Drużyna GKS-u Katowice wraca do treningów po kwarantannie związanej z zachorowaniami na COVID-19. – Moją rolą jest dopilnowanie, by zawodnicy po tak długich przerwach od zajęć stracili ze swojej fizyczności możliwie jak najmniej – mówił w wywiadzie dla mediów klubowych trener przygotowania motorycznego Piotr Karlik.
– Entuzjazm chłopaków po powrocie z kwarantanny jest naprawdę bardzo duży. Wszyscy stęskniliśmy się za treningami, halą, piłką i po prostu za sobą nawzajem. Wszyscy nasi siatkarze przeszli już chorobę, niektórzy łagodniej, niektórzy nieco mocniej i widać po nich spadki, jeżeli chodzi o poziom fizyczności i wydolność tlenową. Podobnie ma się rzecz z parametrami mocy i siły, które też spadły, ale z każdym treningiem pracujemy nad tym, by powoli wrócić do dawnej sprawności i być gotowi na nadchodzące mecze – dodał Karlik.
Za niecały tydzień spotkanie w Radomiu, ale trudno oczekiwać po miesiącu przerwy dobrej formy meczowej. Jak będą wyglądały przygotowania do tego starcia?
Piotr Karlik: – To prawda, nie mamy prawa być w najbliższą sobotę w takiej formie, jaką wypracowaliśmy przez cały okres przygotowawczy. W październiku trenowaliśmy tak naprawdę przez kilka dni, a reszta miesiąca została przez chłopaków spędzona na kwarantannie. To siłą rzeczy musiało się na nas odbić. W środowisku trenerskim mówi się, że powrót do odpowiedniej dyspozycji trwa mniej więcej tyle, ile sama przerwa spowodowana urazem, a biorąc pod uwagę chorobę naszych zawodników, można zakładać, że będą potrzebowali mniej więcej trzech tygodni do odzyskania dyspozycji już wcześniej wypracowanej.
To nie znaczy, że w Radomiu zamierzamy położyć się na parkiecie, będziemy jak zawsze grać o zwycięstwo i walczyć na nasze sto procent. W tym tygodniu na samym początku skupiamy się na przygotowaniu siłowym zawodników i polepszeniu ich cech motorycznych, które nieco podupadły przez okres siedzenia w domu. Będziemy stopniowo zwiększać tolerancję na skoki i intensywność zajęć, tak aby być w miarę możliwości gotowi na sobotni mecz.
Sytuacja z koronawirusem sprawia, że twoja praca jako trenera przygotowania motorycznego musi być w tym sezonie niemałym wyzwaniem. Jak odnajdujesz się w tej szalonej rzeczywistości?
– Wyniki w tym sezonie są nieco wypaczone przez sytuację z koronawirusem. Drużyny wychodzą na mecze właściwie nieprzygotowane po tak długich przerwach od treningów, ale wiemy, że nie ma innej możliwości i spotkania muszą być rozgrywane. Nie ma co ukrywać, że efekty mojej pracy jako trenera przygotowania motorycznego idą teraz trochę na marne, ale podchodzę do tego tak, że trzeba zmierzyć się z nową rzeczywistością i radzić sobie z nią. Mam o tyle łatwiej, że z większością chłopaków pracujemy dłużej niż rok, dobrze się znamy i wiemy, czego od siebie wymagać.
Moją rolą jest dopilnowanie, by zawodnicy po tak długich przerwach od zajęć stracili ze swojej fizyczności możliwie jak najmniej. Standardy mojej pracy nie zmieniają się, a w takich chwilach przydają się jeszcze bardziej: mówię tutaj o monitorowaniu objętości i intensywności treningowej, a także czasu trwania zajęć i ciężkości treningowej. Do tego ankiety POMS dla zawodników oraz kontrola innych parametrów, które dają mi odpowiedzi na temat jakość naszego trenowania.
Czy w zespole nie ma zagrożenia związanego z ewentualnymi powikłaniami po chorobie? W niektórych drużynach PlusLigi doszło do dłuższej przerwy zawodników z ich powodu.
– Zdrowie jest w tym wszystkim najważniejsze, bo mamy je tylko jedno. Wiemy, że możliwe powikłania po przebyciu COVID-19 to problemy z płucami i sercem, niekiedy nawet z mózgiem. Chcielibyśmy za wszelką cenę uniknąć takich problemów i życzę wszystkim ligowym rywalom zmagającym się z wszelkimi problemami po przejściu koronawirusa szybkiego powrotu do zdrowia. Nasi siatkarze mają za sobą badania RTG płuc, EKG serca oraz krwi; nigdy nie możemy być pewni w stu procentach, jakie skutki będzie miał ten wirus w perspektywie długoterminowej dla każdego, kto przeszedł zarażenie nim, ale miejmy nadzieję, że jak najmniejsze.
Zarażenie koronawirusem mają za sobą wszyscy siatkarze GKS-u, co sprawia, że paradoksalnie kolejne miesiące mogą być nieco łatwiejsze.
– Można powiedzieć, że to takie szczęście w nieszczęściu. Aczkolwiek nikt ze sztabu trenerskiego nie przeszedł tej choroby i może być ciekawie, jeśli któregoś dnia wszyscy trenerzy będą musieli przejść na kwarantannę. Oby tak się nie stało. Mam nadzieję, że teraz rozegramy jak najwięcej spotkań, ponieważ chcielibyśmy dokończyć ten sezon i zająć jak najwyższe miejsce w lidze.
Byliście zmuszeni przełożyć aż sześć ligowych spotkań, co oznacza, że w późniejszej części sezonu czeka was intensywne odrabianie zaległości ligowych. Jesteście na to gotowi?
– Szczerze mówiąc, nieco straciłem rachubę, ile mamy na tę chwilę przełożonych spotkań. Duże napięcie terminarza nigdy nie jest sprzymierzeńcem, jeśli chodzi o budowanie formy sportowej, bo brak porządnego treningu siłowego i siatkarskiego oraz regeneracji odbija się na siatkarzach i nas wszystkich. Ale jeśli mamy w tej sytuacji iść na kompromisy, to jak najbardziej godzimy się na takie wyjście. Na taki maraton spotkań można przygotować się jedynie przez regularny trening i bazować na to, co wypracowało się wcześniej. Wierzę w jakość naszej dotychczasowej pracy i tego, co robimy teraz. Wiem, że mimo wszystko damy radę.
Jak znaleźć złoty środek między rywalizacją o ligowe punkty, a troską o zdrowie siatkarzy w tych trudnych czasach dla sportu?
– Dla mnie zdrowie zawodników zawsze będzie najważniejsze, wynik sportowy jest na drugim miejscu. Złoty środek to znalezienie odpowiednich proporcji między meczami, treningami i regeneracją. Jeśli nikt nie będzie naciskał na powrót do rozgrywania meczów świeżo po przebytej chorobie i kwarantannie, jeśli da się nieco czasu klubom na adaptację treningową, wtedy będziemy mieli widowiska sportowe na właściwym poziomie przy zachowaniu zdrowia u zawodników.
źródło: siatkowka.gkskatowice.eu