Dorastał z czterema braćmi, co miało ogromny wpływ na ukształtowanie się jego charakteru. Najbardziej ceni w sobie wyrozumiałość i prostotę. Przed swoją karierą siatkarską lubił grać na perkusji i wciąż ma marzenie do spełnienia z muzyką w roli głównej. Choć PlusLigę uważa za najlepszą ligę świata, szczególnie ukochał sobie Japonię. Dlaczego był naiwny, przenosząc się do Włoch? Czemu uważa Włochów za „przesadzonych”? Który medal z igrzysk olimpijskich jest dla niego ważniejszy? Kim chciał i wciąż chce zostać w przyszłości? Zarówno o tym, jak i o wielu innych aspektach swojego życia opowiedział Aaron Russell.
„SZCZEROŚĆ MOŻE ODEPCHNĄĆ”
Karolina Wólczyńska (Strefa Siatkówki): Kiedy zacząłeś myśleć o profesjonalnym sporcie jako planie na życie?
Aaron Russell: – Jako dzieciak próbowałem swoich sił w piłce nożnej. Potem wypaliłem się i zmęczyłem graniem. Chciałem spróbować czegoś nowego. Skończyło się na tym, że spróbowałam siatkówki i powiedziałabym, że wszystko ułożyło się dla mnie całkiem dobrze.
Jak wygląda siatkówka na poziomie licealnym w Stanach Zjednoczonych? W Polsce jest SMS w Spale. Macie podobną szkołę w USA?
– Moje liceum nie miało drużyny siatkarskiej męskiej. Siatkówka chłopców w Maryland nie jest popularna. Głównie gra się w piłkę nożną lub lacrosse. Powiedziałbym, że lepsze szkoły są w Kalifornii, ale ja ich nie znam. Kyle’a (Kyle Ensing – przyp. red.) mogłabyś o to podpytać (śmiech).
Jakie są zalety i wady bycia zawodowym siatkarzem?
– Jako główną wadę wymieniłbym brak czasu z rodziną. Mam na myśli to, że nie byłem w moim rodzinnym mieście i nie odwiedziłem moich rodziców praktycznie od początku mojej kariery. Rodzice przyjechali na kilka moich meczów, więc się mogliśmy zobaczyć na żywo. Również tyczy się to mojej żony i dziecka, choć oni są ze mną w Polsce, niekoniecznie spędzam z nimi dużo czasu. Zwykle w weekendy jestem nieobecny.
Czy w profesjonalnym sporcie jest twoim zdaniem miejsce na lubię/nie lubię go? Weźmy przykład Chicago Bulls – gracze nie lubili się, ale mieli wiele sukcesów.
– Myślę, że raz to zadziała, a innym razem nie. W wielu przypadkach bycie brutalnie szczerym i naciskanie na ludzi może mieć pewne konsekwencje i może odepchnąć. Z mojego doświadczenia wiem, że trudno jest zarządzać zespołem jako trener z wieloma różnymi osobowościami. Podobnie jak trudno jest funkcjonować w zespole, w którym są ludzie z różnymi osobowościami. Więc zawsze starałem się, jak nauczyli mnie moi rodzice, chodzić z miłością, rozumieć, skąd pochodzą ludzie, czy są źli o coś, czy są po prostu wredni. Powiedziałbym więc, że jestem dość wyrozumiały i staram się nikomu nie nadepnąć na odcisk. Tak jak powiedziałem wcześniej, jeśli ktoś na mnie krzyczy, jest zły, staram się wysłuchać, skąd bierze się jego gniew i nie pozwolić, by mnie to zasmuciło.
Czy miałeś jakieś wątpliwości przed opuszczeniem USA i przeprowadzką do Włoch, lub podczas swojego pierwszego sezonu we Włoszech?
– Myślę, że byłem wtedy bardzo naiwny. Niekoniecznie wiedziałem, w co się pakuję. Wiedziałem, że chcę grać oraz to, że siatkówka jest tam popularna, ale nie rozumiałem dokładnie presji, która się z tym wiąże. Moje pierwsze dwa lata były trudne także dlatego, że moja żona, która była wtedy jeszcze moją dziewczyną, nie mogła ze mną zamieszkać. Byłem więc bardzo samotny. Wielu włoskich zawodników zostawiło mnie samego. Nikt tak naprawdę nie pomógł mi się zaaklimatyzować, więc zdecydowanie musiałem wiele przezwyciężyć w tych pierwszych kilku sezonach.
REPREZENTACJA KOSZTEM DYPLOMU
Czy to była twoja decyzja, aby grać jako przyjmujący? A może to zasługa twoich idoli?
– Zaczynałem jako środkowy. Potem na drugim roku w college’u mój trener przeniósł mnie na przyjęcie. Nie sądziłem, że to możliwe, ale miałem szczęście, że miałem dobrych trenerów, gdy byłem młodszy i nauczyłem się wszystkich podstaw, umiejętności, które się z tym wiążą. Więc to nie było tak, że zaczynałem od zera.
Otrzymałeś stypendium sportowe na Pennsylvania State University. Jaki kierunek wybrałeś, np. można studiować lingwistykę?
– Wow, bycie lingwistą brzmi świetnie. Znajomość kilku języków byłaby bardzo przydatna. Studiowałem komercyjne zarządzanie rekreacją. Zasadniczo zarządzanie rekreacją, np. polami golfowymi, centrami fitness, kurortami, hotelami, takie rzeczy.
Masz dyplom, prawda?
– Nie. Po trzecim roku musieliśmy odbyć staż, który jest w zasadzie jak praktyka. Tylko że latem zaproszono mnie do gry w drużynie narodowej. Oczywiście nie mogłem stracić takiej okazji, więc skorzystałem z niej. Tych praktyk nie mogłem zaliczyć w trakcie roku akademickiego, bo grałem w drużynie uczelnianej w siatkówkę. A potem moim ostatnim roku w college’u od razu dostałem się do drużyny narodowej i znowu nie chciałem stracić tej szansy. Więc sprawy po prostu się nie ułożyły. I nie wiem, może kiedy mój czas siatkarski dobiegnie końca spróbuję skończyć studia.
JAPONIA NA ZAWSZE W SERCU
Która liga z tych trzech, w których występowałeś, ma specjalne miejsce w twoim sercu?
– Mój czas w Polsce jeszcze się nie skończył, ale zdecydowanie bardzo mi się tu podoba. Myślę, że kibice są świetni. Poziom ligi jest wysoki pod względem sportowym i organizacyjnym. PlusLiga jest obecnie najlepszą ligą na świecie. Jednakże uważam, że Japonia ma w sobie coś wyjątkowego, jeśli chodzi o miejsce, ludzi i kulturę. Miałem to szczęście, że tam mieszkałem i bardzo mi się tam podobało. Tam urodziło się moje dziecko. Myślę więc, że to miejsce zajmuje trochę więcej miejsca w moim sercu.
Jakie są różnice między tymi ligami?
– Japońska liga jest bardzo techniczna, zaś włoska bardzo fizyczna. Widzisz wielu zawodników, którzy potrafią naprawdę mocno uderzyć piłkę, są też bardzo wysocy i skoczni. Znajdzie się również kilku bardziej technicznych, ale w Polsce technika jest jednak na innym poziomie. Według mnie gracze są o wiele lepsi – wysocy, fizyczni, techniczni. To niesamowite, że macie aż tylu świetnych siatkarzy. Pula talentów jest tu szalona. Ponadto, gra z reprezentacją Polski za każdym razem przyprawia nas to o ból głowy, ponieważ w zasadzie musimy oglądać wideo z całym jej składem i pamiętać każdego pojedynczego gracza. Gdy jeden zejdzie z boiska wskakuje następny równie dobry. To tylko potwierdza to, że w Polsce macie najlepszą ligę na świecie.
Czemu chciałeś wrócić do Europy? Czyżby ze względu na Ligę Mistrzów?
– Tak. To znaczy, w Japonii spędziłem dwa lata i czułem się dość poobijany, ponieważ obcokrajowcy są tam często wykorzystywani w meczach, a ty grasz sezon od początku do końca. Chciałbym tam zostać, ale dostałem świetną szansę w Zawierciu. Tak jak powiedziałem, to najlepsza liga na świecie, więc nie wiem, dlaczego ktoś nie chciałby grać w najlepszej lidze na świecie. Dodatkowo kusiła mnie właśnie Liga Mistrzów, ponieważ to wyjątkowe rozgrywki.
Kto był największą gwiazdą, z którą grałeś?
– Myślę, że pod względem popularności na całym świecie prawdopodobnie byłby to Iwan Zajcew. Grałem z nim dwa lata w Perugii i to był gość. Wszyscy go kochali.
„PRZESADZENI” WŁOSI, WCALE NIE ZIMNI POLACY
Miałeś jakieś przemyślenia na temat Polaków przed przyjazdem tu? Sprawdziły się?
– Myślę, że będąc przyzwyczajonym do Włochów w Europie, wiesz, że są bardzo „przesadzeni”. Są bardzo, może nawet zbyt przyjaźni. Tutaj myślę, że ludzie są o wiele bardziej powściągliwi. Niektórzy mogą to nazwać chłodem, ale nie sądzę. Jak dla mnie oni po prostu szanują przestrzeń innych ludzi. Uważam, że ludzie tutaj są bardzo, bardzo mili. Nie miałem żadnych problemów dotychczas.
Słyszałam, że uczysz się polskiego. A jak ci poszło z włoskim i japońskim?
– Chciałbym nauczyć się japońskiego, ale to bardzo trudne. Powiedziałbym, że znam kilka zwrotów. Co do włoskiego – grałem tam tak długo, że w końcu nauczyłem się języka. Polski jest na innym poziomie trudności. Uczę się niektórych zwrotów bądź słów. Większość z nich jest zła, więc nie będę powtarzał w tym wywiadzie (śmiech).
WALKA Z PŁOMIENIAMI, RATOWANIE ŻYCIA
Co chcesz robić w przyszłości po zakończeniu kariery?
– Kiedy byłem mały, chciałem zostać strażakiem. I w pewnym sensie nadal się tego trzymam. Chciałbym pomagać ludziom w potrzebie. Samemu trochę się ogrzać podczas ratowania ludzi. Niekoniecznie myślałem, że będę siatkarzem, dopóki nie zobaczyłem jakiegoś sukcesu. I tak jak powiedziałem, wszystko się ułożyło. Więc może pod koniec kariery wrócę do domu, przejdę na emeryturę, zostanę strażakiem i będę wbiegał do płonących budynków.
Co w sobie lubisz?
– To naprawdę ciężkie pytanie (śmiech). Podoba mi się to, jaki jestem, jak prosty potrafię być. Nie potrzeba mi wiele, by być szczęśliwym. Powiedziałbym, że jestem dobry w dostosowywaniu się do różnych sytuacji. Myślę, że szczególnie nauczyłem się tego podczas mojego pierwszego roku we Włoszech, o czym ci mówiłem. Poza tym, lubię to, że w związkach i przyjaźniach mam tendencję do bycia dość zrównoważonym. Idę z prądem. A jeśli ktoś ma problem, mówi mi o tym. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek się za tę szczerość obraził. Myślę, że to wynika z dorastania z czterema braćmi. Moi rodzice również bardzo mi w tym pomogli.
Chciałam też zapytać o twoich braci właśnie. Czy była między wami jakaś rywalizacja?
– Oczywiście. (śmiech) Wszyscy bardzo lubimy współzawodnictwo. Kiedy ktoś coś wygrał, zawsze był jakiś problem – dochodziło do bójek, mówiliśmy sobie wiele złośliwych rzeczy. Z czasem się to zmieniło. Teraz jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi. I kiedy tylko możemy się zobaczyć lub porozmawiać, zawsze jest to miło spędzony czas.
BĘBNY I BONGOSY
Masz jakieś pasje lub zainteresowania?
– Zanim opuściłem dom rodzinny, naprawdę lubiłem muzykę. Gram na perkusji i bongosach. Mam zestaw w domu. W przeszłości często grałem z moimi braćmi. Teraz nie mam z kim grać, więc moim marzeniem jest powrót do tego i znalezienie przyjaciela lub bliskich członków rodziny, z którymi mógłbym grać.
Co robisz w wolnym czasie?
– W tej chwili jest to dość trudne. To znaczy, wracam do domu po treningu i nie ma zbyt wiele wolnego czasu z naszą córką, więc często spędzam czas z nią i moją żoną. A pod koniec dnia po treningu, kiedy nasze dziecko śpi, oboje jesteśmy już dość zmęczeni całym dniem, więc mamy skłonność do oglądania filmów, programów telewizyjnych, czegokolwiek. A jednym ze sposobów, w jaki ja i moi bracia pozostajemy w kontakcie, jest wspólne granie w gry wideo. Więc spotykamy się i rozmawiamy, kiedy tylko możemy.
Czy uważasz się za obywatela świata w związku z tym, że często podróżowałeś, byłeś w tak wielu miejscach i spędziłeś ostatnich dziesięć lat na emigracji?
– Powiedziałbym, że uważam się za dobrze podróżującego Amerykanina. Jestem bardzo dumny z bycia Amerykaninem. Myślę, że niewielu Amerykanów faktycznie wyjeżdża za granicę i zwiedza świat. Jestem więc bardzo szczęśliwy, że mam możliwość odwiedzać wiele pięknych miejsc i również takich, o których nigdy wcześniej nie spodziewałem się, że zobaczę.
WIĘCEJ WAŻY PARYŻ
Czy pamiętasz swoje pierwsze wrażenie na temat reprezentacji USA, gdy sam już dołączyłeś do niej?
– Tak, że grają na bardzo wysokim poziomie. Są bardzo inteligentni w siatkówce i muszę jeszcze się sporo nauczyć, by im dorównać (śmiech).
Jaki był twój największy sukces? Czy brązowy medal z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro i z tego roku z Paryża ważą tyle samo?
– Sądzę, że ten drugi medal był prawdopodobnie ważniejszy, ponieważ przegapiłem Tokio z powodu operacji biodra. To wiele mówi o mojej drodze do wyzdrowienia i wszystkim co się z tym wiązało. Zdobyłem medal nie tylko dla zespołu i siebie, ale także dla mojej żony, dziecka i rodziny, ponieważ wspierali mnie przez całą drogę.
W 2019 roku zadałam to samo pytanie Micah Christensenowi, gdy w 2018 urodziło się jego pierwsze dziecko. Micah nie chciał wówczas zrezygnować z reprezentacji, ale wiem, że ty chcesz zrobić sobie roczną przerwę. Czy to właśnie z powodu narodzin córki?
– Po części zdecydowanie chcę spędzić trochę czasu z moją rodziną, ale jedną rzeczą jest grać tylko w klubie i nie grać w reprezentacji, a inną rzeczą jest grać przez cały rok. A teraz popatrzmy na to, że jeszcze inną rzeczą jest granie w siatkówkę przez cały rok – 365 dni – przez dziesięć lat. Więc staram się po prostu być twardym w tym sezonie. I faktycznie widzę przed sobą metę, by złapać trochę wolnego.
źródło: inf. własna