– Oczywiście konkurencja jest bardzo mocna, a niestety igrzyska to turniej jednego meczu, czyli meczu ćwierćfinałowego, a jak się go przegrywa, to jest się poza turniejem – mówił w rozmowie ze Strefą Siatkówki Marcin Wika. Kiedyś świetny siatkarz, dziś trener przyjechał ze swoją drużyną na Wielki Finał Kinder Joy of Moving do Katowic i podzielił się z nami wrażeniami z tego wydarzenia.
Jak się trener czuje ponownie na Wielkim Finale Kinder Joy of Moving, choć tym razem z trójką chłopców?
Marcin Wika: – Tak się złożyło, że dla odmiany w tym roku przyjechałem z chłopcami, a nie z dziewczynami. Zmieniło się tylko miejsce, bo turniej odbywa się w Katowicach, a w latach poprzednich gościliśmy w Gliwicach. Jednakże jak zawsze całe to miasteczko wspaniale wygląda. Z moich obserwacji widać, że jest bardzo wysoki poziom.
pełna mobilizacja
Kolejny przyjazd na finał motywuje pana do dalszej pracy?
– Zawsze trenera motywują dobre wyniki, czy to w młodzieży, czy w seniorskiej siatkówce. Mnie to oczywiście również daje pełną mobilizację do dalszej pracy, ale co jest dla mnie najważniejsze – taki turniej dużo daje tej młodzieży. Mam nadzieję, że ich udział w największym turnieju minisiatkówki w Europie przełoży się też na większą motywację do treningów. A na dalej? Może później zobaczymy kilku chłopców bądź dziewczyn w reprezentacji Polski.
A chciałby pan kiedyś trenować drużynę narodową?
– Myślę, że zostanę przy młodzieży. Tutaj się dobrze czuję, odnajduję. Na razie nie sięgam myślami tak daleko wprzód. Myślę, że też przede mną długa kolejka do objęcia tego stanowiska.
Jak co roku ma pan zdarty głos.
– No niestety, co roku przed przyjazdem na finał mówię sobie, że nie będę się tak ekscytował, tak tego wszystkiego przeżywał, ale nie da się. To jest natura sportowca. Mam taki charakter, że nie potrafię przejść obojętnie obok meczu. Po prostu jestem w spotkanie w pełni zaangażowany. Swoją osobą też chcę pomóc chłopakom. Żyję z nimi ich rywalizacją.
Single w siatkówce
W tym roku mamy 30. jubileuszową edycję wydarzenia, w której doszła dodatkowa kategoria, mianowicie singli. Czy to oznacza, że jest tak duże zapotrzebowanie na siatkówkę?
– Myślę, że wprowadzenie kategorii singli jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Zawsze wychodziłem z tego założenia, że im dzieci wcześniej zaczną cokolwiek trenować, to zarówno dla nich, jak i dla dyscypliny lepiej. Tutaj mają szansę rywalizować, uczą się tej rywalizacji od samego początku.
Jakie nadzieje osobiste wiąże pan z tym turniejem?
– Nie zastanawiałem się nad tym. Staram się koncentrować na każdym meczu. Chłopakom też powtarzam, żeby nie nakładali sobie żadnej presji, tylko bawili się siatkówką, czerpali z niej przyjemność, a wynik nie jest w tym momencie tak istotny.
Finał kinder a VNL
Równolegle z tym turniejem odbywa się finał Ligi Narodów. Czy miał pan okazję oglądać ćwierćfinał Polaków z Brazylijczykami?
– Miałem, ale też nie cały. Oglądałem tylko pierwszego seta, nieszczęsnego dla nas, ale po nim nasi podnieśli się, pokazali charakter, udowodnili, że są mocni i dobrze przygotowani. Mamy też bardzo dobrą ławkę, bo pod koniec spotkania Nikola Grbić wprowadził kilka zmian, a nie było widać różnicy w poziomie gry, więc przed najważniejszą imprezą, czyli igrzyskami olimpijskimi, widać, że nasz zespół dobrze wygląda i mentalnie jest świetnie przygotowany do turnieju. Wygrana z Brazylią, która będzie naszym rywalem w grupie na igrzyskach, też sytuuje nas w lepszej pozycji psychologicznej.
turniej jednego meczu
Jak ocenia pan nasze szanse na medal? Czy przełamiemy w Paryżu klątwę ćwierćfinału?
– Myślę, że w tym roku ta klątwa zostanie przełamana i miejmy nadzieję, że wrócimy z medalem. Oczywiście konkurencja jest bardzo mocna, a niestety igrzyska to turniej jednego meczu, czyli meczu ćwierćfinałowego, a jak się go przegrywa, to jest się poza turniejem. Ale jak mówiłem, ja wierzę w chłopaków, a po ćwierćfinale VNL jestem pełen optymizmu i pozytywnej energii.
źródło: inf. własna