– Siatkówka poczyniła postępy w ostatnich latach, ale wcześniej była w fazie regresji. Każdy kraj mógłby skorzystać ze wsparcia dwóch lub trzech silnych zespołów, które to wsparcie byłoby skoncentrowane w lidze paneuropejskiej – przyznał w wywiadzie dla Berliner Zeitung trener Mark Lebedew. Jego zdaniem takie nowe rozgrywki mogłyby zastąpić obecną Ligę Mistrzów.
Co pan sądzi o pomyśle, by drużyna z Berlina zagrała w polskiej lidze?
Mark Lebedew: – Od dłuższego czasu zajmuje się już siatkówką, pochodzę z siatkarskiej rodziny. Sport jest mniej więcej taki sam, jak 20, 30 czy 40 lat temu. Nic tak naprawdę się nie zmieniło jeśli chodzi o znaczenie siatkówki w społeczeństwie, na świecie. Przesuwamy się krok do przodu, może dwa, a następnie wracamy na swoje miejsce. Zawsze robimy te same rzeczy, mamy takie same pomysły. To nie działa już od 50 lat. Czasem siatkówka odnosi sukcesy w jednym miejscu, czasem w innym. Jedynym miejsce, w którym zauważyłem, że siatkówka się zmienia, jest projekt w Berlinie. Pojawiło się tam nowe myślenie o klubie, o sporcie, o wszystkim. Poprawiono pozycję siatkówki w mieście i w kulturze.
BR Volleys wszedł do dużej hali. Profesjonalnie pokazują siatkówkę, trenują jak zawodowcy, mają marketing i program. To wzór do naśladowania?
– Jedynym sposobem na zmiany w siatkówce jest dokonanie naprawdę sporych przemian. Berlin jest takim przykładem. Zawsze powtarzam, że jeśli ktoś chce zobaczyć, jak można zmienić siatkówkę, jaki ona ma potencjał, powinien przyjechać do Berlina i zobaczyć jak to działa.
Mówi pan tak pomimo tego, że mieszka w Polsce. W kraju, który jest mistrzem świata i w którym siatkówka jest bardzo ważna.
– W latach 70-tych siatkówka miała bardzo ważne miejsce w polskiej kulturze, społeczeństwie. Ludzie znali ten sport.
Bardziej niż we Włoszech?
– Znacznie bardziej niż we Włoszech. Siatkówka nie jest tak istotna we włoskim społeczeństwie. Czytając tam gazetę sportową, siatkówkę można zobaczyć na 31 stronie. Włochy są mocne w siatkówkę, ale siatkówka nie jest mocna we Włoszech.
A w Polsce?
– Siatkówka odgrywa tu dużą rolę w społeczeństwie. Ludzie znają zawodników, drużyna narodowa jest bardzo popularna. Ale nie można sprzedać siatkówki w Polsce, nie ma dla niej sponsorów. Spośród 14 klubów w lidze cztery pierwsze są sponsorowane przez państwowe spółki energetyczne. To nie są prawdziwi sponsorzy, ale jako wielcy pracodawcy w miastach gwarantują pewien rodzaj wkładu publicznego. W większości innych miast głównym sponsorem są samorządy. Istnieją tylko dwa lub trzy kluby, które mają prywatnego sponsora. Ale istnieje znacznie większy potencjał, który nie został jeszcze wyczerpany.
Jaka była reakcja w Polsce na rozmowy BR Volleys z PlusLigą?
– Ludzie, z którymi rozmawiałem sądzą, że to dobry pomysł. Wiedzą, że Berlin to atrakcyjne miejsce i świetni kibice. Dołączenie BR Volleys pozwoli poprawić wizerunek ligi w Polsce. To dobra okazja biznesowa dla klubów z prywatnymi sponsorami. Kluby sponsorowane przez miasta są mniej zainteresowane zwrotem z inwestycji. Pytanie tylko, jak miałoby przebiegać takie dołączenie do polskiej ligi.
Wolałby pan ligę europejską?
– Jednym ze sposobów na zmianę pozycji siatkówki jest dokonanie sporej zmiany. Jeśli porozmawiać ze starszymi ekspertami siatkówki, którzy znają lata 80-te, to przyznają oni, że siatkówka była wówczas ważniejsza niż obecnie. Siatkówka poczyniła postępy w ostatnich latach, ale wcześniej była w fazie regresji. Każdy kraj mógłby skorzystać ze wsparcia dwóch lub trzech silnych zespołów, które to wsparcie byłoby skoncentrowane w lidze paneuropejskiej.
Jakie kraje ma pan na myśli?
– Wszystkie. Nie ma kraju, w którym liga jest cały czas mocna. Włochy mają silną ligę, ale są tylko cztery zespoły z naprawdę dużym budżetem, po czym jest gwałtowny spadek. Miejsca od 6. do 12. mają podobne budżety, ale daleko im do czołowej czwórki. W Polsce są cztery zespoły z dużym budżetem. Pozostałe drużyny mogą pokonać jedną z nich na przykład w styczniu, ale w finale już nie mają szans. Jeśliby wziąć dwie, trzy, cztery drużyny z każdego kraju, może to przyciągnąć bogatych sponsorów, a także zawodników.
To oznaczałoby koniec Ligi Mistrzów?
– Tak, te rozgrywki zastąpiłyby Ligę Mistrzów.
Istnieje jedna liga paneuropejska…
– Tak, grają w Słowenii, Austrii, Chorwacji i na Węgrzech. To jest jakaś wersja tego pomysłu. Ale ta liga nie jest na takim poziomie, jak kiedyś.
Kto powinien wdrożyć taki pomysł w życie? CEV?
– Nie mam pojęcia. Nie chcę spekulować, wiem tylko, że jeśli ma się coś zmienić, to potrzebujemy dużej zmiany. Jeśli niczego nie zmienimy, nie wejdziemy na wyższy poziom, z drugiej strony jeśli wykonamy coś za szybko, kluby mogą upaść. Ryzyko jest wszędzie.
Czy czas pandemii koronawirusa jest właściwy do zapoczątkowania takich zmian?
– Nie ma dobrego ani złego momentu. Właściwy moment jest wtedy, kiedy wszyscy zgadzają się, że coś trzeba zmienić.
Rozmawiała Karin Bühler – cały wywiad w Berliner Zeitung
źródło: Berliner Zeitung, inf. własna