– Dyspozycja dnia i ułożenie taktyczne pod danego przeciwnika powoduje, że gra ten, a nie inny zawodnik. Mamy bardzo szeroki wachlarz siatkarzy, a nie jak Włosi czy inne nacje, które mają gołą szóstkę i dwóch zmienników do pomocy – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki były reprezentant Polski Witold Roman.
14 lat trzeba było czekać na złoto mistrzostw Europy. Chyba radość zawodników po finale świadczyła o tym jak bardzo zależało im na tym sukcesie i jak trudno było go osiągnąć?
Witold Roman:- Europa jest najtrudniejszym kontynentem, jeśli chodzi o mistrzostwa. Jest w niej na tyle dużo zespołów, które mogłyby grać o większe cele, że moglibyśmy nimi obdzielić cały świat. Gdyby inaczej wyglądały kwalifikacje olimpijskie, to dużo więcej drużyn europejskich zagrałoby na igrzyskach, a zespoły afrykańskie i azjatyckie miałyby olbrzymi problem, aby się do nich zakwalifikować. Mielibyśmy więc Europę, Argentynę Brazylię i Stany Zjednoczone.
Z perturbacjami, ale do złota
O wyrównanym poziomie świadczy chyba zwłaszcza ćwierćfinałowy mecz Serbami, w którym walka toczyła się na noże…
– Nie sądziłem, że Serbowie zagrają tak dobrze, ale nie sądziłem również, że w półfinale Słoweńcy zagrają słabiej. Zaskoczeniem dla mnie było również łatwe zwycięstwo w finale z Włochami. Może łatwe to za dużo powiedziane, ale na pewno przekonujące. Włosi mają ciekawą drużynę, która wcześniej osiągnęła sukces. Nie jest to królik wyciągnięty z kapelusza, ale rywal, z którym trzeba się liczyć i wygrać z nim po ciężkiej walce.
A myśli pan, że własna publiczność sparaliżowała Włochów?
– Myślę, że nie. Znaczenie miała przede wszystkim nasza gra. Wygraliśmy to spotkanie zagrywką. Zazwyczaj tym elementem punktowaliśmy 2, 3 razy w secie, a gdybyśmy ich nie zdobyli, to wynik byłby na styku. Zagrywka dała nam właśnie tą przewagę, dzięki której grało nam się łatwiej.
Leon w finale zamknął usta niedowiarkom?
– Leon przez lata był łatwym celem dla ludzi, którzy chcieli zaistnieć na jego garbie. Mieliśmy taką sytuację, że najpierw była euforia spowodowana tym, że jak przyjdzie Leon, to wszystkie piłki będą grane do niego i on nam wszystko wygra. Kiedy okazało się, że jest to niemożliwe, to zaczęły odzywać się głosy, że po co nam Leon? Lepiej grajmy bez niego. A na końcu okazało się, że w trudnych i ważnych momentach Leon wie, jak wziąć na siebie odpowiedzialność. Tak naprawdę wygrał nam drugiego seta. Jego seria zagrywek w drugim secie spowodowała to, że Włosi, którzy odrodzili się, musieli gonić wynik, a na tym poziomie różnica czterech, pięciu punktów jest bardzo trudna do odrobienia.
Po raz drugi w finale – po Lidze Narodów – Polacy zagrali najlepszą siatkówkę w całym turnieju. Czyli udowodnili, że potrafią maksymalnie mobilizować się na najważniejsze mecze?
– Świadczy to o kilku rzeczach. Przede wszystkim pokazuje to bardzo dobre przygotowanie fizyczne oraz mentalne do najważniejszych meczów. Dzięki doświadczeniu zawodnikom nic nie krępuje rąk i nóg wtedy, kiedy grają o wysokie cele. Poza tym jest kilku siatkarzy, którzy w trudnych momentach nie boją się wziąć odpowiedzialności na siebie. Nie mówię tu tylko o doświadczonych, ale o wszystkich zawodnikach. Nawet Fornal, który sam powiedział, że my – fusy (o zawodnikach z kwadratu dla rezerwowych) – też pojawiliśmy się na boisku i spełniliśmy swoją rolę. Mamy drużynę, która mogłaby stworzyć kilka szóstek do grania. Dyspozycja dnia i ułożenie taktyczne pod danego przeciwnika powoduje, że gra ten, a nie inny zawodnik. Mamy bardzo szeroki wachlarz siatkarzy, a nie jak Włosi czy inne nacje, które mają gołą szóstkę i dwóch zmienników do pomocy.
Kierunek Paryż
Po wygraniu Ligi Narodów i mistrzostw Europy wywalczenie olimpijskiej przepustki w chińskich kwalifikacjach będzie obowiązkiem dla Polaków?
– Chyba nikt z nas nie wyobraża sobie tego, że nie zdobędziemy olimpijskiej kwalifikacji. Teraz jest czas na złapanie chwili oddechu, ale jednak jakbym miał chronologicznie układać poszczególne turnieje, to wyżej postawiłbym kwalifikacje olimpijskie. Dla wielu chłopaków igrzyska mogą być ukoronowaniem pewnego etapu i otrzymaniem sportowej emerytury do końca życia.
Czy według pana to jest ta drużyna, która w końcu przełamie ćwierćfinałową klątwę igrzysk olimpijskich?
– Za każdym razem mam nadzieję, że to jest ta drużyna, która jest w stanie przerwać tę klątwę. Na igrzyskach wszyscy będą przygotowani idealnie. Ważna więc będzie dyspozycja, ale również cała otoczka, bo media wokół igrzysk nakręcą spiralę szaleństwa. Nawet jak zawodnicy będą próbowali o tym nie myśleć, to jak otworzą drzwi od lodówki, to w niej będzie też pytanie: czy na pewno uda im się przejść przez ćwierćfinał. Każdy trener w takiej sytuacji będzie mówił, że zagrajmy najlepszą siatkówkę i nie myślmy o tym, jaki to jest etap. Jeśli będziemy grali swoje, to najprawdopodobniej wygramy. Jeśli zaczniemy myśleć o rzeczach dodatkowych i to nas usztywni, to ponownie będziemy mieli kłopot.
Zobacz również
Radość biało-czerwonych po wywalczeniu złota
źródło: inf. własna