Dynamo Moskwa zdobyło Puchar Rosji, pokonując w drodze po trofeum Kuzbass (3:2), Lokomotiw (3:2) i Zenit St. Petersburg (3:0). To pierwszy tak znaczący tytuł w karierze Konstantina Bryańskiego, który objął stołeczny klub w grudniu 2018 roku. W wywiadzie dla rosyjskich mediów 43-letni szkoleniowiec opowiadał o powrocie w półfinale, swoim podejściu do gwiazd oraz o kierunku, w jakim należy kierować ambicje.
– Nie było świętowania po zdobyciu pucharu. Uroczystości trzeba było przełożyć, bo już 29 grudnia graliśmy mecz u siebie z Uralem. Natychmiast przeszliśmy do przygotowań do tego meczu.
Jaka będzie twoja reakcja, jeśli zawodnik przyjdzie na trening z pod wpływem alkoholu?
– Jestem pewien, że w Dynamo nie będzie takich incydentów – wszyscy podchodzą do swojej pracy profesjonalnie. Chociaż w trakcie mojej kariery trenerskiej oczywiście zetknąłem się z tym. W takich przypadkach nie ma potrzeby niczego wymyślać – sankcje dyscyplinarne zapisane są w kontraktach zawodników.
Z naruszeniem dyscypliny to zrozumiałe. A jeśli siatkarz nie postępuje zgodnie z instrukcjami trenera na boisku? Na przykład trafia w inną strefę, niż miał przykazane?
– Jeśli gracz zignoruje lub po prostu zapomni o ustaleniach, to oczywiście przypomni mu się o tym w pierwszej przerwie. Jeśli potem uparcie będzie ignorował polecenia, a to szkodzi drużynie, to prawdopodobnie bym go zmienił i poważnie porozmawiał po meczu. Nie spotkałem się za takim zachowaniem wcześniej i mam nadzieję, że tak zostanie.
W półfinale z Lokomotiwem przegrywaliście 0:2 i 15:19 w trzecim secie. Jak udało ci się zmienić bieg wydarzeń? Co taktycznie zmieniłeś?
– Rywal naciskał na nas bardzo poważnie swoimi zagrywkami, popełnił kilka błędów. Musieliśmy przejść na bardziej uproszczoną grę. Zrezygnowaliśmy z taktyki szybkiej gry. Konieczne było pozostawienie piłki w grze i przyjęcie w okolice strefy ataku. Następnie atak opierał się na wysokich piłkach z wykorzystaniem bloku przeciwnika. Zaczęliśmy grać cierpliwie. Podobną taktykę zastosowaliśmy w finale przeciwko Zenitowi St. Petersburg. Przeciwnik nie zdobył ani jednego punktu serwując. Zostawiliśmy wszystkie piłki w grze, a następnie próbowaliśmy wygrać w bloku i obronie. W obu meczach graliśmy zdyscyplinowanie taktycznie i zamknęliśmy dokładnie te kierunki, które zostały wyznaczone podczas analizy.
Podczas ekspresowego wywiadu po zwycięstwie nie wyglądałeś na najszczęśliwszą osobę na świecie – byłeś bardzo spokojny i zamyślony.
– Być może w trakcie samego meczu i zaraz po końcowym gwizdku wyrzuciłem wiele emocji. Ponadto chwile szczęścia zastąpiło zrozumienie, że mamy wielki potencjał i musimy iść dalej . Przed nami więcej znaczących trofeów, które można zdobyć, pokazując dobrą siatkówkę. Te myśli wirowały w mojej głowie.
Zauważyłeś, że po półfinale przeciwnik może być zmęczony. Trzy godziny więcej odpoczynku to znacząca różnica?
– Zarówno my, jak i Zenit St. Petersburg wygraliśmy dzień wcześniej pięć setów. Oczywiście wygrane w tak trudnych meczach dają pewność siebie i rekompensują zmęczenie na wiele sposobów. Faceci na emocjonalnym tle szybciej dochodzą do siebie. Może Peterowi zabrakło czasu. To tylko moje przypuszczenie. Tylko trener drużyny, który zna zawodników i widzi ich przy pracy, może to powiedzieć z całą pewnością. Na porannym treningu przed finałem zdałem sobie sprawę, że wszyscy nasi siatkarze są pełni energii i gotowi do pokazania z maksimum, nikt nie wyglądał na zmęczonego.
Czy byłeś zaskoczony, gdy na kilka dni przed półfinałami Plamen Konstantinow dał odpocząć liderom Luburiciowi i Ivovicowi w meczach ligowych?
– Nie powiedziałbym, że byłem bardzo zaskoczony. Nie sądzę, żeby było to częścią taktyki i mój kolega celowo przegrał, aby zaskoczyć nas później w półfinale pucharu. Wydaje mi się, że ci zawodnicy po prostu nie byli w najlepszej formie, a on szukał alternatywnych opcji. W poprzednich meczach grali rotacyjnie. Wszystkie szczegóły są znane tylko sztabowi trenerskiemu, który na co dzień widzi zawodnika i jego stan. W Final Four na ławce siedział też Sam Deroo. Komuś z zewnątrz mogłoby się wydawać, że trzymamy silnego gracza w rezerwie. Nie zdążył jednak dojść do siebie po kontuzji, nie zaliczył ani jednego treningu po pięciu opuszczonych meczach. Nawet mając duże doświadczenie, granie od zera jest nierealne.
Kogo można nazwać głównym graczem w Dynamo?
– Nie wieszałbym takich etykiet. Przejdźmy do półfinału z Lokomotiwem. W trzeciej odsłonie Cwetan Sokołow był mocno obciążony. Wówczas rolę lidera przejął Jarosław Podleśnik, ważne piłki wygrał Anton Semyszew. Potem pokazał się Ilja Własow. Dobrze rozgrywał Paweł Pankow, a w obronie grę czyścił Jewgienij Baranow. Rezerwowy Maksim Biełogorcew dodał agresji i stabilności podczas serwisu, a także w grze przy siatce. Bez wkładu każdego z nich nie byłoby zakończenia i nie moglibyśmy teraz nagrywać tego wywiadu. To samo stało się w finale. Na początku Sokołow był liderem ataku, potem zmieniliśmy taktykę i zaczęliśmy grać więcej przez Podlesnika. Z kolei Wadim Lichoszerstow przez cały mecz dręczył przeciwnika swoim serwem. Nie mogę nikogo wyróżnić i to lubię najbardziej.
Jak opisałbyś teraz styl gry Dynamo?
– Trzymamy się szybkiej, agresywnej gry z różnorodnymi atakami z dobrego przyjęcia. Oczywiście pragnienia i rzeczywistość czasami się różnią. Gracze nie są maszynami, nie zawsze mogą działać na tym samym poziomie. Stan fizyczny i nastrój nieustannie się zmieniają. Niemniej jednak, poprzez pracę na treningu staramy się zaszczepić tę strategię w zespole. W zeszłym sezonie mieliśmy sporadyczne problemy z interakcjami między zespołami. Wymagało to czasu. Dodaliśmy, że wszyscy gracze przyjęli naszą filozofię, ale oczywiście nadal mamy miejsce na rozwój.
Poza sezonem Dynamo zachowało kręgosłup i pozyskało trzech zawodników – Sokołowa, Podleśnika i Lichoszerstowa. Kto jest w klubie odpowiedzialny za transfery?
– To kolegialna praca kierownictwa klubu – dyrektora generalnego Nikołaja Stupakowa i dyrektora sportowego Siergieja Zaiczenki oraz sztabu trenerskiego. Podpisanie kontraktu to żmudny i skomplikowany proces. Jest aspekt finansowy, są konkurenci. Istnieją prawdziwe wojny transferowe.
Czy Anton Semyszew to dar losu dla Dynama?
– We wrześniu Bełogorie go nie potrzebowało, ale teraz zdobył Puchar Rosji, grając w głównej drużynie Dynama – chyba z zewnątrz wydaje się, że to dar losu. Ale znowu wielki wysiłek został podjęty zarówno w kwestii transferu, jak i pracy z samym zawodnikiem podczas procesu treningowego. Podpisanie obiecującego rosyjskiego zawodnika to niewątpliwie osiągnięcie klubu. Opłaciło się to dość szybko.
Gdyby to od ciebie zależało, czy limit zostałby rozszerzony do trzech zawodników zagranicznych?
– Oczywiście pomogłoby to klubom stać się silniejszymi i zrealizować swoje ambicje, także na arenie europejskiej. Ale jestem trenerem patriotycznym w tej kwestii i uważam, że nic nie trzeba zmieniać. Im więcej obcokrajowców, tym mniejsze szanse będą mieli młodzi rosyjscy piłkarze .
Dynamo rozpoczęło obecny sezon europejski od kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Ale w decydującym meczu z Trentino bez Sokołowa, pozostali gracze również byli ociężali. Koronawirus?
– Tak. Niestety, ponieważ nie byliśmy ostrożni, nie mogliśmy tego uniknąć. Sokołow chętnie grałby nawet na zastrzykach, ale lekarze mu zabronili. Reszta graczy też nie czuła się najlepiej, a po powrocie już oceniliśmy skalę problemu – wielu miało gorączkę. Mieliśmy 12 osób zarażonych koronawirusem. Szkoda, że wszystko to wydarzyło się w przededniu ważnego meczu z Trentino.
Teraz jesteście w Pucharze CEV. Biorąc pod uwagę, że nie ma tam klubów włoskich i polskich, poziom tych rozgrywek spadł?
– Myślę, że tak. Nie wiem, z jakich powodów nie ma klubów z Włoch i Polski. Wartość trofeum z tego powodu nie maleje. W każdym razie, aby zdobyć puchar CEV, musisz pokonać poważne zespoły. Montpellier to silny europejski klub. A w potencjalnym finale możemy spotkać się z Zenitem St. Petersburg.
Jeśli zespół jest orkiestrą, to kim jest dyrygent – to trener czy rozgrywający?
– Myślę, że trener. A rozgrywający to pierwsze skrzypce, które nadają ton całemu zespołowi. Przez rozgrywającego przechodzą wszystkie piłki, a inni gracze zależą od jego stabilności, spokoju, jakości wykonania rozegrania. Jednak porównanie gry muzyków i siatkarzy wciąż nie jest do końca poprawne. Muzycy grają zgodnie z partyturą. W jazzie jest tylko improwizacja. W sporcie nie ma scenariusza. Musisz być gotowy na wszystko.
źródło: inf. własna, sport.business-gazeta.ru