szkolenia jest jednym z najlepszych, co zresztą widać po sukcesach, jakie odnosimy.
* Autorem rozmowy jest Elżbieta Poznar
źródło: PZPS