W Arłamowie trwa Superpuchar Mistrzów Polski. W pierwszym półfinale PGE Skra Bełchatów pokonała Jastrzębski Węgiel 3:0, choć każda z partii rozstrzygała się różnicą zaledwie dwóch oczek. – Mogliśmy ten mecz zagrać dużo lepiej, ale chyba jeszcze nie czas na to. Cieszymy się, że wygraliśmy 3:0, że to my praktycznie całe spotkanie dyktowaliśmy warunki – mówił po wygranej środkowy bełchatowian Karol Kłos.
Chociaż pierwsze półfinałowe starcie zakończyło się w trzech setach, to nie brakowało w tym spotkaniu emocji. – Najważniejsze, że wygraliśmy. Przez ostatnie dwa tygodnie już graliśmy z Jastrzębskim Węglem i sporo ich oglądaliśmy. To bardzo dobra drużyna, która potrafi wywrzeć swoim serwisem dużą presję, ale ostatecznie daliśmy radę – wspominał MVP pojedynku Milan Katić. Na korzyść PGE Skry przemawiała między innymi cierpliwość i sporo zimnej krwi. – Myślę, że graliśmy cierpliwie we wszystkich momentach i to nam się opłaciło. Z ZAKSĄ graliśmy tylko jeden mecz, nie mieliśmy okazji zobaczyć jeszcze w akcji Asseco Resovii. Może trochę bym chciał zagrać z ZAKSĄ, bo tam jest mój były reprezentacyjny trener Nikola Grbić – mówił Katić. Jego zespół w finale zagra ze zwycięzcą meczu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Asseco Resovia Rzeszów.
Do końca z gry swojej ekipy nie był zadowolony natomiast Karol Kłos. – Mogliśmy ten mecz zagrać dużo lepiej, ale chyba jeszcze nie czas na to. Cieszymy się, że wygraliśmy 3:0, że to my praktycznie całe spotkanie dyktowaliśmy warunki – ocenił środkowy. Faktycznie, w każdym z setów bełchatowianie mieli kilka oczek przewagi, ale za każdym razem rywale byli w stanie ich dogonić. – To pierwszy taki mecz, w którym było czuć emocje i było widać, że inaczej się gra, jest większa adrenalina. To jest miłe uczucie, po takiej przerwie znowu to poczuć – podkreślił Kłos.
Jastrzębianie momentami nie walczyli jedynie z rywalem, ale także z własnymi słabościami. – Szkoda, bo walczyliśmy, próbowaliśmy, daliśmy z siebie ile mogliśmy. W pierwszym secie nawet mieliśmy piłkę setową, więc może gdybyśmy ją wygraliśmy, to inaczej by się to potoczyła. Więcej chłodnej głowy i lepszych zagrań miała PGE Skra Bełchatów i to ona zagra w finale – ocenił środkowy Jastrzębskiego Węgla Łukasz Wiśniewski i dodał: – Tyle przestojów i niedokładności, które mamy, szczególnie w tych prostych piłkach, sami się na siebie denerwujemy. Zwłaszcza, kiedy mamy dobrze ustawiony blok, każdy stoi na swojej pozycji pozycji w obronie i wpadają na piłki takie, które nie powinny. To na razie podcina nam skrzydła – mówił doświadczony zawodnik.
– Skra była w końcówkach lepsza, efektywniejsza, ale to, że w ogóle dochodziło do tych końcówek, to był sukces z naszej strony, bo nie ma co ukrywać. Szczególnie pierwszego i drugiego seta zaczynaliśmy słabo, z biegiem partii graliśmy coraz lepiej, ale to nie wystarczało. Trzeba się cieszyć z tego, że grając słabo i tak byliśmy w stanie grać w każdym secie ze Skrą na przewagi. Ze Skrą, która po prostu robiła swoje, która niczym nas nie zaskoczyła, a i tak potrafiła nas ograć 3:0 – mówił natomiast zawiedziony Jakub Popiwczak, który podkreślił, że jego zespół musi skupić się na swojej grze. – Musimy patrzeć przede wszystkim na siebie, bo wiele nam brakowało w każdym elemencie. Skrę cechowało to, że mieli więcej spokoju w grze, więcej wyrachowania. My sami się gubiliśmy i mieliśmy problem sami ze sobą – ocenił libero Jastrzębskiego Węgla.
źródło: opr. własne, PLS TV