Warto sobie zachować screenshot z tabelą po pierwszej kolejce TAURON Ligi, bo nie damy głowy, że jeszcze kiedykolwiek zobaczymy podobny układ. Gdyby po minionym weekendzie miała odbyć się faza play-off, to z pierwszego miejsca przystępowałby do niego MKS Kalisz, a tylko stosunek małych punktów uratowałby ŁKS Commercecon przed spadkiem z ligi.
To oczywiście resume z przymrużeniem oka, ale pokazuje, jak bardzo nieprzewidywalna jest siatkówka, szczególnie po półrocznej przerwie od zmagań. Dość powiedzieć, że pierwsza kolejka według nas miała raczej pewnych faworytów, a pomyliliśmy się w typowaniu czterech z sześciu zwycięzców meczów.
Już dziś można śmiało powiedzieć, że raczej nie będzie w tym sezonie liczenia kosmicznych serii zwycięstw, a wzmocnione zespoły, które w zeszłym sezonie zajmowały środkową część tabeli, nie będą się kładły na parkiecie przed teoretycznymi faworytami.
Zdecydowanie front burzowy zakotwiczył w pierwszej kolejce nad Łodzią. Raczej w narodzie panowało przekonanie, że inauguracyjny mecz gładko wygrają gospodynie, a później to już będą tylko wywiady, wizyty w zakładach pracy etc. Nic bardziej mylnego. Po pierwszym secie część widzów zaczęła regulować odbiorniki, bo beniaminek ze Świecia prowadził z Budowlanymi. W drugim wszystko wróciło do normy, a trzeci i czwarty wprawił w osłupienie wszystkich.
Tę porażkę można oczywiście usprawiedliwiać, że z beniaminkiem na początku gra się zawsze bardzo ciężko, bo nie jest rozpisany i pierwsze mecze zawsze gra na fantazji i dużych emocjach, co potrafi uskrzydlać, niemniej jednak porażka, w której momentami widać było niemalże oczekiwanie na nieuchronny wyrok, nie wróży najlepiej Budowlanym Łódź. Trener Błażej Krzyształowicz szybko dostał sygnał ostrzegawczy i czeka go ciężka praca. Przede wszystkim musi jak najszybciej uruchomić Veronicę Jones-Perry, która ma być armatą łodzianek, a w czwartkowym meczu bliżej jej było do pistoletu-zabawki.
– 42 błędy własne, to nas zabiło. Podając przeciwnikowi rękę i kolejne punkty zrobiliśmy ten wynik. Zawsze po porażce jest mnóstwo pracy nad tym, żeby było lepiej. Dla mnie osobiście jest to trochę szokujące, bo aż tak źle nie trenowaliśmy przez cały okres przygotowawczy, jeśli chodzi właśnie o tą liczbę błędów. Sparingi, które graliśmy też nie przygotowały nas na coś takiego, co stało się w tym meczu. Jest to bardzo duże zaskoczenie jeśli o mnie chodzi – mówił po meczu trener Błażej Krzyształowicz.
W zupełnie innym nastroju był szkoleniowiec ze Świecia. – Trzy punkty w pierwszym meczu, gdzie drużyny niestawiane w roli faworytów grają między sobą i na pewno jakieś punkty uzbierają, więc to bardzo cieszy, bo my po pięciu kolejkach mogliśmy mieć zero punktów, a tam na pewno drużyny się podzielą. Te punkty będą nie do przecenienia i jestem bardzo, bardzo szczęśliwy – przyznał trener beniaminka Marcin Wojtowicz.
Drugi cios Łódź otrzymała w piątek. Pewniak do zdobycia trzech punktów ŁKS Commercecon Łódź nie ugrał u siebie nawet seta z BKS-em Stal Bielsko-Biała. Podopieczne Giuseppe Cuccariniego jedynie w drugim secie nawiązały poważną walkę, ale to nie wystarczyło, żeby wygrać horror na przewagi. W pozostałych partiach łodzianki wyglądały jakby cały czas czekały, kiedy bielszczanki zaczną się mylić, bo przecież nie da się całego meczu rozegrać tak pewnie i konsekwentnie. Okazało się, że jednak można to zrobić. BKS grał świetnie w obronie i kończył dużo piłek w pierwszym tempie, a co najważniejsze nie notował przestojów w swojej grze i to wystarczyło na zdecydowanego faworyta tego meczu.
Podobnie jak trener Krzyształowicz, duży ból głowy ma też włoski trener ŁKS-u. Przez drobne urazy, nie ma dużego pola manewru przy zmianach, a te przydałyby się w piątkowy wieczór, kiedy widać było, że swojego dnia nie ma Katarzyna Zaroślińska-Król, a Britt Bongaerts nie kierowała pewnie grą swojego zespołu. Pocieszeniem dla Wiewiór może być fakt, że w ocenie trenera wystarczy wydobyć potencjał, który zespół prezentuje na treningach. – Pokazaliśmy się bardzo poniżej naszych możliwości i muszę pogratulować Bielsku. Zagrali bardzo dobry mecz zarówno pod względem taktycznym, jak i technicznym. Teraz to przede wszystkim moim zadaniem będzie znalezienie powodu, dlaczego tak spadł nasz poziom w porównaniu do wszystkiego tego, co robiliśmy w ostatnich dwóch miesiącach – ocenił Giuseppe Cuccarini.
Takim obrotem spraw w łódzkiej Sport Arenie była nieco zaskoczona kapitan bielskiego zespołu Martyna Świrad. – Tak naprawdę wszystko działało tak, jak powinno. System blok-obrona, zagrywka, naprawdę wszystko. Myślę, że nie tylko ŁKS źle zagrał, ale to my na nie naskoczyłyśmy i wymusiłyśmy swoją grą, żeby to tak wyglądało. Byłyśmy nie tyle w szoku, bo wiedziałyśmy, że nasza drużyna gra bardzo dobrze, ale cieszę się, że wygrałyśmy to spotkanie tak efektownie.
Równolegle do burzy w Łodzi, trwało też załamanie pogody w Legionowie. Wydawało się, że skład Chemika Police to gwarancja sukcesu. Owszem, każdemu zdarzają się potknięcia, ale spodziewalibyśmy się ich nieco później, przy napiętym kalendarzu mistrzyń i przy dużym fizycznym obciążeniu. Zwycięstwo na inaugurację zdawało się być obowiązkiem. Nie bez przyczyny mówi się jednak, że DPD Legionovia ma w tym roku aspiracje, żeby potwierdzić swoje miejsce w czołówce ligi. Pierwszy krok już uczyniła, pokonując aktualnego mistrza Polski.
Przypomnijmy, że w ubiegłym sezonie Chemik znalazł pogromcę dopiero w 17. kolejce spotkań. W obecnych rozgrywkach już w pierwszej rundzie policzanki zeszły z parkietu pokonane, co paradoksalnie może zdjąć z nich część presji. Zwycięstwo Legionovii nad złotymi medalistkami sprawiło, że po trzech pierwszych meczach inauguracyjnej kolejki mieliśmy na koncie trzy niespodzianki.
– Do pewnego momentu grało nam się dobrze. W czwartym secie coś się zacięło i nie mogłyśmy już dogonić Legionovii. Próby były, ale zbyt dużo nieporozumień i nieskończonych piłek i skończyło się jak skończyło. Dziewczyny z Legionovii się napędzały i wygrały. My na pewno liczyłyśmy na zwycięstwo i przyjechałyśmy tutaj jako faworytki. Ja nie doszukuję się tutaj żadnych problemów, wytłumaczeń. Po prostu nie wyszło i musimy wyciągnąć wnioski i przygotować się do kolejnych spotkań, bo tylko to nam zostaje – powiedziała po meczu Paulina Maj-Erwardt.
– Lepiej nie mogłyśmy wymarzyć sobie wejścia w sezon. Mamy teraz dwa dni wolnego i ten odpoczynek nam się przyda. Chcemy się jak najlepiej przygotować do kolejnego meczu, z zespołem z Wrocławia – cieszyła się z kolei Alicja Grabka, rozgrywająca DPD Legionovii.
źródło: inf. własna