Beniaminek tegorocznych rozgrywek PlusLigi, zespół Stali Nysa, na otwarcie sezonu podjął Grupę Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Goście pod wodzą Nikoli Grbicia odnieśli pewne zwycięstwo 3:0. – Głód siatkówki w Nysie jest ogromny – powiedział libero gospodarzy Michał Ruciak, który jubileusz 500 spotkań w naszej zawodowej lidze obchodził w poprzednim sezonie. – Wiadomo, że zawsze, w każdym meczu gra się o zwycięstwo, a oczekiwania w Nysie względem nas są bardzo duże, to nie tajemnica, że to miasto kocha siatkówkę i nią żyje. Myślę jednak, że trzeba jasno podkreślić, że zespół z Kędzierzyna-Koźla nie jest w tegorocznych rozgrywkach naszym bezpośrednim rywalem – dodał Zbigniew Bartman.
Podopieczni trenera Krzysztofa Stelmacha, choć rozpoczęli sezon od przegranej, po piątkowym pojedynku nie mają powodów do wstydu. – Nasz debiut w rozgrywkach może nie był wymarzony, ale nie był też taki całkiem najgorszy. Trzeba pamiętać, że rola beniaminka zawsze jest bardzo trudna, a dodatkowo nasz wyjściowy skład to właściwie całkiem nowy zespół, szóstka zawodników, która nie miała okazji grać razem w poprzednim sezonie. Musimy się trochę lepiej zgrać, wiadomo też, że meczowi ligowemu towarzyszy całkiem inna presja, niż sparingom czy treningom. Do tego dochodzi fakt, że przyjeżdża do nas mistrz kraju, który w zeszłym tygodniu zdobył Superpuchar Polski, bijąc zespoły, które na pewno będą walczyły w tym roku o medale. W tamtych rozgrywkach ZAKSA też odnosiła wysokie i zdecydowane zwycięstwa, więc myślę, że my dzisiaj wstydu nie przynieśliśmy – ocenił po spotkaniu libero Stali Nysa Michał Ruciak.
Inauguracyjna partia spotkania w dużej części przebiegła pod znakiem wyrównanej walki, choć ostatecznie to siatkarze z Kędzierzyna-Koźla odnieśli w niej triumf, zaliczając punktową serię w decydującej, końcowej fazie seta. – Ciężko wskazać, czego konkretnie zabrakło nam w tym spotkaniu, w pierwszym secie długo wynik oscylował w okolicach remisu, aż nagle rywal wskoczył na wyższy bieg, zaczął popełniać mniej błędów, jednocześnie realizując swoje założenia taktyczne – w jednej akcji zagrali wyblokiem, w drugiej coś obronili, w trzeciej wyprowadzili skuteczną kontrę. Analizowaliśmy poprzednie mecze ZAKSY i można było zauważyć, że dopóki utrzymuje się w miarę wyrównany wynik, to można z nimi nawiązać wyrównaną walkę, ale w momencie, kiedy uda im się uzyskać trzy czy cztery oczka przewagi, ich gra przyspiesza, drużyna się nakręca, dzięki czemu czują się swobodnie i są jeszcze skuteczniejsi – dodał.
Michał Ruciak zapewnił też, że jego zespół dołoży wszelkich starań, aby zagościć w najwyższej klasie rozgrywkowej na dłużej. – Nie da się ukryć, że głód siatkówki w Nysie jest ogromny, kibice czekali na ekstraklasę piętnaście lat, więc my z naszej strony na pewno zrobimy wszystko, aby jak najdłużej w niej pozostać. Niebawem przyjdą mecze, gdzie zmierzymy się z zespołami nie tak silnymi jak ZAKSA, w następnym spotkaniu zagramy z Katowicami, myślę, że każdy zdaje sobie sprawę, że to już troszeczkę inny poziom, oczywiście nikomu nie umniejszając. Jestem przekonany, że pojedziemy tam szukać punktów, do zgarnięcia będzie cały komplet, a czy przywieziemy do Nysy punkt, dwa, cały komplet czy też zupełnie nic – to zweryfikuje boisko. Potrzeba trochę czasu i cierpliwości, a nasza gra na pewno będzie wyglądała coraz lepiej. Szczęśliwie dla nas, nie mieliśmy żadnych problemów w okresie przygotowawczym, wszystko przebiegło tak, jak zaplanowali to sobie nasi trenerzy, czego niestety nie może powiedzieć na przykład zespół z Gdańska, który na własnej skórze mocno odczuł pandemię koronawirusa.
Drużyna gospodarzy weszła w mecz w naprawdę dobrym stylu, dzięki czemu w początkowej fazie spotkania kibice mogli obserwować dość wyrównaną walkę punkt za punkt. Sytuacja uległa zmianie przy stanie 15:15, kiedy to podopieczni Nikoli Grbicia zaczęli powoli budować przewagę (17:21, 18:23), nie wypuszczając jej już do końca premierowej partii. – W tej części spotkania pogrążyły nas przede wszystkim nasze własne błędy. W pierwszym secie popełniliśmy ich aż dziesięć, dzięki czemu ZAKSA musiała „na własną rękę” zdobyć już tylko piętnaście oczek, żeby odnieść zwycięstwo. Dla zespołu tej klasy nie jest to żaden problem – powiedział po spotkaniu przyjmujący Stali Nysa, Zbigniew Bartman.
Zawodnik zwrócił też uwagę na to, że należy mierzyć siły na zamiary i pamiętać o tym, że w pierwszym spotkaniu jego drużynie przyszło zmierzyć się z najlepszym obecnie zespołem w kraju. – Wiadomo, że zawsze, w każdym meczu gra się o zwycięstwo, a oczekiwania w Nysie względem nas są bardzo duże, to nie tajemnica, że to miasto kocha siatkówkę i nią żyje. Myślę jednak, że trzeba jasno podkreślić, że zespół z Kędzierzyna-Koźla nie jest w tegorocznych rozgrywkach naszym bezpośrednim rywalem. Oni celują w złoty medal, można powiedzieć, że to dla nich właściwie plan minimum. Nie można wymagać, że my, jako beniaminek, będziemy z marszu z nimi wygrywać, a już tym bardziej w spotkaniu inaugurującym cały nadchodzący sezon. Daliśmy z siebie wszystko, staraliśmy się z nimi nawiązać równą walkę, co po części w tym pierwszym secie nam się udało, później niestety goście włączyli drugi bieg, a w naszych szeregach, poza wspomnianymi już błędami własnymi, pojawiła się pewna niemoc w ataku. Ten element był u nas na naprawdę średnim, żeby nie powiedzieć, że nawet na dosyć niskim poziomie w dzisiejszym meczu – i stąd też nasza porażka w trzech setach.
W drugiej kolejce PlusLigi siatkarze Stali Nysa zagrają z zespołem GKS-u Katowice i to właśnie w tym spotkaniu upatrują swojej szansy na zdobycie pierwszych punktów do ligowej tabeli. – W sobotę mamy dzień wolnego, ale zaraz po nim wrócimy do przygotowań do kolejnego meczu. Za dziesięć dni zagramy w Katowicach i myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, że to będzie dla nas mecz na szczycie. To jest rywal będący w naszym zasięgu i w takich właśnie spotkaniach musimy zacząć już zdobywać ligowe punkty. Z jednej strony troszeczkę szkoda, że ta przerwa między meczami będzie dosyć długa, ale z drugiej – dzięki temu będziemy mieli więcej czasu, żeby się przygotować i wyciągnąć wnioski z naszej dzisiejszej gry. Jestem przekonany, że w kolejnym spotkaniu zaprezentujemy się już dużo lepiej – dodał.
Nie sposób nie wspomnieć też o wyjątkowej sytuacji, z którą borykają się wszystkie zespoły – ze względu na pandemię koronawirusa poprzedni sezon nie został oficjalnie zakończony, a rozpoczęcie obecnego też przez pewien czas stało pod znakiem zapytania. – Bardzo się cieszymy, że udało nam się rozpocząć sezon przy udziale publiczności, nawet jeśli liczbę kibiców trzeba było ograniczyć. Od pół roku nie mieliśmy okazji zagrać żadnego oficjalnego spotkania, więc dobrze było po sześciu miesiącach przerwy wrócić do gry o najwyższe cele. Sytuacja z koronawirusem jest dla wszystkich w takim samym stopniu niekomfortowa, wiadomo, że musimy się pilnować, trochę skomplikowały się rozgrywki przedsezonowe, ale najważniejsze, żebyśmy mogli ten sezon rozegrać do końca, bezpieczni i pełnym zdrowiu – zakończył Zbigniew Bartman.
źródło: pzps.pl