Gwardia Wrocław ostatecznie przystąpiła do rozgrywek i rozpoczęła je od dwóch wygranych spotkań. W drugiej kolejce Gwardziści pokonali BBTS Bielsko-Biała. – Gramy bez presji, ale wiemy, że na nas też jest jakaś odpowiedzialność za losy klubu i losy siatkówki we Wrocławiu. Wcale nie uważam, żeby to było mniej zobowiązujące – mówił w rozmowie z nami Kamil Maruszczyk.
Dobre otwarcie sezonu dla was – najpierw przetarcie w Spale, a teraz po trudnym meczu wygrywacie z BBTS-em Bielsko-Biała.
Kamil Maruszczyk: – Będąc szczerym, to chyba nawet w najbardziej optymistycznych scenariuszach nie zakładaliśmy sześciu punktów po dwóch meczach. Po tym meczu w Spale tak naprawdę nie wiedzieliśmy do końca na co nas stać, bo też było czuć, że rywale dopiero zaczynają sezon, a wiadomo, że zespół ze Spały to drużyna, która rośnie na przestrzeni sezonu i są na pewno groźniejsi. Aczkolwiek ich mecz w tej kolejce w Kluczborku też może nieco inne światło rzucił na to nasze zwycięstwo. Natomiast to spotkanie z bardzo mocnym zespołem, w takiej sytuacji jak my jesteśmy, cieszy na pewno, nawet nie podwójnie, a potrójnie.
kto zagrywa…
W tym meczu kluczem była zagrywka? Mocne zagrywki widać było z dwóch stron, ale błędów własnych wasi rywale popełnili więcej – wy dwanaście, a bielszczanie dwadzieścia cztery.
– Bielszczanie na pewno mocniej od nas zagrywali, ale też więcej psuli. Nawet bez tych liczb tak mi się wydaje, że tych autów było sporo, zwłaszcza na początku spotkania. Natomiast jak trafili, to naprawdę ciężko było zrobić unik, bo to leciało w klatę z bardzo solidną prędkością. Tak się nawet przed chwilą zaśmiałem, że jakie to jest proste – wystarczy, że w końcówce pójdzie na zagrywkę Mariusz Schamlewski, zaserwuje cztery czy pięć razy flota tam gdzie trzeba, tym bardziej gdy przeciwnik miał problemy, bo na libero grał przyjmujący. Fajnie, że udało nam się to w końcówce wykorzystać i powinniśmy jeszcze lepiej z tego korzystać. Te moje błędy na zagrywce czy Łukasza Lubaczewskiego – wydaje mi się, że za bardzo chcieliśmy. Pan Szabla (Mariusz Schamlewski – przyp. red.) pokazał nam, że można to zrobić na doświadczeniu i na spokoju.
Pan Szabla pokazał wam, że można na doświadczeniu i na spokoju w zagrywce, ale chyba też w bloku. Po raz kolejny Mariusz Schamlewski, i wy jako zespół, dobrze gracie w tym elemencie i jeśli nie przynosi to punktów bezpośrednio, to daje szanse na kontrataki.
– Na pewno, takie wewnętrzne MVP! Jeśli chodzi o drużynę, o porady i wskazówki z boiska, to Mariusz kapitalnie czytał i dał nam wszystkim przykaz, żeby Romaciowi bardzo mocno blokować skos. Parę razy ta piłka wróciła i w końcówce też udało nam się go powstrzymać. Także Mariusz to naprawdę doświadczony zawodnik, który czyta to, co dzieje się na boisku i czasami widzi więcej niż trener, bo jest w oku cyklonu.
Twoje wewnętrzne MVP wędruje do Mariusza, a decyzją komisarza to meczowe do ciebie. Ta statuetka to dodatkowa motywacja i swojego rodzaju nagroda za dotychczasową pracę?
– Przede wszystkim super jest to, że mamy sześć punktów. Jeszcze miesiąc temu wiadomo, że tutaj była walka o to czy w ogóle wystartujemy. Teraz tak każdy patrzy i zastanawia się co ta Gwardia będzie w stanie w tym sezonie pokazać. Też Szymon Rakowski nie trenował cały tydzień z powodów zdrowotnych, wchodzi młody chłopak z Akademii, który dopiero raczkuje w seniorskiej siatkówce i ta cała otoczka jest dla niego czymś nowym, a dzisiaj dał dwa bloki i to w końcówkach setów. Nagroda MVP na pewno jest motywacją, bo to pokazuje, że to jak się pracuje na treningach przekłada się na wyniki i drużynowe i indywidualne. Na pewno jest to miły dodatek, nie będę mówić że nie. Jednak w obecnej sytuacji, nawet bez tego MVP i nawet jakbym grał słabo ale byśmy wygrywali to bym się cieszył. Wiemy jakie mamy warunki, przez co przechodzimy i dlatego jesteśmy dodatkowo zmotywowani, że czasami paradoksalnie im gorzej tym lepiej.
Zobacz również:
Gwardia lepsza od BBTS-u
niepewność
Wspomniałeś o tej trudnej sytuacji z którą jako klub się mierzycie. Jak dowiedzieliście się, że jednak wystartujecie w sezonie to była ulga?
– Zdecydowanie. Jak widać została taka stara gwardia z tamtego sezonu i ludzie związani z Wrocławiem. Dla nas zostanie tutaj było priorytetem, bo pewnie gdybyśmy się uparli, to znaleźlibyśmy inne kluby. Nikt z nas Gwardii nie opuścił, dopóki nie było pewności, że nic tutaj nie będzie. Finalnie udało się to uratować i chwała dla nowych ludzi, którzy się tutaj pojawili i zaangażowali się w ten projekt swoim czasem i swoim know-how. Myślę, że oni też dają gwarancję, że to nowe otwarcie może przynieść inny rezultat.
To, że przez tę sytuację gracie chyba bez presji i większych oczekiwań ułatwia? Bo celem wydaje się, że jest przede wszystkim bezpieczny wynik, a nie narzucona gra o medale i awans do PlusLigi.
– Nie oszukujmy się – gramy dla siebie, ale nie jest tak, że jak przegramy to trudno. Każdy z nas już liznął sporo siatkówki, niektórzy parę lat grali z najlepszymi w tym kraju. Dla nas samo granie i dostawanie w pierwszej lidze po głowie sprawiałoby, że byśmy się źle czuli. Na pewno będziemy walczyć, dla klubu, dla tego by zachęcić ludzi do przychodzenia na trybuny i dlatego, by ten klub na nowo odbudować. Zapotrzebowanie na naszą dyscyplinę jest i to pokazał play-off w zeszłym sezonie, gdzie w trakcie półfinału z Norwidem Częstochowa były pełne trybuny na Hali Orbita. Myślę, że każdy musi iść w tym samym kierunku. My na pewno na parkiecie musimy walczyć i pokazać, że nam na tym zależy. Mogę zagwarantować, że właśnie tak będzie. Gramy bez presji, ale wiemy, że na nas też jest jakaś odpowiedzialność za losy klubu i losy siatkówki we Wrocławiu. Wcale nie uważam, żeby to było mniej zobowiązujące niż to, jak ktoś z góry mówi, że chce być w pierwszej czwórce po sezonie zasadniczym.
Nie gracie w Hali Orbita, a w zdecydowanie mniejszym obiekcie, ale też przy pełnych trybunach. Wsparcie kibiców dodaje skrzydeł?
– Nie robimy tego tylko dla siebie, ale też po to, by ta siatkówka była w tym mieście. Na pewno taka atmosfera bardzo nam sprzyja i dodaje skrzydeł. Wszyscy, którzy tutaj są, wiedzieli, że tak będzie już w momencie, kiedy zdecydowali się na pozostanie w klubie. Wiedzieli, że oddadzą serducho i nie ma obrażania się, że że tułamy się po różnych halach. . W sumie jesteśmy przyzwyczajeni, bo nawet kiedy w klubie było dobrze, to też trenowaliśmy gdzieś indziej niż graliśmy. Na pewno plusem jest to, że mamy super halę do trenowania, w której będziemy grali, jak tylko dojadą tam trybuny. To naprawdę ekstra obiekt, a granie i trenowanie w jednym miejscu może nam pomóc.
Dwa mecze i dwa zwycięstwa, a już w czwartek kolejna ligowa batalia z wymagającym rywalem jakim jest MKS Będzin. To zespół przebudowany, ale wciąż mający wysokie aspiracje. Jak będziecie podchodzić do tego meczu?
– Oddamy całe serducho! Trzeba przed tym meczem trochę odpocząć, potrenować. Mamy nadzieję, że z Szymonem Rakowskim będzie wszystko w porządku. Nie chodzi już o sam mecz, ale nie mamy zbyt wielu zawodników z większym doświadczeniem. Każdy, kto jest choć trochę obyty na wyższym poziomie niż rozgrywki młodzieżowe, jest niezwykle wartościowy również w treningu. Jedziemy do Będzina walczyć, przegramy to przegramy, ale na pewno się nie poddamy i zrobimy wszystko, by po meczu móc powiedzieć, że nasza gra wyglądała dobrze.
źródło: inf. własna