– Kiedy dostaję piłkę, staram się ją skończyć. Nie zawsze to wychodzi. W przypadku tego starcia udało się w końcówkach. To jest najważniejsze. Zagrywka zawsze była jednym z moich lepszych elementów. Ustrzeliłem dwa asy przy jednym błędzie, co jest całkiem przyjemnym rezultatem – powiedział Strefie Siatkówki po pierwszej wygranej w nowym sezonie Damian Schulz, atakujący Nowak-Mosty MKS-u Będzin.
- Beniaminek jak z nut rozpoczął nowy sezon.
- MKS pokonał na najbliższym wyjeździe w całej lidze GKS Katowice 3:0.
- Damian Schulz zdobył 15 punktów i był drugim najlepiej punktującym po Brandonie Koppersie.
BALET A SIATKÓWKA
Krzysztof Sarna (Strefa Siatkówki): Czy zeszło nieco ciśnienia w związku z tym, co się mówi i co uważa opinia?
Damian Schulz: – Nigdy nie zwracam uwagi na to, co się mówi (śmiech). To często są tacy specjaliści, jak ja mniej więcej, jeżeli chodzi o balet. Tylko to widziałem w internecie. Nie biorę takich rzeczy na poważnie. Natomiast my musimy wychodzić na boisko i walczyć w każdym meczu. Nieważne kto będzie po drugiej stronie. Jeżeli będziemy ciągle walczyć i będzie u nas taka energia, jak w tym meczu, to na pewno wygramy kilka meczów. Przede wszystkim takim zaangażowaniem oraz tym, co pokazaliśmy.
Jeśli chodzi o energię, to czy ‘agresja’ jest tym słowem, które dobrze was opisuje po pierwszym meczu?
– Tak. Również przed meczem powiedzieliśmy sobie, że nie możemy czekać na to, jak zagrają katowiczanie. To my musimy od pierwszej piłki narzucić swoje tempo. Tak też było z wyjątkiem trzeciego seta, bo w nim rozpoczęliśmy od stanu 1:4. Nie było tam pozytywnej energii (śmiech), ale ważne jest to, jak się skończyło.
królowie wideoweryfikacji?
Będziecie aspirować do miana drużyny, która wygrywa najwięcej wideoweryfikacji?
– Na takie rzeczy również totalnie nie patrzę (śmiech). W pojedynku z GKS-em udało nam się wygrać prawie wszystkie, ale przede wszystkim te, które były na sieci i przełożenia. Sędzia nam nawet powiedział, że był dosłownie centymetr po drugiej stronie. W pewnym momencie też pojawiło się troszeczkę szczęścia. Takie życie (śmiech).
Jak oceniłby pan postawę zespołu oraz swoją. Czy jest jeszcze chaos i widać rezerwy, także indywidualnie?
– Na pewno widać rezerwy. Również ja miałem kilka głupich ataków, w których nie powinienem czegoś zrobić, a jednak zrobiłem. Z pewnością jest jeszcze wiele do poprawy. To pierwszy mecz, a jest kilka ładnych miesięcy grania. Mamy czas, żeby wszystko poprawić. Wiadomo, że sparingi nigdy nie są tym samym, czym mecze ligowe. To całkowicie inne emocje. Trzeba rozegrać kilka takich gier, żeby poczuć się i zgrać ze wszystkimi.
Nie chcę się przymilać, natomiast był pan szczególnie widoczny w kluczowych momentach. Drugi i trzeci set zakończył się tak samo, a więc pańskim asem i atakiem. Czy nerwowe końcówki nie robią na panu już wrażenia i wtedy uwidacznia się doświadczenie?
– Kiedy dostaję piłkę, staram się ją skończyć. Nie zawsze to wychodzi. W przypadku tego starcia udało się w końcówkach. To jest najważniejsze. Zagrywka zawsze była jednym z moich lepszych elementów. Ustrzeliłem dwa asy przy jednym błędzie, co jest całkiem przyjemnym rezultatem.
Zobacz również:
Wymarzony debiut w PlusLidze. Murek: Emocje nadal są we mnie
źródło: inf. własna