– Każdego dnia dostaję nowe informacje o graczach z drobnymi oznakami choroby. Na ten moment mamy pięciu zakażonych siatkarzy. Dwóch z nich czuje się w stu procentach w porządku, jeden stracił smak, a pozostałych dwóch ma niewielką gorączkę – mówi w rozmowie z TVP Sport o zakażeniach w Sir Safety Perugii Vital Heynen, trener zespołu i reprezentacji Polski siatkarzy.
Jak wygląda sytuacja zdrowotna w Sir Safety Perugii?
Vital Heynen: – Zawsze powtarzałem graczom, że może się zdarzyć, że wykryjemy jeden przypadek zakażenia koronawirusem w drużynie. Wiedziałem, że przy testach co trzy dni to wyłapiemy i odeślemy chorego na izolację. Wydawało mi się, że jesteśmy w stanie to kontrolować. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że jeśli w drużynie pojawi się dwóch chorych, sprawa jest o wiele trudniejsza. To się potwierdza. Każdego dnia dostaję nowe informacje o graczach z drobnymi oznakami choroby. Na ten moment mamy pięciu zakażonych siatkarzy. Dwóch z nich czuje się w stu procentach w porządku, jeden stracił smak, a pozostałych dwóch ma niewielką gorączkę. Podejrzewam, że w kolejnych dniach i godzinach statystyki zakażeń pójdą u nas w górę. Po każdej kontroli mamy dwóch, trzech kolejnych graczy z pozytywnym wynikiem.
Powiedział pan ostatnio, że się boi. Nadal tak jest?
– Bałem się i miałem rację. W niedzielę mieliśmy dwóch chorych, a jeden czuł się średnio przed rozgrzewką przed spotkaniem. Obawiałem się, że kolejne testy wykażą, że choroba sięgnęła dalej. Jesteśmy pierwszą męską drużyną w Legavolley w tej sytuacji, a reguły są bardzo surowe. Będziemy musieli szybko wrócić na boisko. Wydaje mi się jednak, że to niemożliwe, że wrócimy w przyszłym tygodniu.
Wiadomo jak doszło do zakażenia?
– Nie mam pojęcia. Czyniliśmy wszystko, by mieć to pod kontrolą. Nie wiem, co mogliśmy zrobić lepiej. Chyba tylko pomogłoby niegranie przeciwko Ravennie. Musieliśmy jednak wyjść na parkiet, ponieważ w przeciwnym wypadku przegralibyśmy 0:3. Po spotkaniu zaczęliśmy tryb dziesięciu dni bez kontaktu między graczami, by zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa, ale nawet to nie pomogło.
Co by dało niegranie z Ravenną?
– Od tamtego spotkania gracze nie mają kontaktu między sobą, każdy z nich trenuje indywidualnie. Jeden jest w hali i ćwiczy z piłkami, drugi jest w tym czasie na siłowni. Pomagają im w tym ludzie, którzy utrzymują dziesięć metrów dystansu od zawodników. To był plan na kwarantannę po wykryciu zakażenia w zespole. Włoskie prawo na to pozwala. W przypadku kontaktu z chorym do momentu potwierdzenia obecności koronawirusa nie trzeba przebywać w całkowitej izolacji. Gdybyśmy wprowadzili ten porządek treningowy dwa, trzy dni wcześniej, moglibyśmy uniknąć rozprzestrzenienia się zakażeń w całym zespole. Zawodnicy nie mieliby ze sobą kontaktu, nie mogliby się od siebie zarazić. Musieliśmy jednak postąpić według zasad. Poskutkowało to wysokim wskaźnikiem zakażeń w drużynie.
Spodziewał się pan, że przetrwacie ten sezon bez zakażeń?
– Tak, ponieważ świetnie nam szło ograniczanie ryzyka. Nawet nikt nie poszedł do kina, kontrolowaliśmy wszystko! Byliśmy tak zajęci przestrzeganiem zasad, że myślałem, że uda nam się ustrzec przed COVID-19. Na naszą korzyść przemawiało również to, że Perugia nie była regionem, który był mocno dotknięty koronawirusem.
* Rozmawiała Sara Kalisz – cały wywiad w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl