Strona główna » Cud nad Sekwaną! Minął rok od historycznego boju z Amerykanami

Cud nad Sekwaną! Minął rok od historycznego boju z Amerykanami

inf. własna

fot. PressFocus

7 sierpnia 2024 roku – ta data na stałe zapisała się w dziejach polskiego sportu. Dokładnie rok temu reprezentacja Polski siatkarzy dokonała cudu. Zdziesiątkowani kontuzjami podopieczni Nikoli Grbicia pokonali w półfinale igrzysk olimpijskich Amerykanów – 3:2. Bój ten zapewnił Polakom pierwszy od ponad 40 lat medal imprezy czterolecia.

Oszukać przeznaczenie

Od ceremonii otwarcia igrzysk w Paryżu minął już ponad rok. W czwartek siatkarskie grono świętuje natomiast rocznicę historycznego boju Polaków z Amerykanami, a data 7 sierpnia 2024 roku na dobre zapisała się w annałach polskiego sportu. Tym samym podopieczni Nikoli Grbicia przełamali ciążącą na nich klątwę, a okoliczności tego sportowego 'cudu’ były niewyobrażalne. Reprezentacja Polski w półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu pokonała Stany Zjednoczone – 3:2. Choć końcowo biało-czerwonym nie udało się powtórzyć sukcesu złotej drużyny Huberta Jerzego Wagner, to na srebrny medal czekano od lat.

Przed wylotem do Francji na serbskiego szkoleniowca spadła fala krytyki. Nie obyło się bez zarzutów, że zabrał on na imprezę czterolecia swoich ulubieńców, a nie najlepszy możliwy skład. Tyczyło się to m.in. skreślenia Bartosza Bednorza, którego zaczęto określać największych pechowcem polskiej siatkówki. Choć 51-latka nie jeden kibic chciał wówczas zwolnić, to decyzje trenera obroniły się wynikami. Faza grupowa, ćwierćfinał ze Słowenią… i historyczny awans do 1/2 finału, który przełamał klątwę wcześniejszych pokoleń kadrowiczów. Na tym jednak się nie skończyło.

Sensacja stała się rzeczywistością!

7 sierpnia 2024 roku o godzinie 16:00 po raz pierwszy od 44 lat reprezentacja Polski siatkarzy zagrała w półfinale turnieju olimpijskiego. Misja z tych niemal niewykonalnych, bowiem naprzeciwko biało-czerwonych zameldowali się lepiej dysponowani Amerykanie. Od początku po obu stronach siatki iskrzyło, a niewielu spodziewało się nadejścia 'cudu’. Obciążona plagami urazów polska kadra, która straciła już m.in. Mateusza Bieńka, ofiarnie walczyła do ostatniej piłki. Bohaterem stał się Grzegorz Łomacz, godnie zastępując obolałego Marcina Janusza. Swoje problemy miał także Paweł Zatorski, a połowa srebrnego składu była na środkach przeciwbólowych. Do historii przeszła również niecenzuralna mowa motywacyjna osłabionego drobną kontuzją Tomasza Fornala. Przyjmujący w dosadnych słowach zwrócił się do kolegów, a sensacja stała się rzeczywistością.

Wszystko zaczęło się od wygranej w pierwszym secie 25:23. Choć podopieczni Grbicia mogli zakończyć partię przy stanie 25:20, to tak się nie stało, a końcówka rozgrzała kibiców do czerwoności. Zimną krew zachował jednak Norbert Huber, kończąc inauguracyjną odsłonę meczu atakiem ze środka. Nie błysną jednak zmagający się z bólem Janusz, który z czasem opuścił parkiet. W drugim secie biało-czerwoni stale znajdowali się pod kreską. Dopiero w końcówce udało im się odrobić zaległości, ale partia i tak padła łupem reprezentantów Stanów Zjednoczonych – 27:25.

Kryzys rozpoczął się wraz z trzecią częścią meczu. Polakom brakowało argumentów do gry punkt za punkt, co dopiero aby myśleć o budowie bezpiecznej przewagi. Lukę tę doskonale wykorzystał zespół zza oceanu. W newralgicznym momencie z parkietu zeszedł również Bartosz Kurek, a następnie Wilfredo Leon, którym należał się odpoczynek. Jednostronny set zakończył się zaś wygraną Amerykanów do 14. W czwartym secie wydarzył się 'cud’. Biało-czerwona ekipa znów stale musiała gonić wynik, a przy stanie 20:18 dla USA o przemowę podczas czasu pokusił się Fornal. Parę minut później przyjmujący domknął seta, przedłużając byt Polaków – 25:23. W tie-breaku dalej czarował Łomacz. W polu serwisowym grzmiał Leon, a z każdego miejsca był w stanie przeciwników zaskoczyć błyszczący Tomasz Fornal. Za moment było już po wszystkim, a Polaków czekał bój z Francuzami! – 15:13.

Koniec psot

Kadra pod wodzą Nikoli Grbicia przyzwyczaiła wszystkich do trzymania poziomu. Choć wyniku z Montrealu nie udało się wyrównać, to na medal czekano długo. Mistrzowie świata, mistrzowie Europy, multimedaliści Ligi Narodów, a czegoś ciągle było brak. Francja w ostatecznym boju okazała się jednak za mocna. Przede wszystkim gospodarze turnieju olimpijskiego nie mieli aż tylu problemów zdrowotnych, a doping kibiców niósł ich wprost do obrony tytułu z Tokio.

Kwestia 'cudu’ jest jednak niepodważalna. Wszystko zaczęło się od pokonania Słoweńców w ćwierćfinale, a skończyło pierwszym od ponad 40 lat olimpijskim podium. W składzie srebrnej drużyny Grbicia znaleźli się: Tomasz Fornal, Norbert Huber, Mateusz Bienie, Bartosz Kurek (kapitan), Wilfredo Leon, Jakub Kochanowski, Marcin Janusz i Paweł Zatorski na libero. Na zmiany bądź w kwadracie dla rezerwowych byli: Łukasz Kaczmarek, Aleksander Śliwka, Grzegorz Łomacz, Kamil Semeniuk i Bartłomiej Bołądź (rezerwowy, as medyczny).

W tegorocznej Lidze Narodów Polakom udało się po raz szósty z rzędu stanąć na podium. Biało-czerwoni wyrównali także rezultat z 2023 roku, kiedy przed gdańską publicznością udało im się sięgnąć po złoto. Tym razem kadra w wielkim finale zmierzyła się z faworyzowanymi Włochami, zwyciężając 3:0. Przed reprezentantami Polski szansa jeszcze na medal mistrzostw świata. Czempionat globu zostanie rozegrany w połowie września na Filipinach. Tytułu bronią Azzurro, a uprzednio na 2. miejscu zawody ukończyli Polacy. Kolejne sukcesy są zatem kwestią czasu, a szansa na olimpijski rewanż już w Los Angeles w 2028 roku.

Zobacz również:

Czasem lepiej ugryźć się w język. Jurij Gladyr grzmi po słowach legendy kosza

PlusLiga