Bartek Kwolek na ostatniej prostej wyprzedził Wilfredo Leona i Bartosza Bednorza i to on znalazł się w kadrze na mistrzostwa świata, które rozpoczną się już 26 sierpnia. Jak ocenia atmosferę w reprezentacji Polski?
Od samego początku sezonu kadrowego można znaleźć wiele opinii, że w tym roku jest nowy Kwolo. Ty sam tak czujesz, że coś się zmieniło? A może to tylko wrażenie osób z zewnątrz?
– Nie wiem. Może rzeczywiście ta zmiana klubu, zmiany w życiu wpłynęły na mnie pozytywnie i jestem bardziej uśmiechnięty, mam optymistyczne podejście do świata i więcej pozytywnej energii niż rok czy dwa lata temu. Czy nowy Kwolo to nie wiem, ale mam nadzieję, że będę zmieniać się tylko na lepsze.
Spodziewałeś się, że pojedziesz na mistrzostwa świata? Pewnie gdyby bukmacherzy wystawiali kursy na samym początku przygotowań, to faworytem do końcowej czternastki byś nie był.
– Na pewno to, że nie ma Wilfredo Leona, ułatwiło mi rywalizację, którą wygrałem z Bartkiem Bednorzem. On też miał mniejsze, większe problemy zdrowotne, potem doszedł do sprawności, ale ja miałem już ten zapas tych 2-3 tygodni, gdy cały czas trenowałem na pełnych obrotach. Miło, że trener podjął taką decyzję, zaufał mi i pokazałem się z na tyle dobrej strony zarówno w meczach, jak i na treningach, że zdecydował się akurat na mnie.
Nie było chwili zwątpienia, gdy zabrakło cię w Bolonii? Nie było w tym okresie jak trenować, więc siłą rzeczy byłeś zdany sam na siebie.
– Nie podchodzę do tego tak, że ktoś teraz kopnie cię w tyłek, a za chwilę wrócisz i wszystko będzie w porządku i nic się nie wydarzyło. Już parę razy dostałem takiego kopa i nie było mnie w kadrze na te najważniejsze turnieje. Nauczyłem się z tym żyć. Mamy cały rok w klubie na to, aby tę formę wypracować, aby ciało dostało takie, a nie inne bodźce. Gdy przychodzisz po dobrym sezonie klubowym, to przeważnie w kadrze jest dużo łatwiej i czujesz się pewniej. Z tego powodu cieszę się, że po słabym roku przyjechałem na kadrę. Tak jak wszyscy mówią, że to nowe rozdanie i może rzeczywiście coś w tym jest. Zresetowałem sobie głowę i dałem z siebie maxa. Myślę, że to się opłaciło, z tego muszę być zadowolony i teraz muszę to cały czas podtrzymywać, szlifować, aby być w tym tylko lepszym.
W co mierzycie na tych mistrzostwach?
– W zwycięstwo.
Jest taka wewnętrzna wiara w drużynie? Nie ma jakichś kwasów? W ostatnim czasie zrobiło się trochę głośno.
– Szczerze mówiąc lepiej, żeby zrobiło się kwaśno gdzieś poza tą czternastką, która tutaj jest, niż dotykało to bezpośrednio nas. Kwasy niech będą i rozstrzygają się w mediach społecznościowych. My mamy czystą głowę, trenujemy i mam nadzieję, że będziemy w 100 procentach gotowi na 26 sierpnia.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – można więc powiedzieć, że z takim nastawieniem jedziecie na turniej?
– Jasne, że tak. To jest argument kadry narodowej, że tutaj nie przyjeżdżasz zarabiać pieniędzy lub zdobywać chwałę. Tutaj przyjeżdżasz z dumy, bo chcesz reprezentować barwy narodowe. Taki cel przyświeca wszystkim, którzy tu są. Od sztabu po zawodników. Dlatego jest taka wiara. Co by się nie działo, to zawsze będziemy chcieli być najlepsi.
To jeszcze pytanie trochę pół żartem, pół serio. Jest takie sformułowanie-wytrych, często używane przez ekspertów czy kibiców – ciężka siłownia. Była ciężka siłownia przed meczem z Ukrainą?
– Była, ale taki też był plan i tak nam to naświetlił trener. Nie ma się co przejmować tymi wszystkimi meczami do mistrzostw świata. Każdy gdzieś tam inaczej pracuje, ma inny sposób na dojście do formy. My idziemy na pewno troszeczkę cięższą drogą, ale wierzę, że to popłaci w odpowiednim momencie.
Cztery lata temu za Vitala Heynena forma miała przyjść na tę najważniejszą część mistrzostw i tak rzeczywiście było. Tym razem też się tak nastawiacie, że grupa grupą, ale dopiero w fazie pucharowej macie zacząć grać najlepszą siatkówkę?
– Kurczę, mam nadzieję, że najlepszą zaczniemy grać już od pierwszego meczu i dotrzymamy formę do finału. Najlepiej byłoby się wstrzelić na ćwierćfinał lub półfinał i potem przytrzymać już to dalej. Nie ma magicznej różdżki, jednego schematu, którym można podążyć i wiesz, że będziesz miał tę formę wtedy i będziesz czuł się super świeży. Każdy szuka tej drogi. Każdy organizm, każdy zawodnik reaguje też inaczej na różne jednostki. Nie można też wrzucać tego do jednego kotła i mieszać. Wszyscy wierzą w to, co tutaj robimy i to jest połowa sukcesu, bo gdybyśmy narzekali cały czas i mówili, jak to jest nam źle, to czulibyśmy się jeszcze gorzej niż w rzeczywistości.
*Rozmawiał Michał Kwietko-Bębnowski
źródło: aluroncmc.pl