Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > Igrzyska Olimpijskie > Lukas Kampa: Wierzyliśmy, że możemy się zakwalifikować. Wierzymy i teraz, że możemy być kandydatem do medalu

Lukas Kampa: Wierzyliśmy, że możemy się zakwalifikować. Wierzymy i teraz, że możemy być kandydatem do medalu

fot. PressFocus

Londynu nie zdobył. Choć przez wiele lat próbował, to dopiero w październiku minionego roku wywalczył wraz ze swoją drużyną awans na igrzyska olimpijskie. Niemcy wyszli wówczas z grupy śmierci z pierwszego miejsca, wygrywając wszystkie siedem spotkań. Teraz więc ponownie stoi przed szansą zdobycia medalu olimpijskiego i zapowiada, że do stolicy Francji jedzie po sukces, a nie by robić sobie zdjęcia z gwiazdami sportu. Impreza czterolecia będzie jego ostatnim turniejem w koszulce reprezentacji Niemiec, ale doczekał się następców w kadrze, którym zostawia pole do popisu. W rozmowie ze Strefą Siatkówki o igrzyskach olimpijskich – Lukas Kampa.

Zacznijmy od zdrowia. Jak się czujesz?

Lukas Kampa: – Psychicznie czuję się bardzo dobrze. Fizycznie też jest w porządku. Sądzę, że w moim wieku trzeba żyć z myślą, że nigdy nie jest już idealnie. Choć odnoszę wrażenie, że jadę do Paryża w takim stanie, w którym mogę skoncentrować się na grze w siatkówkę. Nic nie boli mnie tak bardzo, że cały czas o tym myślę. Mogę normalnie trenować. Nie muszę brać środków przeciwbólowych, mogę grać. To mi wystarczy, aby powiedzieć, że jestem sprawny i fit.

PODSTAWĄ DIALOG

Stałeś się jednak ostrożniejszy?

– Tak, zdecydowanie. Kilka lat temu nie miałem nawet możliwości powiedzenia, że może dzisiaj nie zagram, może zrobię mniej na treningu, może nie zrobię czegoś dodatkowego po treningu. Teraz cały czas prowadzę dialog z trenerem – ile robię, co robię, jak gram. Dyskutujemy, co działa, co ma sens. Podobnie było w Lidze Narodów – gram mecz, w ogóle nie gram meczu, już się nie rozgrzewam. Jest to nowe i dla mnie wcale nie takie łatwe, ale to rozsądne i słuszne.

Więc boisz się kontuzji?

– Nie boję się kontuzji, ale głupotą byłoby udawać, że jestem w takim samym stanie jak dziesięć czy nawet pięć lat temu. To już nie to samo. Trzeba więc być rozsądnym. Nie jest to dla mnie łatwe, ale dokładnie tak trzeba postępować. Nie bałem się, kiedy byłem kontuzjowany. Nie boję się kontuzji teraz, więc kiedy jestem na boisku, gram na 100% bez względu na wszystko. Jednak nie możesz myśleć, że jesteś ewenementem na skalę światową i w 37 lat wciąż jesteś taki sam, jak w wieku 30 czy 25 lat, więc ważne jest, aby słuchać fizjoterapeuty, lekarza, trenera przygotowania fizycznego. Wówczas zrobimy wszystko co najlepsze dla mnie i ostatecznie też najlepsze dla drużyny. Nie ma sensu, żebym był w jakiś sposób samolubny lub zbyt ambitny i w końcu odpadł. Wtedy nikomu się nie pomoże.

TRZECH KREATORÓW

W pierwszym meczu kwalifikacji do igrzysk olimpijskich doznałeś kontuzji. Dlatego Winiarski postawił na trzech rozgrywających w zespole?

– Zdecydowanie tak, ponieważ w ostatnich latach były momenty, kiedy moje zdrowie szwankowało. Przegapiłem 1/8 finału na mistrzostwach Europy przez moje problemy z plecami. Nie mogłem zagrać w Rio de Janeiro. Przyznam, że nie jest dla mnie miłe – wiedzieć, że mogę być pewnym ryzykiem dla drużyny, ale podejście trenera jest rozsądne. Przedyskutował to ze mną i rozumiem tę decyzję.

Nastąpiły zmiany odnośnie do trzynastego zawodnika. Chyba na korzyść wszystkich zainteresowanych?

– Tak, słyszałem, że być może będzie możliwe rotowanie składem i wymiana trzynastego zawodnika. To wszystko jest trochę dziwne, że następują zmiany w tak krótkim czasie. Cały czas mówimy o sporcie drużynowym, więc zawsze skupiamy się na tym, co jest najlepsze dla drużyny. Jeśli ma grać Johannes Tille, ponieważ jest on w danej chwili lepszy, bardziej sprawny albo dlatego, że ja nie jestem w formie, to jest to jak najbardziej słuszne. A jeśli jestem zmieniany, bo nie mogę pomóc drużynie, to też jest w porządku.

Olimpijska trzynastka

A co sądzisz o tym, że tylko trzynastu z czternastu graczy jest dopuszczonych do rywalizacji w igrzyskach?

– Podobnie jak Polacy również nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Naprawdę tego nie rozumiem. Wiem, że w innych sportach, np. w piłce ręcznej, jest również dwóch lub trzech rezerwowych. Myślę, że to dziwne, że nadal gra się zgodnie z zasadami poszczególnych związków, więc my gramy zgodnie z zasadami FiVB, piłkarze ręczni zgodnie z zasadami IHF, a potem nagle na tak ważnym turnieju nie wszyscy, którzy być może walczyli o kwalifikację, mogą tam być. A potem? Potem łagodzi się zasady i mówi: no niech będzie trzynastka. Uważam, że to bardzo, bardzo dziwne.

Z Zimmermannem i Tille bardziej więc współpracujesz niż rywalizujesz?

– To zawsze jest rywalizacja, ponieważ każdy chce grać i każdy ma również uzasadnione roszczenia do gry, ale to jest zdrowa rywalizacja. Na przykład razem trenujemy siłowo. Nie sądzę, żeby któryś z nas stał na zewnątrz i życzył komuś kontuzji. Ważne jest to, jak radzi sobie drużyna i czy gra najlepszy z naszej trójki. Nie zmienia to jednak faktu, że rywalizujemy ze sobą na treningach i nie rezygnujemy dobrowolnie z naszego stałego miejsca. Tego chce trener, tego oczekujemy od siebie nawzajem. Ale myślę, że jest to całkowicie w porządku na wszystkich pozycjach.

CZARNY KOŃ

Czy Niemcy są sekretnym faworytem (czarnym koniem – przyp. red.) igrzysk?

– Jak najbardziej. Nie ukrywamy się w ogóle, więc nawet nie tajnym (śmiech). Wiem, że po polsku to czarny koń. My tak w Niemczech nie mówimy. Wracając do tematu, nikt nie wierzył, że się zakwalifikujemy. Niewielu powie teraz, że Niemcy są kandydatem do medalu. Ale my wierzyliśmy, że możemy się zakwalifikować. Wierzymy i teraz, że możemy być kandydatem do medalu. Kiedy grasz w turnieju takim jak ten, chcesz dostać się do ćwierćfinału i go wygrać bez względu na to, z kim grasz. A potem grasz o medale. Logicznym jest więc postawić sobie za cel dotarcie do półfinału. Na pewno nie stawiamy sprawy: złoto albo nic. Dla niektórych może to dziwne, ale po tym co pokazaliśmy w turnieju kwalifikacyjnym, możemy głośno mówić o półfinale.

W Memoriale Wagnera przegraliśmy dwa mecze, ale za każdym razem rozegraliśmy ponad pięć setów. Powiedziałbym, że wygralibyśmy z Polską, gdyby trener Grbić nie dokonał zmian. Oczywiście mają możliwość zmiany, jak również świetną rezerwę. To, co moim zdaniem zmieniło się dla nas w ciągu ostatniego roku od kwalifikacji, to fakt, że wychodzimy na boisko i jesteśmy przekonani, że możemy wygrać wszystkie mecze. A to już duży krok. Może jeszcze trochę nam brakuje, żeby być takimi zabójcami i po prostu wygrać do piętnastu.

Spokój w Lidze Narodów był zaplanowany?

– Tak, choć mogliśmy i powinniśmy byli spisać się lepiej w dwóch czy trzech sytuacjach i np. wygrać mecz z Turcją. Jednakże plan od początku był taki, że każdy dostanie czas gry. Zobaczymy, kto może być pod presją i w jaki sposób oraz nie będziemy dokonywać zmian w danym momencie tylko po to, aby wygrać mecz. Chcieliśmy przetestować różne składy, aby nauczyć się kontrolować presję. Był jeden lub dwa mecze, w których wiedziałem, że w ogóle nie wyjdę na parkiet, więc się nie rozgrzewałem. Nie byłoby to możliwe podczas ważnego turnieju. Oczywiście szkoda, że przegapiliśmy finał, bo moglibyśmy zagrać kolejne mecze na najwyższym poziomie. Braliśmy pod uwagę taki rozwój sytuacji i nie skoordynowaliśmy z tym naszych treningów siłowych. Po prostu wiedzieliśmy, że jedynym wielkim celem jest Paryż. Do każdego meczu Ligi Narodów przygotowywaliśmy się bardzo poważnie. Zaczynaliśmy każdy mecz, chcąc wygrać, ale nie zawsze nam to wychodziło. Brzmi to głupio, ale nie myśleliśmy tylko o wygranej, myśleliśmy o poprawie krok po kroku. Takie podejście było możliwe dzięki wcześniejszej kwalifikacji.

PO IGRZYSKACH MÓWI DOŚĆ

Po igrzyskach definitywnie kończysz karierę reprezentacyjną?

– Zdecydowanie tak. Wiem, nigdy nie mów nigdy, ale czuję, że tak będzie słusznie. Teraz zdaję sobie sprawę, że to zbyt duże obciążenie. Kontynuowanie tego przez cały czas byłoby nierozsądne. Nie ma teraz większego celu niż sukces na igrzyskach olimpijskich. Oczywiście potem będą mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy, znowu igrzyska. Można tak wymieniać bez końca. Taką decyzję podjąłem jeszcze przed kwalifikacjami. Więc nawet gdybyśmy się nie zakwalifikowali, nie powróciłbym już na zgrupowanie. Są chwile, kiedy jest mi bardzo smutno, że to był ostatni raz, kiedy byłem w naszym ośrodku treningowym w Niemczech. Smutno jest wiedzieć, że nigdy nie zagram kolejnego międzynarodowego meczu w Polsce. Nie zamierzam jednak zalewać się łzami. Tak powinno być. Zostawiam teraz pole do popisu młodszym zawodnikom.

Jan i Johannes są gotowi do przejęcia pałeczki?

– Tak. Johannes udowodnił to już podczas kwalifikacji, gdy dostał szansę. Pokazał to w klubie, zwłaszcza w Lidze Mistrzów. Myślę, że Jan również rozegrał teraz dobry sezon w Turcji. Dołączył do nas ponownie i mamy dwóch graczy, którzy również są nieco inni. Ale tak, zdecydowanie są gotowi.

PRZYSZŁOŚĆ STOI OTWOREM

Chciałbyś zostać trenerem w przyszłości?

– Nie, ponieważ w tej chwili nie jest to do pogodzenia z moim życiem rodzinnym. Nie chcę się tak dużo przeprowadzać. Dla trenera jest to jeszcze trudniejsze niż dla zawodnika. Nie wiem, czy osiedlę się w Gdańsku na stałe, ale niezależnie, gdzie będę, zostanę z rodziną. W przyszłym sezonie oczywiście zostanę w Gdańsku. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Nie mogę zaraz po karierze wziąć się za trenerkę, czyli kontynuować to samo życie, tylko w innej roli i oczekiwać, że moja rodzina będzie mi towarzyszyć przez cały czas. A ja chcę być z moją rodziną, dlatego trenerka nie jest tak naprawdę realistyczną opcją.

Wróćmy do igrzysk, jesteś zestresowany przed wyjazdem?

– Nie, zapewne udzielą mi się jeszcze te emocje. Na ten moment jestem naprawdę zrelaksowany, ponieważ czuję, że jesteśmy teraz jako drużyna najmocniejsi. Mieszanka jest dobra. Jesteśmy w stanie rotować składem, pomagać sobie nawzajem, dlatego w ogóle się nie martwię. Wiem, że poradzimy sobie mentalnie. Osobiście jestem całkiem spokojny, że dam radę psychicznie. Napięcie trochę wzrośnie, ale rozegraliśmy już wiele meczów z najlepszymi drużynami.

Co charakteryzuje twój zespół – to połączenie młodości z doświadczeniem?

– Tak, dokładnie. Wiele razem przeszliśmy, mieliśmy kilka trudnych chwil. Niektórzy z tych, którzy nie są już najmłodsi, byli bardzo młodzi, kiedy zdobyliśmy w Polsce srebrny medal w 2017 roku. Teraz również zdobyli wiele międzynarodowego doświadczenia. Udało nam się zakwalifikować razem kilka miesięcy temu, co było niesamowitym doświadczeniem. Myślę, że jesteśmy dość nieprzyjemnym dla rywali zespołem, ponieważ jesteśmy bardzo silni w obronie. Może nasz blok nie jest naszą najmocniejszą stroną, ale współpraca bloku i obrony działa całkiem dobrze. Dlatego mam pewność, że nikt tak naprawdę nie chce grać przeciwko nam. Nie jestem w stanie podać naszego jednego wyróżnika, elementu, o którym można powiedzieć, że całkowicie niszczymy przeciwnika np. zagrywką lub blokiem, ale jesteśmy ponadprzeciętni w wielu obszarach i myślę, że daje nam to dobre samopoczucie.

NIEŁATWA, ALE NIE NIEMOŻLIWA

Co myślisz o waszej grupie? Zagracie z USA, Japonią i Argentyną.

– Nie jest to łatwa grupa, ale też nie niemożliwa. Myślę, że mogło być gorzej, ale nikt z nas nie spodziewał się łatwej grupy na igrzyskach. W Lidze Narodów zmierzyliśmy się już z USA i Japonią. Były to wyrównane starcia. Nie trzeba wiele, by pokonać te drużyny. Argentyna zawsze jest nieprzyjemna, ale też do przejścia. Ważne będzie dla nas dobre otwarcie igrzysk w meczu z Japonią. Jestem trochę smutny, że musimy grać dwa razy o 9:00 rano, ponieważ jest to coś zupełnie innego niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Przyznaję, że nie mogę się doczekać tych spotkań i jestem pewien, że w obecnej formie wyjdziemy na boisko i od samego początku będziemy czuć, że możemy wygrać.

WILLIAMS W CENTRUM UWAGI

Jakie są twoje wspomnienia z igrzysk olimpijskich w Londynie?

– W pamięci niekoniecznie zapadły mi jedna lub dwie rzeczy, ale to całe doświadczenie. To naprawdę niesamowite, że dla siatkówki ten turniej wcale nie jest największym turniejem pod względem liczby gier czy drużyn biorących udział, ale cała otoczka, że jest to największy turniej w historii, ponieważ igrzyska odbywają się co cztery lata. Bez problemu można przypomnieć sobie mistrzów olimpijskich z poprzednich lat. Ale jeśli spojrzeć tylko na liczbę meczów, to niekoniecznie jest to jak wygranie mistrzostw świata z 24 drużynami. To właśnie mam na myśli, że łatwiej zostać mistrzem olimpijskim, ponieważ grasz mniej. Jednocześnie cały proces jest tak trudny, ponieważ musisz być w światowych rankingach przez tak wiele lat na szczycie albo musisz wygrać kwalifikacje. Myślę, że to właśnie czyni to tak wyjątkowym. Jestem naprawdę szczęśliwy, że mogłem tego już raz doświadczyć. Z Georgiem jesteśmy jedynymi, którzy byli w Londynie. Możemy uspokoić grę i przewodzić. Nie mogę się tego doczekać. Jestem bardzo podekscytowany. Ciekawi mnie, jaka będzie atmosfera. W Londynie była bardzo miła. Przede wszystkim mam nadzieję, że odniesiemy sukces. Nie chodzi o kolekcjonowanie wspomnień i robienie zdjęć z wieżą Eiffla.

Nie chcesz sobie zrobić zdjęcia z jakąś gwiazdą sportu?

– Nie, nie jestem łowcą autografów i zdjęć. Zrobię sobie kilka zdjęć w wiosce z kolegami, w hali z moją rodziną. Nigdy nie miałem takiej potrzeby, by robić sobie zdjęcia z gwiazdami. Pamiętam, jak Serena Williams weszła do stołówki i wszyscy podskoczyli, krzyczeli i pobiegli. A ja siedziałem tam i myślałem, co się dzieje. To jest sportsmenka taka jak wy, zostawicie ją w spokoju. Nie wiem, co ludzie robią z tymi zdjęciami. Ja trzymam swoje wspomnienie z igrzysk jako całości w sercu i to jest dla mnie ważniejsze od jakiegoś zdjęcia.

 

źródło: inf. własna

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, Igrzyska Olimpijskie, Wywiady

Tagi przypisane do artykułu:
, ,

Więcej artykułów z dnia :
2024-07-19

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved