KFC Gwardia Wrocław zakończyła sezon 2019/2020 na 5. miejscu w KRISPOL 1. Lidze Mężczyzn, miała jednak tylko dwa punkty i o jedno spotkanie rozegrane mniej niż wyprzedzający ją APP Krispol Września. Drużyna zostawiła to już za sobą i od początku sierpnia zaczyna przygotowania do nowej edycji rozgrywek. W rozmowie ze Strefą Siatkówki libero zespołu, Adrian Mihułka, mówi o rozczarowaniu wynikiem, potrzebnej przerwie od siatkówki oraz o tym, dlaczego pieniądze są w sporcie ważne.
Miniony sezon zakończył się przedwcześnie, a KFC Gwardia Wrocław zajęła ostatecznie 5. miejsce. Było was stać na więcej, czy jednak forma czołowej trójki, czyli zespołów z Nysy, Bielska-Białej i Lublina, była dla was nieosiągalna?
Adrian Mihułka: – Teraz możemy jedynie gdybać. Według mnie było nas stać na więcej. Jeśli mielibyśmy szansę rozegrać mecz z SPS-em Chrobrym Głogów, to skończylibyśmy sezon na 4. miejscu. W fazie play-off też mogliśmy sporo namieszać. Trzeba przyznać, że Stal Nysa była najmocniejszym zespołem w lidze, grali najrówniej, ale nie uważam, żebyśmy byli słabsi od drużyny z Lublina, czy z Bielska-Białej.
Czy twoim zdaniem sposób rozwiązania zakończenia sezonu w lidze był optymalny, czy jednak można to było zrobić lepiej?
– Zakończenie rozgrywek to było jedyne rozsądne, bezpieczne wyjście z tej sytuacji. Jednak nasz zespół może się czuć trochę rozgoryczony tym, że zaliczone zostały mecze ostatniej kolejki, które rozegrały tylko cztery drużyny. Według mnie jest to niesprawiedliwe. Myślę, że jeśli już zapada decyzja o zakończeniu sezonu, to wszystkie kolejki powinny być wyrównane, żeby każdy zespół miał taką samą liczbę rozegranych spotkań. Jedni powiedzą, że to jest tylko jedno miejsce w tabeli, ale dla mnie jako sportowca, to jest aż jedno miejsce. Jednak teraz musimy już o tym zapomnieć i skupić się na nadchodzącym sezonie.
Jak spędziłeś kwarantannę?
– Przede wszystkim poświęciłem ten czas rodzinie, bo jednak w sezonie nie mamy zbyt dużo wolnego. Oczywiście staraliśmy się z żoną i dziećmi w miarę możliwości wychodzić na spacery do parków, w miejsca, gdzie jest mało ludzi. Zawsze kiedy tylko możemy, to chętnie spędzamy czas aktywnie.
Taki oddech psychiczny i fizyczny od siatkówki się przydał?
– Na początku, kiedy okazało się, że liga się skończyła, to pojawiło się rozczarowanie. Im dłużej trwał sezon, tym czuliśmy się mocniejsi i wiedzieliśmy, że możemy jeszcze dużo osiągnąć, chociaż niewiele osób na nas stawiało. Jednak z perspektywy czasu myślę, że taka przerwa od siatkówki jest dobra. W trakcie trwania rozgrywek, przez dziesięć miesięcy jesteśmy skupieni na jednym, każdy dzień jest podobny, a do tego dochodzą wyjazdy i rozłąka z rodziną. Dlatego raz na kilka lat dłuższy odpoczynek nam służy.
Co siatkówka straciła z powodu pandemii?
– Na pewno straciła bardzo ciekawe widowiska, zarówno w KRISPOL 1. Lidze, jak i w PlusLidze i na arenie międzynarodowej. W ekstraklasie wszystkie zespoły z czołówki miały takie same szanse na zdobycie mistrzostwa Polski, ta rywalizacja mogła być bardzo ciekawa. W 1. lidze w fazie play-off też mogło być różnie. Kibice na pewno mieliby co obejrzeć, końcówka sezonu to jest zawsze taka „wisienka na torcie”, każdy na nią czeka. Myślę, że wszyscy odczujemy tę pandemię. Nie tylko w naszych ligach, ale również w tych zagranicznych, budżety klubów są mniejsze i zarobki też w związku z tym będą mniejsze. Miejmy nadzieję, że życie i sytuacja gospodarcza powoli zaczną wracać do normy.
Miałeś oferty z różnych klubów, również tych z PlusLigi. Co zadecydowało o tym, że zostajesz na kolejny sezon w KFC Gwardii?
– Wracałem do Wrocławia po dziesięciu latach z chęcią pozostania na dłużej. Miniony sezon miał mi pokazać, w którym kierunku idzie klub i jak będzie funkcjonował, czy rzeczywiście będzie się rozwijać i dążyć do awansu do PlusLigi. Teraz mogę powiedzieć, że drużyna ewoluuje, są w niej ambitni ludzie, którym zależy na tym, żeby we Wrocławiu była poważna siatkówka. Zawsze chciałem zagrać w swoim rodzinnym mieście w ekstraklasie, dlatego zdecydowałem, że zostanę i spróbuję osiągnąć ten cel. Jest zapotrzebowanie na siatkówkę we Wrocławiu. Nie pamiętam, żeby kilka lat temu na meczu pierwszoligowym na trybunach było półtora tysiąca ludzi, a w tym sezonie zdarzały się takie spotkania. Napawa to optymizmem i myślę, że jeśli będą wyniki, to będzie też coraz więcej kibiców, sponsorów i w końcu uda nam się awansować do PlusLigi.
Czy po doświadczeniu ze Stocznią Szczecin i upadkiem klubu w trakcie sezonu, kwestia stabilności finansowej jest dla ciebie priorytetem przy wyborze pracodawcy?
– Tak. Po sytuacji w Szczecinie zdecydowałem, że przede wszystkim będę brał pod uwagę to, czy klub jest wypłacalny. Oczywiście zespół musi być też mocny, grać o konkretne cele. Jednak zawsze trzeba zrobić rozeznanie, dowiedzieć się, jak jest z płatnościami. To jest bardzo ważne, szczególnie gdy ma się na utrzymaniu rodzinę. To kolejny powód, dla którego zdecydowałem się zostać we Wrocławiu – tu takich problemów nie było i mam nadzieję, że nie będzie.
Grałeś już zarówno w PlusLidze, jak i na boiskach 1. ligi. Czy twoim zdaniem rozgrywki na tych dwóch poziomach są już do siebie coraz bardziej zbliżone? Czy jednak sportowo i organizacyjnie wciąż jest spora różnica?
– Różnica jest, chociaż w 1. lidze coraz więcej drużyn stara się podchodzić do prowadzenia klubu bardziej profesjonalnie. To jest ważne, ponieważ w PlusLidze też są zespoły, które organizacyjnie do niej nie pasują. Dobrze, że liga jest otwarta, jest możliwość awansu. Najlepszym przykładem jest Stal Nysa, która ma zaplecze, fajną drużynę, sponsora i kibiców, którzy jeżdżą za zespołem po całej Polsce. To jest klub gotowy do gry w PlusLidze. To pokazuje, że 1. liga jest na dobrym poziomie, a do ekstraklasy wchodzą najbardziej przygotowane ekipy. Niestety różnica między rozgrywkami będzie, ponieważ wszystko zależy od pieniędzy, których w PlusLidze jest więcej. Mogę jednak powiedzieć, że teraz, kiedy po kilku latach wróciłem do 1. ligi, widzę, że coraz więcej klubów stoi na wysokim, profesjonalnym poziomie.
Od sierpnia zaczynacie przygotowania do nowego sezonu. Z jakim nastawieniem wracacie do gry?
– Już 6 sierpnia jedziemy na obóz, więc będzie trochę czasu, żeby poznać nowych chłopaków, żeby drużyna się zgrała. Staraliśmy się pracować na siłowni, indywidualnie i w mniejszych grupach. Trener Janczak chciał, żebyśmy od kwietnia do końca czerwca przepracowali siłowo, dzięki czemu w lipcu mieliśmy czas na złapanie oddechu i nie musimy zbyt szybko zaczynać przygotowań. Bazę fizyczną już zbudowaliśmy, więc myślę, że jesteśmy krok do przodu. Na pewno wszyscy z chęcią wrócimy do treningów, nie możemy się już doczekać nowego sezonu.
Jak oceniłbyś tegoroczne transfery twojego zespołu?
– Myślę, że możemy być zadowoleni. Będzie to drużyna mocniejsza niż w zeszłym sezonie, chociaż wiadomo, że wszystko zweryfikuje boisko. Jednak wydaje mi się, że jest więcej równych sobie siatkarzy i dzięki temu trener będzie miał większe pole manewru. Tym charakteryzują się mocne zespoły – jeśli ktoś ma gorszy dzień, to wejdzie za niego inny zawodnik, a jakość nie zostanie obniżona.
Na co stać KFC Gwardię Wrocław w nadchodzącym sezonie?
– Ja uważam, że stać nas na finał. Mamy mocny zespół, nie musimy się obawiać żadnego rywala. Na pewno będziemy walczyć o to, żeby wygrywać w każdym spotkaniu. Jednak dopiero w trakcie sezonu będzie można realistycznie ocenić możliwości tej drużyny.
źródło: inf. własna