– Jak dasz radę z zagrywką „Szampona”, poradzisz sobie w lidze niemal w każdej sytuacji. Niemal, bo możesz trafić na takiego gościa jak Georg Grozer – powiedział dla portalu weszlo.com Kacper Piechocki, libero Skry Bełchatów, po czym tłumaczył, że Niemiec jest jak maszyna i potrafi zagrywką znokautować niczym bokser.
Defensor bełchatowskiego klubu uważa, że niewdzięczność gry na pozycji libero polega na tym, że często zauważa się jedynie jego błędy, a kibice najczęściej doceniają tych, którzy zdobywają punkty. Dlatego czasem na treningu lubi atakować, choć zazwyczaj kończy się to na przekomarzaniu z rozgrywającym.
Prywatnie Kacper Piechocki związany jest z libero ŁKS-u Commercecon Łódź Anną Korabiec. Przyznaje, że według niego, to na nim ciąży podczas gry większa presja, a związane to jest z nazwiskiem oraz większą popularnością ligi męskiej. Nie podejmuje się natomiast porównania umiejętności swoich i narzeczonej. Bełchatowski libero przyznaje, że początki związku z siatkarką nie były łatwe, głównie ze względu na dzielącą ich odległość. Teraz para mieszka razem i wzajemnie wspiera się w trudnych dla zawodników chwilach i wzajemnie bywa dla siebie trenerami.
Piechocki otwarcie przyznaje, że do najlepszych libero w Polsce jeszcze mu trochę brakuje. – Nie jestem zawodnikiem na tym samym poziomie co Zatorski i Wojtaszek. Ci dwaj to czołówka światowa, Paweł utrzymuje tę formę od X lat, duży szacun dla niego. Damian z kolei zawsze był dobrym libero, aż tu nagle wskoczył na jeszcze wyższy poziom, na którym mnie na razie nie ma. Libero Skry twierdzi, że aby dołączyć do grona najlepszych, potrzebuje więcej doświadczenia w meczach o stawkę. Liczy na to, że z każdym kolejnym sezonie będzie notował progres.
Siatkarz za najlepszego polskiego libero uważa Krzysztofa Ignaczaka. Docenia jego waleczność i miłość do siatkówki. Według Piechockiego, dzięki zaangażowaniu na boisku Ignaczak mógł po każdym meczu spojrzeć w lustro i nie mieć do siebie pretensji. Libero Skry chciałby grać z takim „pazurem” jak Ignaczak, ale na zadziorność na boisku nie pozwalają obecnie sędziowie w naszej lidze. Piechocki ma pretensje do arbitrów, że nie pozwalają na to, żeby czasem pod siatką nieco zaiskrzyło. Według niego nie jest to dobre dla widowiska.
Zawodnik ma już za sobą debiut w kadrze narodowej. Poleciał z reprezentacją nawet na Ligę Narodów do USA, ale od początku wiedział, że jego powołanie na tę imprezę jest wynikiem kontuzji Damiana Wojtaszka. Libero zdaje sobie sprawę ze swojej pozycji i wie, że na razie nie może liczyć na powołanie do kadry, ale ma nadzieję, że w przyszłości jeszcze zagra z orzełkiem na piersi.
Gracz Skry bardzo emocjonalnie wspomina swój mistrzowski sezon z bełchatowskim klubem. – Do dziś, gdy go wspominam, mam w głowie jedno wielkie „wow!”. Mecz w Kędzierzynie będę pamiętał na zawsze. Dzięki niemu Skra zdobyła tytuł po czterech latach przerwy. Choć dla mnie… nie było to premierowe mistrzostwo. Wcześniej cieszyłem się jak szalony ze złota w 2005 roku. Byłem dziesięciolatkiem, który poza klubem nie widział świata. Dla takiego chłopca wygrana w lidze jest wszystkim.
Piechocki zdaje sobie sprawę, że ciąży na nim presja nazwiska. Wie, że po każdym słabszym meczu kibice wyleją swój żal w jego kierunku. – Pewnie! Najlepiej, żeby prezes odszedł w pakiecie z libero, prawda? (śmiech). Twierdzi jednak, że da się do tego przyzwyczaić, a jego miłość do klubu jest większa, niż nieprzyjemności płynące z faktu bycia synem prezesa. Podkreśla, że on sam przeżywa porażki równie mocno, co kibice i czasem oni potrafią jeszcze dodatkowo zdołować zawodnika, dlatego libero Skry pracuje z psychologiem i uczy się, żeby niektóre wydarzenia spływały po nim.
Zawodnik przyznaje, że kilkukrotnie chciał opuścić klub, a także że miał oferty z innych lig, ale przywiązanie do Skry zwyciężało. Poza tym Piechocki lubi sam Bełchatów, który zna od urodzenia i docenia spokój panujący w niewielkim mieście.
Siatkarz otwarcie mówi, że zdaje sobie sprawę, że nazwisko pomogło mu w karierze, ale od razu zaznacza, że gdyby nie miał umiejętności, to same nazwisko nie pozwoliłoby mu utrzymać się na topie w tym sporcie. – OK, jestem gorszy od Damian czy Pawła, przyznaję, ale na pewno daję sobie radę w PlusLidze, znam swoją wartość.
*Cały wywiad z Kacprem Piechockim dostępny jest w portalu weszlo.com
źródło: inf. własna, weszlo.com