– Nie było ani jednego momentu, żebyśmy zwiesili głowy i pomyśleli „trudno, później jakoś to pójdzie”. Widać w nas wiarę i jestem ogromnie dumny z całej drużyny, że niezależnie od wszystkiego, co się dzieje, GKS walczy i nigdy się nie poddaje – powiedział po wygranej ze Ślepskiem rozgrywający GKS-u Jan Firlej.
Trzy punkty po tak zaciętym i nerwowym spotkaniu z pewnością muszą smakować dobrze.
Jan Firlej: Tak jak powiedziałem w jednym z poprzednich wywiadów: wrócił stary, dobry GKS. Kontynuujemy naszą dobrą robotę i nawet ostatni mecz z Cuprum Lubin pokazał, że jesteśmy waleczną drużyną, choć wynik na pewno nie zadowalał nas, ani kibiców. Chociaż straciliśmy wtedy dwa punkty i nie pokazaliśmy poziomu, do którego przyzwyczajamy kibiców, to pokazaliśmy serducho i wyrwaliśmy punkt, który będzie bardzo ważny na koniec sezonu. Bywają dni, kiedy nie jesteśmy w stanie pokazać w pełni wszystkich umiejętności i trzeba pokazać siłę mentalną, a to nam się wtedy udało. Ten punkt z Cuprum po takich meczach jak ten w Radomiu czy ostatni ze Ślepskiem na pewno drażni, ale z czasem na pewno go docenimy.
Każdy z czterech setów rozegranych ze Ślepskiem był wyrównany. Co zdecydowało o tym, że to wy zdobyliście trzy punkty?
– Najważniejsze było pokazane przez nas serce do gry. Były różne momenty w tym meczu, mieliśmy problemy choćby w czwartym secie, w którym przegrywaliśmy nawet trzema-czterema punktami. Ale nie było ani jednego momentu, żebyśmy zwiesili głowy i pomyśleli „trudno, później jakoś to pójdzie”. Widać w nas wiarę i jestem ogromnie dumny z całej drużyny, że niezależnie od wszystkiego, co się dzieje, GKS walczy i nigdy się nie poddaje. Pokazujemy od poprzedniego sezonu kibicom, że nawet jak nie idzie, walczymy do samego końca i dlatego warto nas oglądać w akcji.
Do tego kapitalną zmianę dał Jakub Szymański, co pokazuje głębię waszego składu.
– Muszę trochę uderzyć się w pierś, bo nie zawsze pomagałem chłopakom na lewym skrzydle i niektóre zmiany chyba były przeze mnie (śmiech). „Gelu” wszedł i pokazał swoje możliwości, dał super zmianę i nie wymiękł w żadnym momencie meczu. Do tego świetnie zafunkcjonowała podwójna zmiana w drugim secie i aż szkoda, że nie udało się wtedy przełamać rywala, bo naprawdę było blisko odwrócenia seta. Podobnie jak w poprzednim sezonie, mamy kim grać i nasz skład jest naprawdę głęboki.
Kolejny mecz rozegracie dopiero 29 listopada w Nysie, do tego czasu możecie spokojnie trenować. To na pewno dobra wiadomość po trzech meczach w jednym tygodniu.
– Jak najbardziej. Każdy zespół ma swoje problemy, czy to związane z koronawirusem, czy innymi dolegliwościami i nie odkryję Ameryki, jeżeli powiem, że tydzień spokojnego treningu będzie dla nas na wagę złota. Będzie okazja nieco odsapnąć i przygotować się do spotkania w Nysie, które już teraz zapowiada się na bardzo trudne. Nasi najbliżsi rywale mimo porażek w lidze pourywali punkty rywalom, ostatnio wygrali z klubem z Zawiercia i po prostu potrafią grać.
Siedem punktów w trzech ostatnich spotkaniach, i to po powrocie z kwarantanny – taki dorobek cieszy?
– Staramy się cieszyć grą po tak długiej przerwie od treningów i robić swoje niezależnie od wszystkiego. Po meczu z Cuprum większość chłopaków błyskawicznie weszła i wyszła z szatni, bo wszyscy byliśmy po prostu mocno sfrustrowani przebiegiem tamtego meczu. Ale teraz, po czasie można powiedzieć, że pokazaliśmy wtedy walkę i odbiliśmy się od dna. Patrząc na wyniki innych spotkań w lidze, wychodzi na to, ze należy bardzo szanować każdy punkt.
źródło: siatkowka.gkskatowice.eu