Ponad 10 lat występuje już w reprezentacji Polski siatkarzy. Karol Kłos jest jednym z weteranów drużyny narodowej, która spędza czas w Spale pod kierunkiem Vitala Heynena w nietypowym roku bez wielkich imprez. Środkowy PGE Skry Bełchatów nie potrafi nawet zliczyć, który to już jego obóz w spalskich lasach.
– Jeśli miałbym strzelać, to w Spale jestem chyba z dwudziesty raz – mówi Karol Kłos w rozmowie z „Super Expressem”. – A może było tego więcej, bardzo dużo w każdym razie. Tu się nie nudzimy, mimo że znamy to miejsce jak własną kieszeń. Mi się Spała kojarzy przede wszystkim z ciężką pracą. Czas wolny jest spędzany na odpoczynku i regeneracji, bo kiedy daje się z siebie maksa na treningach, nie ma siły na nic innego – dodaje.
Reprezentanci Polski i ich trener za niespełna trzy tygodnie mieli zacząć zmagania na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Imprezę z powodu pandemii przeniesiono o 12 miesięcy i wszyscy teraz zastanawiają się czy to dla naszej drużyny dobrze, czy źle. – To, że na igrzyska olimpijskie będziemy czekać jeszcze rok, nie może nam przeszkodzić – uważa Kłos zwracając uwagę na inne walory tegorocznych zgrupowań. – Patrzę na to jak wyglądają nasze obozy i jaka panuje tutaj atmosfera. Jest bardzo dużo radości. Zazwyczaj w Spale nie ma na nic czasu, bo trzeba się przygotowywać do ważnych kolejnych imprez. Tymczasem w tej chwili jest luźno, swobodnie, widać dużo uśmiechów. Paradoksalnie pandemia nam pomoże w lepszym scalaniu drużyny, zresztą taki był zamysł tych obozów – przyznaje.
Polaków czekają pod koniec lipca towarzyskie mecze z Niemcami, Estonią i Finlandią. – Czy ja się bardzo stęskniłem za prawdziwym graniem? Nie wiem, szczerze mówiąc – nie ukrywa Kłos. – Poza tym to granie nie będzie takie normalne, bo z tego co wiem, wystąpimy przy pustych trybunach. Zawsze jest trochę inaczej, z kibicami adrenalina i chęci do gry są większe. Długo jednak odpoczywaliśmy od siatkówki, więc dobrze będzie coś wreszcie zagrać – kończy środkowy kadry.
źródło: sport.se.pl