Mateusz Poręba to wicemistrz świata w siatkówce z 2022 roku. W TVPSPORT.PL mówi o dochodzeniu do zdrowia po ostatnich kontuzjach i powołaniu do reprezentacji Polski siatkarzy. Tematu klubowej przyszłości i zamieszania wokół niej nie chce jednak poruszać. – Nie licząc dwóch tygodni, w których wróciłem do grania, to cztery miesiące nie było mnie w ogóle. To długi okres – mówi.
Czy ze zdrowiem jest już wszystko ok?
Mateusz Poręba: – Jestem całkowicie wyleczony. Z jednej strony jest mi jednak mega smutno, ponieważ nie mogłem zagrać z chłopakami w najważniejszym momencie sezonu. Z drugiej cieszę się, że brzuch i kolano są wyleczone. Doceniam też to, że lekarz z kadry pomógł mi to wszystko ogarnąć. Zdecydował się na szybkie działanie, zrobienie zastrzyku z PRP. Teraz jestem przygotowany na to, żeby iść i walczyć.
To był też brzuch, tak? Czytałam tylko o kolanie…
– Niestety informacja o brzuchu była bardzo słabo przekazana. Prawdopodobnie dlatego, że nie chciano, żeby rywale dowiedzieli się o tej kontuzji. W rzeczywistości miałem naderwanie brzucha 21 mm i ono było główną przyczyną tego, że nie mogłem grać. Kolano wyleczyłem przed play-off, później grałem mecz w Bełchatowie i w jego trakcie zacząłem czuć brzuch. Trenowałem tydzień i po tym czasie stwierdziłem, że nie dam rady dalej.
Trudno było obserwować z perspektywy trybun rywalizujących kolegów?
– Było mi trudno i czułem na siebie bardzo dużą złość. W ostatnim meczu w Olsztynie łzy mi poleciały z oczu, bo wiedziałem, że to już jest koniec, i że nie dam rady nic więcej zrobić dla tego klubu. Jestem mega przywiązany do tego miejsca. Nie jest mi więc łatwo kończyć przygodę z Olsztynem w takiej sytuacji.
Miejsce, które zajął twój klub po sezonie, jest według ciebie wystarczające w kontekście przedsezonowych założeń, czy jest niedosyt?
– Myślę, że nie tylko ja, ale cała drużyna czuje niedosyt, bo była szansa, żeby ograć Aluron CMC Warta Zawiercie. Zwłaszcza ostatni mecz na terenie rywala nie poszedł po naszej myśli. Drużyna z Zawiercia miała więcej sportowego szczęścia niż my. Byłem obecny podczas spotkania zawiercian z Asseco Resovią Rzeszów i mówiłem nawet do Karola Jankiewicza, który mi towarzyszył, że wielka szkoda, że dla nas się to tak wszystko ułożyło.
Przeszliście jednak trochę zdrowotnie w tym sezonie, przede wszystkim mówię tutaj o rozgrywającym. Joshua Tuaniga był podstawowym wyborem trenera, ale doznał kontuzji.
– Nie chcę nie doceniać żadnego z zawodników, ale myślę, że gdyby był Josh, to inaczej by się to wszystko potoczyło. Złapaliśmy trochę dołek, więc informacja o tym, że Josh wypada była dla nas bardzo zła. Cieszę się jednak, że Karol „pociągnął” drużynę. Było widać jego zaangażowanie i chęci.
Możliwe, że z Joshem potoczyło by się to wszystko inaczej. Taylor Averill miał niesamowite zgranie z tym rozgrywającym. To przełożyło się na to, że do kontuzji Tuanigi prezentował się rewelacyjnie. Po niej zaczął troszeczkę gorzej grać i myślę, że nieco brakowało go w pewnym momencie, bo już nie było zgrania, które miał z Joshem.
Patrzyłem na to i było mi smutno. Nie licząc dwóch tygodni, w których wróciłem do grania, to cztery miesiące nie było mnie w ogóle. To długi okres. Mimo trudności cały czas trenowałem, nie poddawałem się, chodziłem na siłownię, bieżnię, żeby utrzymywać formę i nie zalać się tłuszczem o co nie trudno przy braku aktywności i tym, ile kalorii dostarczamy organizmowi każdego dnia. Walczyłem o to, żeby się utrzymać i wierzyłem w to, że będę powołany.
Przeszło ci przez myśl, że Nikola Grbić się nie odezwie?
– Tak. Bardzo mnie to stresowało. Telefon od trenera ucieszył mnie więc niesamowicie. Obiecałem mu, że zrobię wszystko, żeby był ze mnie zadowolony. To napędziło mnie jeszcze bardziej. Uwierzyłem, że mogę walczyć o miejsce w składzie.
Cała rozmowa Sary Kalisz w serwisie TVP Sport.
źródło: sport.tvp.pl