Ku rozpaczy nie tylko kibiców ZAKSY, ale i w ogóle sympatyków polskiej siatkówki, potwierdziły się plotki o odejściu Nikoli Grbicia z Kędzierzyna-Koźla. Serb postanowił wrócić do Perugii, ale jak podkreślił, zadecydowały wyłącznie względy rodzinne. – To nie jest tak, że zadzwonili do mnie z Perugii i zaproponowali lepsze warunki ekonomiczne. Nie dali mi niczego lepszego niż miałem tutaj. Jeśli mam powiedzieć, dlaczego podjąłem taką decyzję, to powiem, że z powodu rodziny. Nie chcę się za nimi chować, ale już przez rok byłem tutaj bez nich. Powiedziałem sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do sytuacji, że są gdzieś beze mnie – powiedział szkoleniowiec.
Jeszcze kilkanaście dni temu informacje, że Nikola Grbić miałby się przenieść do Perugii traktowano jako próbę wybicia z rytmu ZAKSY przed finałem Ligi Mistrzów, wszak już w grudniu Serb przedłużył umowę z kędzierzyńskim klubem. – Rozmawiałem z Sebastianem o kontynuacji współpracy i cieszyłem się, że ona będzie. Byłem szczęśliwy w Kędzierzynie-Koźlu z zawodnikami, sztabem, klubem, fanami – ze wszystkimi. W tamtym momencie to była łatwa decyzja, w ciągu 10 minut uzgodniliśmy warunki. Ale to było wtedy. Sezon transferowy rozpoczął się wyjątkowo wcześnie, dużo wcześniej niż zazwyczaj. Musiałem zdecydować o tym, że zostaję, nie mając tak naprawdę żadnej innej opcji. Nikt spoza naszej ligi nie szukał nawet wtedy trenerów, bo to nawet nie była połowa sezonu. Wtedy musiałem podjąć decyzję, bo wielu zaczęło myśleć o odejściu i naszą strategią było natychmiastowe rozpoczęcie budowy zespołu na kolejny sezon – zdradził w rozmowie z ZAKSĄ TV szkoleniowiec.
Po tym, jak ZAKSA coraz lepiej radziła sobie w rozgrywkach Ligi Mistrzów i odprawiła z kwitkiem Lube i Zenit, zaczęło się zainteresowanie. – Sytuacja zaczęła się rozwijać ze zwycięstwami, świetną grą, Ligą Mistrzów. Szczególnie po zwycięstwie nad Lube to zaczęło przyciągać uwagę. Nie tylko na mnie, ale też na każdego zawodnika. Cały czas mieliśmy telefony od mocniejszych klubów. Mniej więcej 20 dni przed startem play-off dostałem pierwszy telefon z Perugii. Szczerze mówiąc, moje pierwsze odczucia były takie, że nawet nie chcę o tym myśleć. Później prawie się zdecydowaliśmy z żoną, że wróci do Serbii. Codzienny dojazd z Katowic był dość uciążliwy. Sytuacja z covidem również nie pomagała. Żona nie mówi po polsku, dzieci chodziły do szkoły z językiem angielskim, ale przez naukę zdalną nie mogły nawiązywać przyjaźni, nie prowadziły życia społecznego. Mnie nie było, to nie była idealna sytuacja – nie ukrywał Nikola Grbić.
Prawdopodobnie prezes Perugii, Gino Sirci, wyczuł nastroje Serba i dlatego nie ustawał w namawianiu trenera, by zajął miejsce Vitala Heynena. – Później znowu dostałem telefon z Perugii, nie byłem w stanie spać przez 20 dni. To była najtrudniejsza zawodowa decyzja, jaką kiedykolwiek musiałem podjąć. Dużo czasu zajęło mi, żeby w ogóle z Perugią rozmawiać. Dopiero po 10 dniach pozwoliłem przedstawić ofertę, bo ten fakt oznaczał, że naprawdę biorę to pod uwagę. Powiedziałem im, że potrzebuję czasu na przemyślenie zanim w ogóle otrzymałem warunki. Mieszkałem z rodziną w Perugii 3 lata, mamy tam przyjaciół. Gdyby chodziło o jakikolwiek inny klub, prawdopodobnie powiedziałbym nie, bo i tak musielibyśmy zaczynać wszystko od nowa – w nowym mieście, w nowych szkołach, wszystko byłoby nowe. Powrót do Perugii oznacza jednak, że wracamy do miejsca, w którym byliśmy przez 3 lata. To był główny powód, dla którego zdecydowałem się na rozmowy – przyznał opiekun triumfatora Ligi Mistrzów.
Nikola Grbić jasno podkreślił, że czas spędzony w Kędzierzynie-Koźlu będzie wspominał wyłącznie pozytywnie. – Nie miało to nic wspólnego z sytuacją tutaj. Mówię to od samego początku, nigdy nie miałem i prawdopodobnie nigdy nie będę miał lepszego doświadczenia jako trener od tego, które miałem w ZAKSIE. Warunki są perfekcyjne, znalazłem chemię ze sztabem, z zawodnikami, mieliśmy do siebie zaufanie. To było świetne doświadczenie i pozostawienie tego wszystkiego było naprawdę trudne. Jeśli mam się cofnąć do słów, dlaczego podjąłem taką decyzję, to powiem, że z powodu rodziny. Nie chcę się za nimi chować, ale już przez rok byłem tutaj bez nich. Powiedziałem sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do sytuacji, że są gdzieś beze mnie. Jestem świadomy, że to moja praca, że inaczej niż w przypadku zawodników nie dostanę wieloletniego kontraktu jako trener. Bycie trenerem jest nieprzewidywalne, bo po roku mogę zostać zwolniony. Chłopcy mają 10 i 14 lat, nie są w przedszkolu i nie mogę ich ciągle przenosić z miejsca na miejsce, w tym wieku potrzebują stabilizacji. Dlatego zadecydowałem, że dla mojej rodziny najlepsze będą przenosiny do Perugii. Powtórzę, to nie jest tak, że zadzwonili do mnie i zaproponowali lepsze warunki ekonomiczne. Nie dali mi niczego lepszego niż miałem tutaj – zakończył Serb.
źródło: opr. własne, ZAKSA TV