Rozpoczęła się faza pucharowa mistrzostw Europy. Za nami pierwszy meczowy dzień w Bari, gdzie w niedzielę zagra reprezentacja Polski. Nie wszystko działa, tak jak powinno – podobnie jak komunikacja miejska w tym mieście. Te niedociągnięcia bledną w obliczu tego, że kibice w hali bawili się świetnie i stworzyli naprawdę rewelacyjną atmosferę. Nie tylko na meczu gospodarzy.
Bari to miasto portowe położone w południowych Włoszech. Zamieszkuje tutaj ponad 320 tysięcy mieszkańców, a najsłynniejszym zabytkiem jest Bazylika św. Mikołaja, która powstała w XI wieku. To wiekowe miasto jest gospodarzem 1/8 oraz 1/4 finałów mistrzostw Europy, gdzie przeniosły się drużyny, które awansowały z grup A i C.
Areną zmagań jest mało nowoczesna hala Palaflorio, która może pomieścić około 6 tysięcy kibiców. To może trochę za mało, przynajmniej patrząc przez pryzmat tego, że to już faza pucharowa mistrzostw Europy. Ma ona jednak kilka innych mankamentów. Od nie do końca poprawnie działającej wentylacji, przez dość przestarzałe zaplecze, po lekką dawkę chaosu organizacyjnego. – Hala jest specyficzna. Zdajemy sobie sprawę, grając po raz kolejny we Włoszech nie tylko mecze kadrowe, ale też pucharowe w Lidze Mistrzów, że infrastruktura sportowa w tym kraju nie jest najnowocześniejsza. Hale mają swoje lata i spodziewaliśmy się tego, że to nie są nowe obiekty – mówił przed pierwszym starciem w Bari przyjmujący polskiej kadry, Aleksander Śliwka.
Na upał w hali już podczas pierwszego treningu narzekali siatkarze, a także trener biało-czerwonych. – Graliśmy tutaj z Serbią olimpijskie kwalifikacje, hala była pełna i nie dało się oddychać, tak było gorąco – wspominał Nikola Grbić. Fakt, jest tutaj gorąco, ale byłam w stanie się do tego przyzwyczaić. Może jednak dlatego, że mogłam siedzieć przy stoliku, nie musiałam biegać po boisku.
ZAINTERESOWANIE NIE TYLKO KIBICÓW
Z tym siedzeniem też trochę przesadziłam. Może nawet nie z siedzeniem, ale stolikiem. Trybuna prasowa jest równie specyficzna jak i sufit w hali. Cztery dodatkowe trybuny zostały ustawione w czterech rogach hali, a miejsc nie starczyło dla wszystkich, bowiem organizatorzy nie spodziewali się, że dziennikarze z poszczególnych krajów będą chcieli obejrzeć coś więcej niż tylko mecze swojej reprezentacji.
Czy to coś dziwnego? Patrząc przez pryzmat kibiców chyba niekoniecznie. Już na ponad godzinę przed meczem Włochów do wejść ustawiały się kolejki. W meczu Włochów z Macedonią doping był cały czas. Po pewnej wygranej 3:0 nie brakowało fanów czekających na zdjęcie lub autograf, a siatkarze Italii cierpliwie spełniali ich marzenia. Najdłużej z hali wychodził rozgrywający, Simone Giannelli.
Chociaż organizacyjnie w Bari nie brakuje niedociągnięć, to pierwszy dzień meczowy można uznać za sukces. Nie tylko ze względu na to, że gospodarze wygrali swoje spotkanie. Lwia część włoskich kibiców została w hali, by obejrzeć kolejny pojedynek tego dnia. Pomimo tego, że o tej samej godzinie piłkarska reprezentacja Italii walczyła w eliminacjach do mistrzostw Europy. Z resztą, właśnie z tego względu Włosi rozegrali swój mecz jako pierwsi. Kibice nie tylko zostali, ale naprawdę dobrze się bawili i energicznie dopingowali siatkarzy niemieckiej i holenderskiej kadry.
Czy w niedzielę, kiedy gospodarze nie wybiegną na boisko będzie można spodziewać się podobnej frekwencji? Patrząc na to, co działo się w fazie grupowej w innych włoskich miastach, raczej trudno będzie o komplet publiczności.
Korespondencja z Bari
źródło: inf. własna