Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > Tauron Liga > Anna Miros: Na pewno będę chciała zostać przy siatkówce

Anna Miros: Na pewno będę chciała zostać przy siatkówce

fot. Sylwia Lis-Dubiel

Anna Miros, starszym kibicom znana pod nazwiskiem Podolec, kilka dni temu oficjalnie zakończyła karierę. Atakująca grała w czołowych, europejskich klubach z Rosji, Włoch czy Rumunii. Z Asystelem Novara zdobyła wicemistrzostwo i Puchar CEV. W Polsce siedem medali mistrzostw kraju. Wiele osiągnięć i jeszcze więcej wspomnień. – Pamiętam, jak na mistrzostwach Europy spóźniał się kierowca i Andrzej Niemczyk postanowił, że sam poprowadzi autobus. Tak zrobił. Zawiózł nas pod halę – zaśmiała się Miros.

Pamiętasz swoje siatkarskie początki? Pierwszy trening?

Anna Miros:  – Siatkówkę pokochałam dzięki mojej siostrze i wzorowałam się na niej. Chciałam być taka jak ona, ubierać się tak samo i robić te same rzeczy. Jak grała w siatkówkę, to ja też musiałam. W podstawówce zaczęłam. SKS lubiłam, ale zazdrościłam starszej o trzy lata siostrze, że chodzi na profesjonalne treningi, a ja nie! Byłam w czwartej klasie podstawówki i właśnie wtedy wybrałam się do niej na trening. Wzięłam trenera Bogdana Dudka na rozmowę. Miałam zaledwie 10 lat (śmiech). Powiedziałam mu, że chciałabym zacząć z nimi trenować, ale dostałam odpowiedź, że jestem za młoda i żebym przyszła za dwa lata. Poszłam smutna do domu, ale nie załamywałam się. Trenowałam dalej na SKS. Po dwóch latach wróciłam do hali w Łańcucie – tak już zostałam. Szczegółowo pierwszego treningu nie pamiętam, ale za to pierwsze biało-czarne trampki i nakolanniki już tak! Byłam niesamowicie szczęśliwa, że mam tak profesjonalny sprzęt (śmiech).

Siedem medali mistrzostw Polski, jeden z Włoch. Każdy smakował tak samo, czy masz swój ulubiony?

 – Każdy zdobyty medal miał swój smak, ale wszystkie są dla mnie tak samo ważne. Były okupione dużym wysiłkiem, hektolitrami wylanego potu i niestety często bólem. Medal mistrzostw Europy w Turcji był moim pierwszym medalem w seniorskiej siatkówce. To on otworzył worek sukcesów, które później się potoczyły. Ten medal wspominam najmilej. Przede wszystkim dlatego, że nikt się go nie spodziewał. Nikt w nas nie wierzył. Byłyśmy niespodzianką tych mistrzostw. Złoto zdobyte na parkiecie przeciwnika smakowało pięknie.

Byłaś najmłodszą zawodniczką w kadrze „Złotek”. Musiałaś wieszać siatkę, nosić apteczkę i zbierać piłki za starsze koleżanki?

– Młode zawodniczki w tamtych czasach miały zdecydowanie trudniejsze życie niż ówczesne adeptki grające u boku tych doświadczonych. Musiałam nosić piłki, bidony z wodą, pomagać w rozładowaniu autobusu ze sprzętu medycznego, liczyć zawsze piłki zarówno przed i po treningu, ale nigdy nie był to dla mnie problem. Wiedziałam, że to mój obowiązek i nigdy się nie stawiałam starszym koleżankom.

Wróćmy pamięcią do Turcji. 28 września 2003 roku. Dzień, w którym złoty medal mistrzostw Europy zawisł na twojej szyi. Był to jeden z najpiękniejszych dni życiu?

 – Zdecydowanie była to jedna z najpiękniejszych chwil. Byłam wdzięczna trenerowi Andrzejowi Niemczykowi, że na mnie postawił i zabrał na te mistrzostwa. Było to dla mnie bardzo duże wyróżnienie i nobilitacja. Czułam, że zrobiłyśmy coś dużego, co zapisze się w historii polskiej siatkówki i że ja będę jej częścią.

Co będziesz najbardziej wspominać z całej przygody siatkarskiej?

 – Przez 20 lat mojej kariery wydarzyło się sporo pięknych chwil. Niestety nie brakowało też smutnych, związanych z kontuzjami. One mnie nie oszczędzały. Wyjazd na igrzyska olimpijskie do Pekinu w 2008 roku był uwieńczeniem moich marzeń i snów. Odkąd pamiętam, zawsze podkreślałam, że chciałabym pojechać na imprezę czterolecia. Robiłam wszystko, by to zrealizować, choć tak naprawdę nie spodziewałam się, że uda mi się to marzenie spełnić.

Miałaś trudne momenty na siatkarskiej drodze?

 – Każda porażka była trudnym momentem, ale też każda kontuzja. To i to zawsze motywowało mnie do jeszcze cięższej pracy. Nigdy nie potrafiłam się poddać i powiedzieć, że nie dam rady. Nawet w bardzo beznadziejnej sytuacji. Zawsze wierzyłam, że dam radę. Bo kto inny jak nie ja? Z natury jestem uparta, ta cecha w siatkówce bardzo mi się przydała. Pomogła wychodzić z bardzo trudnych i ciężkich kontuzji, czy sytuacji na boisku.

Żałujesz czegoś? Jest coś, czego nie osiągnęłaś, o czym marzyłaś?

 – Myślę, że nie żałuje niczego. Marzenie, by grać z moją siostrą w jednej drużynie – spełniło się. Marzenie, by grać w lidze włoskiej – spełniło się. Marzenie, by grać na igrzyskach olimpijskich, też mi się udało zrealizować. Wydarzyło się również wiele innych rzeczy, o których nawet nie śniłam. Jestem spełniona, jeśli chodzi o siatkówkę. Na pewno można było zrobić więcej i lepiej, ale i tak jestem z siebie zadowolona.

Życie po zakończeniu kariery… Jak sobie je wyobrażasz?

 – Szczerze? Nie wyobrażam sobie życia bez siatkówki, ale będę musiała się w nim jakoś odnaleźć, nauczyć funkcjonować. Na pewno będę chciała zostać przy siatkówce i mieć z nią cały czas styczność.

*cały wywiad Natalii Perlińskiej w serwisie polsatsport.pl

źródło: polsatsport.pl

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, Tauron Liga

Tagi przypisane do artykułu:
, ,

Więcej artykułów z dnia :
2020-06-20

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved