Michał Gierżot już dwukrotnie był bliski debiutu w seniorskiej reprezentacji Polski, ale za każdym razem na jego drodze stawały kontuzje i problemy zdrowotne. Mimo tych przeciwności, 22-letni przyjmujący nie traci wiary w swoje możliwości i konsekwentnie dąży do celu. – Wierzę, że w końcu uda mi się zadebiutować i pokazać, na co mnie stać – powiedział rozmowie z Sarą Kalisz z redakcji TVP Sport. Dzięki świetnym występom w klubie, liczy na kolejną szansę od Nikoli Grbicia.
Trudne początki z kadrą
Michał Gierżot od dawna uchodzi za jeden z największych talentów młodego pokolenia w polskiej siatkówce. Dwukrotnie znalazł się w szerokiej kadrze reprezentacji Polski, ale za każdym razem plany te krzyżowały kontuzje. Najpierw uraz pleców, a w ubiegłym roku złamanie palca wyeliminowało go z gry dla reprezentacji tuż przed planowanym debiutem.
– Mówi się „do trzech razy sztuka”, prawda? Nie jestem jednak jeszcze powołany, będę robił wszystko, by na to wyróżnienie zapracować. Chciałbym się też nie martwić już więcej o zdrowie. Liczę na to, że to będzie dla mnie przełomowy rok – powiedział młody przyjmujący.
Walka nie tylko z kontuzjami
Poza urazami, Gierżot musiał także zmierzyć się z innymi problemami zdrowotnymi, które mocno wpłynęły na jego dyspozycję. W jednym z kluczowych momentów sezonu zdiagnozowano u niego poważne zapalenie płuc, które całkowicie wykluczyło go z treningów na kilka tygodni. Dla sportowca na najwyższym poziomie, który przyzwyczajony jest do codziennych obciążeń i rywalizacji, taka sytuacja była wyjątkowo frustrująca.
– Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę tak chory. Może dla wielu stwierdzenie „bałem się o swoje życie” będzie przesadą, ale czułem, że mam bardzo poważny problem ze zdrowiem. A przecież wydawało mi się, że mój organizm jest niezniszczalny. Cierpiałem na silne zapalenie płuc. Rozwinęło się ono do tego stopnia, że spałem po 16-18 godzin dziennie przez prawie trzy tygodnie. Jedyne, co robiłem to piłem zgrzewkę wody dziennie bo byłem tak odwodniony. (…) Nikomu tego nie życzę. Nie dość, że zdarzyło się to w trakcie sezonu, to jeszcze nie wiedziałem, ile będę po tym wracać do formy. – przyznał siatkarz.
Proces powrotu do pełni formy nie był łatwy. Długa przerwa w treningach oznaczała nie tylko spadek kondycji fizycznej, ale także konieczność odbudowy pewności siebie i rytmu meczowego. – Początkowo treningi były fatalne. Nigdy nie uważałem się za wielkiego technicznego gracza, bazowałem w jakimś stopniu na fizyczności i sile. Kiedy ich brakuje, na boisku trzeba się wykazać innymi elementami, więc miałem spory kryzys tożsamościowy. (…) Przez to, że trzy tygodnie leżałem jak zwłoki w łóżku. Nie podnosiłem rąk, straciłem masę mięśniową. Katastrofa. Nigdy nie czułem takiego bólu w barku. Poza tym nie byłem skoczny, byłem wolniejszy… Sporo czasu zajęło mi, by poczuć się jak dawny ja – wspomniał trudne chwile Michał Gierżot.
Wsparcie trenera kluczowe dla rozwoju
Na drodze sportowej młodego gracza dużą rolę odegrali trenerzy, którzy dostrzegali w nim potencjał i pomagali mu rozwijać umiejętności. Jednym z nich był Daniel Pliński, który prowadził go już w reprezentacji młodzieżowej oraz później w PSG Stali Nysa. Dał mu szansę pokazania się na plusligowych boiskach – Do dziś uważam, że miałem niesamowite szczęście, jeżeli chodzi o trenerów, których spotykałem na swojej drodze. Trener Pliński rozumiał moje ułomności i je tolerował – powiedział przyjmujący. I dodał: – Nie będę zdradzał technikaliów, ale czasami bywałem biały albo czarny. Albo grałem znakomity mecz albo słaby. Trener tolerował to, że zarówno potrafiłem mu mecz wygrać, jak i sam przegrać. Zakładał grube pływackie rękawki i mi pomagał, jednocześnie dużo wymagając.
Marzenia o sukcesach i wiara w siebie
Mimo młodego wieku, Michał Gierżot ma jasno określone cele. Nie tylko chce zadebiutować w reprezentacji Polski, ale także na stałe zagościć w jej składzie i przyczynić się do sukcesów polskiej siatkówki na arenie międzynarodowej. Gracz PSG Stali Nysa uwierzył w swoje możliwości i poczuł, że stać go na wiele tuż po pierwszym sezonie spędzonym w tym klubie. – Uwierzyłem w siebie po pierwszym sezonie w Nysie. Grałem cały czas, miałem wahania, trudne sytuacje, ale przetrwałem. W końcu ktoś na mnie twardo postawił, zaufał i nie zmienił zdania. Musiałem to „obronić” na boisku. Wiedziałem, że człowiek uczy się pływać, skacząc na głęboką wodę. Kiedy zobaczyłem statystyki z tamtych rozgrywek, zdałem sobie sprawę z tego, że naprawdę wiele mogę – podsumował rozmowę przyjmujący z Nysy.
Zobacz również:
PlusLiga: Znów był liderem drużyny. W nagrodę miał swój własny jubileusz
źródło: sport.tvp.pl