Za pasem już dziewięć serii gier w PlusLidze, co oznacza, że jedna trzecia fazy grupowej jest już przeszłością. Kilka drużyn realizuje ambitne plany, ale są też ekipy, na które warto szczególnie zwrócić uwagę. PGE GiEK Skra Bełchatów – ciężko ją nazwać „czarnym koniem”, skoro przez lata była dominatorem w rozgrywkach, ale jej powrót do czołówki staje się coraz bardziej realny. A wszystko za sprawą pewnego czarodzieja z Rumunii – Gheorghe Cretu.
ZŁOTY OKRES
Wróćmy na moment do przeszłości. Zespół z Bełchatowa przez ostatnią dekadę królował w czołówce ligowej. Powiedzmy sobie szczerze, jeszcze kilka dobrych lat temu Skrę co roku stawiano w roli pewniaka do medalu – podobnie jak ekipę z Rzeszowa. Bełchatowianie od 2014 do 2018 roku nie schodzili z podium. Marka z województwa łódzkiego budowała się jednak przez zdecydowanie dłuższy okres. Gdyby cofnąć się o kilka lat, można by zauważyć pewną zależność. Od sezonu 2004/2005 do 2010/2011 nie było komu zagrozić siatkarzom z Bełchatowa, choć ekipy na podium wymieniały się pozostałymi kolorami medali. Złoty krążek zawsze był „zarezerwowany” dla Skry, niższe miejsca podium uzupełniały ekipy z Kędzierzyna-Koźla, Jastrzębia-Zdroju, Rzeszowa, Olsztyna czy Częstochowy, ale nikt wtedy nie potrafił znaleźć sposobu na zdetronizowanie bełchatowian.
Ostatnie mistrzostwo Polski zespół spod Łodzi zdobył w sezonie 2017/2018. W kolejnych latach bełchatowianie jeszcze przebijali się do czołówki kilkukrotnie. Zdarzało im się kończyć sezon w najlepszej czwórce. Mało kto jednak spodziewał się, że trzy lata później multimedaliści mistrzostw Polski zaliczą aż tak intensywne zderzenie ze ścianą.
CO ZAWINIŁO?
Choć z reguły w takich przypadkach obwinia się zawodników oraz trenerów, osobiście nie szłabym w tę stronę. Czynników, które miały wpływ na taki, a nie inny przebieg zdarzeń było kilka. Wątpliwe zarządzanie klubem, niekiedy nieporozumienia i konflikty jego członków z zawodnikami (po sezonie 2019/2020 z drużyną pożegnał się Mariusz Wlazły). Inne zespoły zbroiły się z roku na rok, jednocześnie zachowując kluczowe trzony składu. W Bełchatowie co sezon zmieniał się niemal cały skład – może poza pozycją libero, która do pewnego czasu wydawała się być świętością…
PGE GiEK Skra Bełchatów na papierze zawsze ciekawiła. Kilka nazwisk prosto z reprezentacji Polski, do tego legendy serbskiej siatkówki czy włoskie akcenty. Sęk w tym, że ten misz-masz bardziej budował indywidualności, niż drużynę. Bądź co bądź, z plusligowej ekipy tworzył się także w pewnym sensie ośrodek dla tych, którzy w kadrach narodowych nie do końca domagali.
PRZYJECHAŁ Z RUMUNII POSKŁADAĆ ZESPÓŁ
Podejmowano kilka prób szukania optymalnego składu. Uważam, że trzeba oddać Andrei Gardiniemu, że za jego kadencji na ławce trenerskiej stworzono nowy, w miarę działający trzon zespołu. Gdy drużynę przejął Gheorghe Cretu, miał do dyspozycji czterech graczy, którzy wiedzieli z czym się to je: Łomacza, Wiśniewskiego, Lemańskiego i Marka.
Rumuński szkoleniowiec dostał jednak od nowego zarządu kredyt zaufania już na samym początku pracy. Miał sporą siłę przebicia w decyzjach dotyczących zakontraktowania nowych zawodników. Skompletował zespół, zasilając jego szeregi dwoma graczami Ślepska Malow Suwałki – zarówno Kujundzić, jak i Stern okazali się (na ten moment sezonu) strzałem w dziesiątkę. Zobaczył też potencjał w młodym Davidzie Dinculescu i ściągnął go do klubu, aby zbierał doświadczenie. Jego najciekawszą decyzją było jednak przebranżowienie Rafała Buszka na pozycję libero. I póki co jego plan działa, bo były reprezentant Polski stara się trzymać przyjęcie w ryzach, choć mecz z Jastrzębskim Węglem mógł położyć się na tym cieniem.
CO PRZYNIESIE PRZYSZŁOŚĆ?
Czy można już mówić o fenomenie Gheorghe Cretu? Z pewnością w pierwszej kolejności można rozpatrywać jego decyzje w kontekście sukcesu, bo pewną część rozgrywek mamy dawno za sobą. W ubiegłym sezonie na tym etapie Skra zajmowała 11. lokatę w tabeli z bilansem 4 zwycięstw i 6 porażek. Teraz jest to 6. pozycja – pięć wygranych i trzy przegrane. Z czołówką tabeli jeszcze sobie nie radzi, ale w meczach z teoretycznie słabszymi od siebie zbiera żniwa.
W końcu szczęśliwie zawodnicy pozyskani przez klub są w swojej nominalnej dyspozycji. Obaj byli gracze Ślepska Malow Suwałki kontynuują swoją dobrą grę w przyjęciu i ofensywie. Strzałem w „dziesiątkę” okazał się transfer Irańczyka. Amin Esmaeilnezhad kapitalnie dźwiga rolę debiutanta, przypominając dobre czasy Ebadipoura w Bełchatowie. Jest jeszcze Bartłomiej Lemański, najwyższy zawodnik w lidze. Choć do reprezentacji narodowej ciężko mu się przebić, to swój atut w postaci 217 centymetrów stara się wykorzystać należycie. Przeważnie zaczyna mecze w pierwszej szóstce, ale zdarza się, że szybko opuszcza boisko. A Łukasz Wiśniewski? Nadrabia zaległości z poprzedniego sezonu, który w większości przez kontuzję spędził poza boiskiem. Teraz nie tylko pilnuje szczelnego bloku na siatce, ale większość spotkań rozgrywa na ponad 70% skuteczności w ataku.
View this post on Instagram
Rumuński szkoleniowiec ma niebywałe doświadczenie w naszej lidze i na świecie. Skra Bełchatów jest jego piątym polskim klubem. Wraz z ZAKSĄ zdobył potrójną koronę, czemu więc nie mógłby odbudować bełchatowskiego giganta? Cudów nie ma co oczekiwać – skład jest obiecujący, natomiast w porównaniu z drużynami walczącymi o mistrzostwo dopiero zgrywa się ze sobą. Niemniej, bełchatowian stać na play-off, a w kolejnym sezonie budowanie poziomu na wyższe ambicje. Jeśli tylko czarodziej z Rumunii dostanie więcej czasu, moim zdaniem możemy być świadkami odrodzenia dawnego giganta.
Zobacz również:
Asseco Resovia Rzeszów – drugie PSG? Na czym (nie) polega fenomen
źródło: inf. własna