– Z najmocniejszych lig świata została mi jeszcze Rosja. Miałem stamtąd ofertę w tym sezonie, ale odmówiłem również ze względu na dalekie podróże na mecze. Musiałbym spędzać nawet cztery dni w tygodniu poza domem, a to byłoby trudne dla mnie i mojej rodziny. Cieszę się tym, co mam i grą w Polsce – powiedział nowy atakujący Jastrzębskiego Węgla Mohammed Al Hachdadi.
Marokańczyk treningi zaczął w wieku 9 lat. W klubie SCC Mohammedia spędził 10 lat, aż zdecydował się na wyjazd do Kataru. W seniorskiej drużynie trenował co dwa dni. Nie ma więc perspektyw na profesjonalną grę w siatkówkę w Maroku. Sam zawodnik przyznaje, że w jego ojczyźnie nie ma odpowiedniego szkolenia, a co za tym idzie – przyszłości dla perspektywicznej młodzieży. – Mamy bardzo wielu zawodników z potencjałem, chłopaków mierzących po 215 cm wzrostu, którzy nie poruszają się przy tym jak roboty, ale są świetnie skoordynowani. Brakuje kogoś, kto wskazałby im drogę i nauczył nowych rzeczy – skomentował Mohammed Al Hachdadi.
W przeszłości wiele czasu spędzał na plaży, która zastępowała mu siłownię. – Nie było mnie stać, żeby wykupić karnet, więc codziennie szedłem na plażę, robiłem przysiady, skoki, ćwiczyłem przy skałach. Rano trenowałem trzy, cztery godziny. Wracałem do domu na obiad i szedłem na trening. Jeśli po południu nie miałem zajęć w hali, to znów szedłem na plażę – wspominał Al Hachdadi.
W wieku 19 lat zdecydował się na wyjazd z Maroka, a jego pierwszym zagranicznym kierunkiem był Katar. Pracę w zagranicznym klubie pomógł mu załatwić kolega, który wcześniej był już tam zakontraktowany. – Po trzech dniach przesłali mi wizę i bilet, więc wkrótce po telefonie od mojego kolegi siedziałem już w samolocie – podkreślił Marokańczyk, który najpierw spędził dwa sezony w Al Arabi Ad-Dauha, a później na kolejne dwa przeniósł się do Ar-Rajjan. W Katarze nie odpowiadały mu jednak wysokie temperatury. – Upał mnie rozleniwia, a w Katarze trudno było wytrzymać, gdy temperatura dochodziła do 52 stopni, a w cieniu było aż czterdzieści kresek – opowiadał Mohammed.
Drugą skrajnością było życie w Finlandii, dokąd wyjechał w sezonie 2015/16, by grać w tamtejszym Hurrikaani-Loimaa. Trzydziestostopniowy mróz i depresyjna atmosfera, a jego życie na północy polegało głównie na krążeniu między domem a halą. – Czasem wyskoczyłem na wycieczkę do Helsinek czy Turku oddalonego o godzinę drogi od Loimaa. Nie dziwię się, że Finlandia to kraj z największym odsetkiem samobójstw, skoro przez dużą część roku brakuje tam słońca – podkreślił zawodnik.
Nie ukrywa on, że Skandynawowie są trochę podobni do Polaków, którzy także są dosyć skryci. – W mojej kulturze naturalne jest, że gdy patrzysz na kogoś idąc ulicą, ta druga osoba powie ci „dzień dobry” albo chociaż się uśmiechnie. W Polsce to nie jest aż tak powszechne. Za to w Brazylii idąc z dzieckiem zawsze znajdzie się ktoś, kto zagadnie – zaznaczył nowy atakujący Jastrzębskiego Węgla, do którego trafił z Funvic Taubate. – Nowy trener chciał mnie zatrzymać w klubie, ale postanowiłem ruszyć dalej – powiedział Al Hachdadi, który przez ostatnie sześć lat co roku przenosił się do innego kraju. Nie grał jeszcze w Rosji, z której ofertę odrzucił, wybierając Polskę. – Z najmocniejszych lig świata została mi jeszcze Rosja. Miałem stamtąd ofertę w tym sezonie, ale odmówiłem również ze względu na dalekie podróże na mecze. Musiałbym spędzać nawet cztery dni w tygodniu poza domem, a to byłoby trudne dla mnie i mojej rodziny. Cieszę się tym, co mam i grą w Polsce – zakończył Mohammed Al Hachdadi.
źródło: inf. własna, Przegląd Sportowy