Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > mistrzostwa świata > Fragmenty książki Wojciecha Maroszka – „Moje Tokio”

Fragmenty książki Wojciecha Maroszka – „Moje Tokio”

fot. Damian Warwas

„Brazylijczycy podnieśli ręce, że wymiana powinna zostać przerwana. Spojrzałem na mojego drugiego Vladę Simonovicia – pokręcił głową. Byłem tego samego zdania. Punkt dla Rosjan, 14:12. No dobrze, ale skąd ta piłka?! Popatrzyłem na podawacza – jakiś niepewny. Patrzę na Vlada – widzę, że nie wie, co się stało. Cóż, widocznie piłka wypadła podawaczowi. Gramy dalej.” – tak w swojej książce pt. „Moje Tokio” opisuje mecz Brazylii z Rosją sędzia Wojciech Maroszek. Tak właśnie, to ten słynny mecz, w którym Renan Dal Zotto wrzucił piłkę na boisko, po czym został zawieszony przez organizatorów.

Na książkę składają się trzy części. W pierwszej Wojciech Maroszek opowiada o swojej karierze sędziowskiej od jej początku po zakończenie sezonu 2020/2021. Przytacza wiele wspomnień i anegdot. Szczerze wspomina swoje potknięcia i upadki. Opisuje, jak wygląda życie sędziego ligowego. Znajdziecie też nieco wyjaśnień co do przepisów gry i podpowiedzi dla zawodników i trenerów, jak współpracować z sędziami.

W drugiej części znajdziecie relację z Siatkarskiej Ligi Narodów, słynnej „bańki” w Rimini. Jako bezpośredni uczestnik Maroszek opowiada o warunkach życia i pracy na tym najdłuższym chyba w historii siatkówki turnieju. Wreszcie w trzeciej części relacjonuje wydarzenia wprost z Tokio. Z książki dowiecie się, jak wyglądały na żywo ceremonie otwarcia i zamknięcia igrzysk. Przeczytacie o wydarzeniach w tle turnieju siatkarskiego.

Fragmenty książki:

Mistrzostwa świata mężczyzn w 2018 roku rozgrywane były we Włoszech i w Bułgarii. Ja na czas eliminacji trafiłem do Ruse, na granicy bułgarsko-rumuńskiej. Przesędziowałem tam cztery spotkania. Nie były to jakieś genialne występy. Część kolegów nie rozumiała, dlaczego to ja, a nie oni, jadę na kolejne rundy turnieju. Taka decyzja zapada jednak parę miesięcy przed turniejem. Otrzymujemy nominację na określony czas i bilety lotnicze od razu w obie strony.

Według pierwotnego planu miałem na drugą część zawodów jechać do Warny. Jednak wyniki eliminacji tak się ułożyły, że szefowie musieli dokonywać roszad, by żaden sędzia nie znalazł się w grupie, w której gra jego reprezentacja. W czasie późnej kolacji po ostatnim meczu w Ruse podszedł do nas supervisor z informacją o nowych przydziałach. Ja o 6 rano miałem być gotowy na wylot do Mediolanu. W Mediolanie sędziów oceniał Willy Paredes, przewodniczący Komisji Przepisów Gry i Sędziowskiej FIVB, czyli sam szef. W drugim dniu meczów Rosja grała z Włochami. Rosja, by nie odpaść z turnieju, musiała ten pojedynek wygrać. Wieczorem dnia poprzedniego siedzieliśmy w gronie sędziów i każdy mówił to samo: „Byle nie ten mecz”. Szef postawił na mnie.

Po słabszych moim zdaniem meczach w Ruse miałem sporego pietra. W końcu grały dwie topowe ekipy, w tym gospodarze turnieju. A Rosjanie pewnie mieli jeszcze w pamięci moją twarz z finału mistrzostw Europy z Krakowa rok wcześniej. Bardzo delikatna sprawa. Mecz zaczął się od tego, że parokrotnie słusznie zmieniłem decyzje sędziów liniowych. Potem wziąłem na siebie challenge, gdy nikt nie był pewien, gdzie spadła piłka. Z każdą chwilą czułem rosnące zaufanie zawodników do mnie. I udało mi się nie wymyślić niczego głupiego do samego końca. Rosja wygrała 3:2 i po zwycięstwie nad Finlandią w następnym dniu znalazła się w czołowej szóstce mistrzostw. Awansowali
także Włosi. Z tego meczu pozostało mi zdjęcie, na którym rozbawieni stoimy z Ivanem Zaytsevem (dla niewtajemniczonych: włoskim atakującym, choć synem świetnego radzieckiego siatkarza Wiaczesława Zajcewa) i rosyjskim libero Aleksiejem Wierbowem – oni zawieszeni na siatce, ja na słupku nad nimi.

Ostatnia, finałowa runda rozgrywana była w Turynie. Spaliśmy w hotelu ulokowanym w dawnej fabryce Fiata, Lingotto. To niesamowity 100-letni budynek. Ten olbrzymi obiekt ma z 500 metrów długości i 5 wysokich kondygnacji. Na jego dachu znajduje się betonowy tor, na którym testowano produkowane pojazdy. Teraz są tam ekskluzywna restauracja i lądowisko helikopterów, z których podobno często korzysta rodzina Agnellich – właścicieli Fiata. Lingotto na obu swoich końcach ma spiralne podjazdy, którymi aż do lat 80. zjeżdżały nowe samochody. Po zamknięciu fabryki na szczęście nikt nie zdecydował się na wyburzenie obiektu. Dzisiaj można tam znaleźć między innymi centrum handlowe, biura do wynajęcia oraz dwa hotele. Również aranżacja hali Pala Alpitour, gdzie graliśmy, robiła niesamowite wrażenie. Wszechobecne oświetlenie LED pozwalało na pokazywanie na trybunach barw narodowych zespołów, a DJ gwarantował dobrą zabawę. Pierwszego dnia sędziowałem mecz Brazylia – Rosja. Kolejne 3:2, kolejne prostowanie decyzji sędziów liniowych (jak mają dobrze pokazywać, skoro w lidze włoskiej od kilku lat nie ma sędziów liniowych?) i kolejny bardzo dobry występ. Pamiętacie tamten mecz? Naprawdę nie? Nie kojarzycie spotkania, w którym trener wrzucił na boisko drugą piłkę, by przerwać wymianę? Ha, to było wtedy! Tie-break, Brazylia prowadzi 14:11. Maksim Michajłow atakuje. Piłka uderza w boisko, a ja widzę, że po parkiecie toczy się druga!

Brazylijczycy podnieśli ręce, że wymiana powinna zostać przerwana. Spojrzałem na mojego drugiego Vladę Simonovicia – pokręcił głową. Byłem tego samego zdania. Punkt dla Rosjan, 14:12. No dobrze, ale skąd ta piłka?! Popatrzyłem na podawacza – jakiś niepewny. Patrzę na Vlada – widzę, że nie wie, co się stało. Cóż, widocznie piłka wypadła podawaczowi. Gramy dalej. Dopiero gdy zszedłem ze słupka po meczu, powiedziano mi, że to trener brazylijski Renan Dal Zotto wrzucił tę piłkę, aby przerwać wymianę. Powtórki telewizyjne pokazały, że nie było w tym przypadku. Złapał piłkę po wcześniejszej wymianie i nie oddał jej podawaczowi, chociaż ten wyciągnął po nią ręce. Pomijając, że to niesportowe zachowanie, było tontakże bez sensu przy takim wyniku, jak sądzę.

Co bym zrobił, gdybym zobaczył, że to trener wrzuca drugą piłkę? Czerwona kartka i kolejny punkt dla Rosjan (na 13:14). Jednak po meczu FIVB ogłosiła, że należałoby trenera zdyskwalifikować. Nikt wszakże nie miał do mnie pretensji o brak sankcji. Wręcz przeciwnie, usłyszałem, że uratowałem turniej, bo katastrofą byłoby nieprzyznanie punktu Rosjanom i powtórzenie wymiany.

Trener Brazylijczyków został zawieszony na kolejny mecz, a jego miejsce podczas starcia z USA (ja jako sędzia drugi) zajął Marcelo Fronckowiak, obecnie szkoleniowiec Cuprum Lubin. Amerykanie zlekceważyli to spotkanie, bo chyba celowali w Polaków jako rywali w półfinale. Brazylia wygrała, a Marcelo jest w tej sytuacji najskuteczniejszym trenerem kadry Canarinhos – 100% wygranych!

Szczerze mówiąc, myślałem, że po takich przejściach przez ostatnie dwa dni będę już tylko turystą. Do końca turnieju zostały cztery mecze, czyli osiem nominacji z gwizdkiem. Nas, sędziów, też było ośmiu, w tym ja najmłodszy stażem w topowych rozgrywkach, w dodatku z kontrowersją turnieju na koncie. Przecież nie każdy musi coś gwizdać, a ja prowadziłem już dziewięć spotkań, bodajże najwięcej ze wszystkich. No a jeśli już coś gwizdać, to byle nie półfinał Brazylia – Serbia jako sędzia pierwszy. Bo to znowu delikatny politycznie mecz i zapowiadający się na bardzo trudny. Szef jednak uznał, że mam tak dobrą passę, iż dam sobie radę, i nominował mnie na słupek.

Mecz okazał się dość prosty. Brazylia wyraźnie dominowała. Dla mnie bardzo trudny moment był wtedy, gdy wychwyciłem wzajemne zaczepki przy siatce i wezwałem do siebie obu kapitanów, by upomnieć zespoły. Marko Ivović (przesympatyczny facet, ponadto nieźle mówiący po polsku po tym, jak grał w Resovii) spokojnie słuchał, co miałem do powiedzenia. Jednak Bruno Rezende po drugiej stronie siatki podszedł, machnął ręką i odwrócił się do swoich. Gwizdek, grzeczny uśmiech i przywołanie zawodnika z powrotem. Zgodnie z instrukcją. Bruno wrócił, wysłuchał pół zdania, po czym znowu sobie poszedł. Chwila próby. Sprawdzenie, kto tu rządzi. Nie można odpuścić. Gwizdek, już bez uśmiechu i stanowcze przywołanie zawodnika. Zadziałało.

Canarinhos znowu z ławki prowadził Dal Zotto, który przed meczem ze skruszoną miną przyszedł przeprosić. Powiedział, że sam nie wie, dlaczego wrzucił tę drugą piłkę na boisko w spotkaniu z Rosjanami. Już po turnieju FIVB wróciła do tamtej sytuacji, zawiesiła trenera na kolejnych pięć meczów i ukarała solidną grzywną. W szatni po meczu Willy Paredes uściskał mnie po ojcowsku, gratulując mi występu. Był bardzo szczęśliwy, że go nie zawiodłem.

Książkę Wojciecha Maroszka pt. „Moje Tokio” możecie zamówić TUTAJ.

źródło: materiał promocyjny

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, mistrzostwa świata

Tagi przypisane do artykułu:

Więcej artykułów z dnia :
2021-10-14

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved