Jako selekcjoner reprezentacji Polski dokładnie przed dziesięcioma laty – w lipcu 2012 roku – świętował z biało-czerwonym zespołem jedyne nasze zwycięstwo w Lidze Światowej siatkarzy, poprzedniczce Ligi Narodów. Teraz nowy trener klubowy Kamila Semeniuka i Wilfredo Leona mówi o naszych szansach w finałach Ligi Narodowej rozgrywanych w Bolonii.
Jak ważna jest dla pana wygrana z biało-czerwonymi w Lidze Światowej w 2012 roku?
– W pracy trenera bardzo często jest tak, że prawdziwa ocena przychodzi dopiero po czasie. Tak jest z wygraną Ligą Światową sprzed dekady. Wszyscy pamiętamy, że naszą euforię zgasiło niepowodzenie na igrzyskach w Londynie. Tak naprawdę trudno było się w 2012 bardzo cieszyć, skoro nasze marzenia o medalu igrzysk prysły jak bańka mydlana. Dzisiaj, z dużego dystansu, patrzę na trumf w Sofii zupełnie inaczej. Cieszę się, że udało nam się dokonać tego, czego nie zrobiła dotąd inna polska reprezentacja i jestem dumny z tamtej grupy. Podobnie jak z prowadzonej przeze mnie Italii w trakcie igrzysk w Sydney. Wtedy mieliśmy prawdziwy dream team, jednak seria pechowych kontuzji spowodowała, że zostaliśmy z brązowymi medalami, a nie oczekiwanym przez wszystkich złotem. Dziś jestem dumny, w Sydney byłem załamany. Tak to bywa w tej pracy.
Czy nasza obecna reprezentacja ma szansę wygrać w Bolonii Ligę Narodów?
– Oczywiście, że tak! Ci chłopcy są gotowi, by zwyciężać. Rozmawiałem z Kamilem Semeniukiem, który jest teraz moim zawodnikiem w Perugii. On sobie doskonale zdaje sprawę z tego, że Polska ma sporą szansę zaprezentować w turnieju finałowym doskonałą siatkówkę. A to powinno pozwolić na walkę o medale, bo patrząc na fazę grupową Ligi Narodów widać wyraźnie, że tylko kilka reprezentacji prezentuje już najwyższą formę. Reszta szykuje ją dopiero na zbliżające się mistrzostwa świata. Na ten moment najlepiej prezentują się Polacy, Włosi i Francuzi. Ale chcę też dodać, że biało-czerwoni muszą bardzo uważać.
Na kogo? Na co?
– Już w pierwszym meczu czekają na nich Irańczycy. To naprawdę bardzo wymagający rywal, który jeśli się pozwoli mu złapać rytm, może być niezwykle groźny. Końcówkę poprzedniej fazy grali naprawdę imponująco. Świetny Ebadipour, a także nowi Esfandiar, Fazel czy Amin – oni wszyscy mają spory potencjał i umiejętności. Polacy muszą być skoncentrowani na siatkówce, na swojej grze i zachować czujność. To jest ćwierćfinał, po którym przychodzą mecze o medale. Ale jeśli się ten mecz zawali, to wraca się do domów. Ćwierćfinałów nikt nie lubi…
Jedynym złotym graczem z 2012 roku, który nadal reprezentuje polskie barwy i zagra w Bolonii jest Bartosz Kurek.
– To jest prawdziwa legenda reprezentacji, niewiarygodny chłopak! Przypomnę, że pierwszy złoty medal zdobył już w 2009 roku w mistrzostwach Europy, gdy kadrę prowadził Daniel Castellani. Bartek przez te wszystkie lata jest filarem reprezentacji Polski. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem jak gra nie mogłem wyjść z podziwu, jak wielki drzemie w nim potencjał. Nie wiem, czy wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, że Bartek przez wiele lat musiał w wyjątkowy sposób dbać o swoje zdrowie i organizm, bo jego konstrukcja jest taka, że wymaga specjalnych ćwiczeń i troski, by być w najwyższej formie. Przez te wszystkie lata pokazywał ogromny profesjonalizm i poświęcenie, nigdy nie odmawiał reprezentacji, zawsze był na zawołanie każdego z selekcjonerów. Przypomnę, że zgodził się także na zmianę pozycji na boisku, z przyjęcia na atak. To jeden z najbardziej pracowitych siatkarzy, jakich spotkałem w moim życiu. Jestem z niego bardzo dumny!
Jednym z faworytów turnieju w Bolonii są gospodarze. Jak to możliwe, że w krótkim czasie udało się zbudować młody i tak silny zespół?
– W tej chwili to już klasowa drużyna, która może wygrać z każdym rywalem. Wielka w tym zasługa Fefe de Giorgiego, który w idealnym momencie postawił na radykalne odmłodzenie drużyny. Włoska kadra wygrała już mistrzostwa Europy, oczywiście te rozgrywane po igrzyskach, więc trochę mniej wymierne niż w innych latach, więc wielu się zastanawiało, jak sobie poradzi w tym sezonie. Na razie grają bardzo poukładaną siatkówkę, ich dyspozycja może imponować. Gianelli to dla mnie najlepszy rozgrywający na świecie, możecie też zwrócić uwagę na Russo, to bardzo dobry środkowy, ostatnio jednak mało grający z powodu kontuzji. Lavia czy Michieletto to już klasa światowa, więc Italia ma naprawdę czym i kim postraszyć. Bardzo bym chciał, żeby kadra mojego kraju spotkała się w wielkim finale z Polską. Ale bym przeżywał emocje!
A jak pan ocenia początek pracy Nikoli Grbicia z biało-czerwonymi?
– Oglądałem z dużą uwagą fazę grupową Ligi Narodów, także wszystkie mecze Polaków. Zobaczyłem to, czego się spodziewałem. Nikola to wybitny trener, moim zdaniem może poprowadzić biało-czerwonych do wielkich sukcesów. Ma także do dyspozycji fantastyczną grupę siatkarzy. Można śmiało patrzeć z optymizmem w przyszłość. Polska siatkówka wygląda na bardzo, bardzo mocną.
Po raz pierwszy od 2011 roku jesienią nie przyjedzie pan pracować do Polski.
– To prawda, po latach wróciłem do włoskiej ligi. Przyznam szczerze, że są takie momenty, gdy pomyślę o tym, że nie będę leciał do Polski, to robi mi się smutno. Poznałem przez te lata mnóstwo fantastycznych ludzi, pokochałem wiele miejsc i czuję się w części Polakiem. Żeby było jasne, nie zamieniłem Polski na Włochy, bo miałem dosyć. Dostałem ofertę z Perugii, jednego z najlepszych, jak nie najlepszego klubu świata i to przesądziło. Mam tutaj wielkie zadania do zrealizowania. Liczę jednak nadzieję, że wrócę jeszcze do pracy w Polsce. Już tęsknię za jej klimatem, kibicami, całą PlusLigą. Na razie będę oglądał ćwierćfinał Polaków z Iranem, tym bardziej że zagra w nim mój nowy gracz – Kamil Semeniuk.
źródło: plusliga.pl