Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > PlusLiga > Szaleństwo transferowe trwa. Andrzej Kowal: To bardzo niebezpieczne [wywiad]

Szaleństwo transferowe trwa. Andrzej Kowal: To bardzo niebezpieczne [wywiad]

fot. Aleksandra Suszek

Klub, który po zeszłym sezonie plusligowym zmienił swoje położenie na mapie siatkarskiej stał się wyzwaniem, którego nie bał się podjąć Andrzej Kowal. Doświadczony szkoleniowiec współpracuje z Cuprum Stilonem Gorzów, który prezentuje się lepiej niż wielu zakładało jeszcze przed startem rozgrywek. W dłuższej rozmowie ze Strefą Siatkówki trener opowiedział o tym, jak wygląda praca w lubuskim klubie i czego oczekiwano na starcie. Zwrócił także uwagę na istotne różnice między ligą polską i czeską. Zapytaliśmy także głównego zainteresowanego o ostatnie zawirowania transferowe, które rosną w zatrważającym tempie.

LIGA CZESKA JAKO KOPALNIA TALENTÓW Z MANKAMENTAMI

Aleksandra Suszek (Strefa Siatkówki): Powrócił pan do PlusLigi po przerwie. Jakie uczucia towarzyszą panu, mogąc ponownie szkolić polski klub i to w takim sezonie, gdzie spadają trzy ekipy?

Andrzej Kowal (trener Cuprum Stilon Gorzów): – Sytuacja w tym sezonie, kiedy spadają trzy drużyny to duże ryzyko, ale bardziej towarzyszyło mi wyzwanie. Jest duża grupa zespołów na bardzo podobnym poziomie sportowym. Walka o utrzymanie będzie się toczyć praktycznie do ostatniej kolejki. Bo w sytuacji, gdzie jeden zespół spada – można przewidzieć rezultat wcześniej. W przypadku dwóch, pewne rzeczy klarują się bliżej końca sezonu. Natomiast przy trzech drużynach mogą decydować ostatnie kolejki. Jest to więc ogromne ryzyko, ale ja bardziej traktuję to w kategoriach wyzwania.

 

Na jakim poziomie stoi liga czeska z perspektywy trenera?

– Liga czeska stoi na wysokim poziomie, ale jeśli mówimy o czterech, pięciu zespołach maksymalnie. Wcześniej CEZ Karlovarsko grało długi czas w Lidze Mistrzów, teraz zespół z Pragi (VK Lvi Praga – przyp. red.) doszedł do wysokiego poziomu. Są jeszcze Jihostroj Czeskie Budziejowice, Dukla Liberec, Volleyball.cz Kladno… Zespoły z dołu tabeli jednak, jak w każdej lidze – również walczą i próbują urywać punkty tym mocniejszym. Sam poziom nie jest zły. Liga jest bardzo ciekawa i otwarta dla obcokrajowców. Nie ma takiego limitu jak w Polsce. Są zespoły, które większość składu mają złożoną z zagranicznych zawodników.

fot. Vaclav Pancer/CTK Photo/Alamy Live News

 

A czego brakuje tamtejszym rozgrywkom, w porównaniu chociażby z naszą polską?

– Na pewno muszą jeszcze dużo pozmieniać w samej organizacji, by równać się z tymi najlepszymi. Dobrym przykładem jest gra dwoma rodzajami piłek. W rozgrywkach ligowych gra się czeskimi Galami, natomiast w europejskich pucharach gra się Mikasami. To spore wyzwanie – jednego dnia gramy Ligę Mistrzów czy inne puchary, korzystając z jednego rodzaju, a za kilka dni musimy zmieniać piłki. Nie jest to sytuacja bardzo trudna, ale należałoby to ujednolicić. Drugą kłopotliwą sprawą jest fakt, że na mecz wyjeżdża się w dniu jego rozgrywania. U nas w Polsce sytuacja jest profesjonalna. Wyjeżdżamy dzień przed meczem, mamy dwa treningi. W Czechach wyjeżdża się w dniu spotkania i nie ma możliwości treningu przed nim, bo halę przygotowuje się bezpośrednio przed meczem. To dwa takie podstawowe czynniki, które należałoby zmienić.

Czy pracując przy tamtejszych rozgrywkach, zauważył pan takie talenty jak chociażby Patrik Indra, który w tym sezonie odnajduje się u nas kapitalnie?

– Tych zawodników jest bardzo dużo. Chociażby Marek Sotola, leworęczny atakujący. Aktualnie gra w Halkbanku Ankara. Ma wielki potencjał i gra na bardzo dobrym poziomie. Z tego co wiem, już miał oferty z PlusLigi i mam nadzieję, że prędzej czy później do naszej ligi trafi. Ale tych siatkarzy jest wielu. Nie tylko z Czech, lecz także wśród obcokrajowców tam grających. Chociażby brazylijski rozgrywający Eduardo Carisio czy argentyński przyjmujący Ignacio Luenga, z którymi miałem okazję pracować w Budziejowicach. Ich poziom sportowy jest bardzo wysoki. Oczywiście zawodnicy z potencjałem długo miejsca w lidze czeskiej nie zagrzeją, bo po jednym świetnym sezonie podnoszą poziom i trafiają do lepszych klubów za lepsze pieniądze.

 

GORZOWSKI STILON

Docierały do pana oraz zawodników jakieś nieprzychylne opinie ze świata siatkówki na temat nowego projektu jeszcze przed startem sezonu?

– Nie, ja już jestem całkowicie wyłączony z mediów. Skupiam się tylko i wyłącznie na rzeczach, które są zależne ode mnie. Nie zatruwam sobie głowy informacjami i na tym się od początku skupialiśmy. Ale zdawałem sobie z tego sprawę, bo jeszcze gdy pracowałem w Budziejowicach, prezes Tomasz Tycel skontaktował się ze mną i bardzo jasno przedstawił mi sytuację. Dostałem czas do namysłu. Powiedziałem, że podejmuję to wyzwanie i wszystko inne nie miało dla mnie znaczenia. Najważniejsze dla nas jest to, co jest teraz i co będzie przed nami.

 

Teraz zespół uciera nosa niedowiarkom. Środek tabeli to na ten moment chyba dobry wynik?

– To dobry wynik jednak nie jesteśmy jeszcze w połowie rozgrywek, więc za wcześnie na podsumowania. W obecnych realiach naszym celem jest walka o utrzymanie. Jeśli będzie szansa na osiągnięcie lepszego rezultatu, to będziemy się o to starać bo jesteśmy ambitnymi ludźmi. Obecne miejsce na pewno cieszy kibiców. Natomiast my skupiamy się nad podnoszeniem jakości naszej gry w kolejnych meczach. My jesteśmy w sytuacji, gdzie w pierwszej rundzie gościliśmy więcej zespołów w Arenie Gorzów. Druga część sezonu będzie dla nas trudniejsza, więc będzie to dodatkowe wyzwanie.

 

Pozycja w tabeli nie jest więc w tym momencie czymś, co zespół traktuje jako wyznacznik?

– Absolutnie nie. Błędem byłoby przyporządkowywać sobie jakieś miejsce w tabeli. Ważny jest rytm grania i to aby zespół się rozwijał. W taki sposób trzeba do tego podchodzić. Dobrym przykładem jest drużyna z Olsztyna, która nie najlepiej rozpoczęła rozgrywki. Teraz to inny zespół, pokazujący dobry poziom  sportowy i pewność siebie. Z pozycji, która wydawała się trudna, okazuje się, że mogą jeszcze zagrać w play-offach. Nie jest więc z mojej perspektywy rozsądne, by się zachwycać lub obawiać tym co było. Trzeba się skupić na tym, co przed nami i kolejnymi wyzwaniami.

Można powiedzieć, że „konikiem” zespołu są tie-breaki. Każdy z pięciu rozegranych kończył się waszym zwycięstwem.

– To prawda. Jest to niezmiernie istotne dla zespołu, bo dają nam przede wszystkim pięć kolejnych zwycięstw. Budują także pewność siebie zawodników oraz cierpliwość i spokój, co jest ogromnie ważne, szczególnie w tie-breakach. Z tej perspektywy jest to na pewno bardzo istotny czynnik dla zespołu.

 

Frekwencja na każdym domowym meczu dopisuje. Średnio ponad połowa hali jest zawsze wypełniona. Spodziewano się takiego zainteresowania?

– Stilon ma swoją tradycję siatkarską i to jest między innymi pewnie jedną z przyczyn, dlaczego klub zmienił lokalizację. Zawsze teoretycznie łatwiej jest budować coś na wartościach, jakie miał na przykład klub z Gorzowa. Myślę więc, że oczekiwania były. Nie tylko z mojej strony, ale zapewne prezes Tomasz Tycel czy wiceprezes Radosław Maciejewicz, który zresztą grał kiedyś w Stilonie, liczyli na to, że kibiców będzie dużo więcej niż w Lubinie. My i tak nie jesteśmy rozpieszczani przez terminarz, bo często gramy w poniedziałki o godz. 20:30. Dla  kibiców duże wyzwanie ze względu chociażby na pracę czy dojazdy. Tym bardziej ilość kibiców cieszy i pokazuje, jak miasto i region są zaangażowane w ten projekt. 

 

Czy zatem ze strony władz klubu były stawiane jakieś sportowe cele minimum przed sezonem?

– Rozmawialiśmy o tym, co jest celem nowego zespołu w PlusLidze. Celem podstawowym na ten moment jest utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.

 

MŁODZIEŻ, A PLUSLIGA

Jak duży wpływ miał pan jako szkoleniowiec przy budowaniu drużyny na ten rok?

– Zawodnicy, którzy mieli kontrakty w Lubinie, automatycznie zostali w składzie na ten sezon ligowy. Natomiast miałem wpływ na wszystkie nowe nazwiska zakontraktowane w tym sezonie.

Jednym z siatkarzy, którzy pozostali w zespole jest Maksymilian Granieczny. Ma zaledwie 19 lat, a gra pierwsze skrzypce. Można mówić już o nim jako o kandydacie do czołówki polskich libero?

– Myślę, że tak. Ugruntowuje swoją pozycję wśród polskich libero. To oczywiście młody chłopak, ale rozmawiając z nim czy obserwując jak pracuje, nie sprawia wrażenia niedoświadczonego. Daje wrażenie jakby grał już kilka sezonów w PlusLidze. Przed nim jeszcze dużo pracy ale jest bardzo mądrym i świadomym zawodnikiem. Wie o tym, że musi ciężko pracować aby w przyszłości być w reprezentacji. Jest bardzo pracowity, wytrwały i zdeterminowany, a więc posiada cechy, które pozwalają być wybitnym libero.

 

Kluby PlusLigi nie do końca chętnie dają szansę tak młodym zawodnikom. Zespoły powinny się bardziej zaangażować w tego typu ruchy?

– Każdy z profesjonalnych klubów w PlusLidze ma jeden cel nadrzędny, czyli wygrywanie. Sytuacja jest trochę inna dla zespołów mocniejszych z czołówki tabeli oraz tych, które walczą o utrzymanie. Jeśli celem są zwycięstwa, to zawsze występuje ryzyko wprowadzać do gry młodego zawodnika. Są jednak kluby, które muszą postawić na młodych zawodników ze względu m.in na uwarunkowania finansowe. W naszym klubie nie jest to zbytnie ryzyko, ponieważ Maks pokazał już w ubiegłym sezonie swoją jakość. Natomiast w wielu zespołach, szczególnie z górnej części tabeli trenerzy stawiają na sprawdzonych zawodników. 

 

Część młodych talentów po podpisaniu kontraktów w PlusLidze zostaje od razu wypożyczona do pierwszej ligi. Dlaczego kluby podejmują takie kroki?

– Mieliśmy już sytuację, kiedy PlusLiga była ligą zamkniętą. W takim przypadku, szanse dla młodszych, mniej doświadczonych automatycznie wzrastają. Wypożyczanie młodych graczy do pierwszej ligi to dobry pomysł. Rozwój następuje nie tylko poprzez trening, ale przede wszystkim grę. Trenowanie z dobrymi, doświadczonymi zawodnikami wpływa na rozwój młodego gracza, lecz celem nadrzędnym nie jest sam trening tylko gra. Uważam, że jeden rok można poświęcić na trening w dobrym profesjonalny klubie. Ale w kolejnym roku należy szukać większej szansy na grę.  

 

W Gorzowie funkcjonuje także drugoligowa drużyna. Podczas meczów widać, że między jednym i drugim zespołem jest współpraca na wielu płaszczyznach.

– Tak, jak najbardziej. Jest to bardzo komfortowa sytuacja dla mnie jako trenera. Czasami występują takie sytuacje jak: choroby czy  kontuzje. Wówczas dołączają do nas zawodnicy z drugiego zespołu co pozwala  utrzymać poziom treningu. 

 

TRANSFEROWE SZALEŃSTWO

Jeszcze niedawno zapytałabym o to, do kiedy obowiązuje pana kontrakt w Gorzowie. W mediach jednak pojawiają się już pierwsze informacje sugerujące, że przyszły sezon nie jest pewny?

– Kontrakt mam do końca sezonu. Uważam, że to co się dzieje ogólnie w przestrzeni medialnej, zwłaszcza ze sprawami transferowymi to szaleństwo. Nie jesteśmy nawet w połowie sezonu, a ciągle słucham kto, gdzie i za ile. Proszę sobie wyobrazić jak wygląda praca trenera w takich realiach. 

W tym roku rzeczywiście temat transferów bardzo szybko nabiera tempa.

– Nie wiem, czy jest to możliwe ale według mnie powinno być to w jakiś sposób uregulowane. Myślę, że powinno to być uwarunkowane umowami między menadżerami, klubami oraz zawodnikami. Powinno być to prawnie tak rozwiązane, aby zawodnicy i trenerzy mieli spokój w tym temacie przynajmniej na 2/3 sezonu. Dlatego, że dochodzi do sytuacji, gdzie zawodnik czy szkoleniowiec rozgrywa mecze z podtekstami przeciwko swojemu nowemu pracodawcy. Z mojej perspektywy jest to bardzo niebezpieczne.

W kuluarach pojawiały się już pierwsze rozmowy odnośnie przyszłego sezonu także ze strony władz klubu z Gorzowa?

– W obecnej chwili, a nie mamy jeszcze połowy obecnego sezonu jestem pewien, że większość klubów planuje kolejny. Więc to normalne, że działacze z Gorzowa także prowadzą rozmowy.

 

Zobacz również:
Ma 19 lat, szturmem wedrze się do reprezentacji Polski?

źródło: siatka.org

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, PlusLiga, Wywiady

Tagi przypisane do artykułu:
, , , ,

Więcej artykułów z dnia :
2024-12-03

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved