Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > I liga mężczyzn > Kamil Gutkowski: Nie wyobrażam sobie braku walki o medale

Kamil Gutkowski: Nie wyobrażam sobie braku walki o medale

fot. Klaudia Piwowarczyk

To bardzo charakterny gracz, który w barwach Bydgoszczy występuje już trzeci sezon. Mowa oczywiście o Kamilu Gutkowskim. W poniższym  wywiadzie bydgoski doświadczony przyjmujący mówi dlaczego dołączył do drużyny BKS Visła Proline Bydgoszcz, czy chciałby, aby jego syn też został zawodowym sportowcem i o tym, czy potrzebna jest ekspresja na boisku.

To jest twój trzeci sezon w barwach Visły. Dwa poprzednie kończyłeś z medalami na szyi. Przed tym sezonem też sobie założyłeś, że ten chcesz skończyć z medalem?

Kamil Gutkowski: Nie, nie, założeń nie ma na pewno żadnych, bo, jak pewnie wszyscy widzą, skład mamy dużo młodszy, więc tutaj trudno cokolwiek planować. Natomiast my się skupiamy na każdym kolejnym meczu, a tak indywidualnie, oczywiście nie wyobrażam sobie braku walki o medale. Po to się trenuje i gra, żeby grać o te najwyższe cele.

Jak współpracuje ci się z Michalem Masnym jako trenerem, bo wcześniej graliście razem po jednej stronie siatki, teraz jest twoim trenerem? Widzisz dużą różnicę w podejściu?

Niewielką, bo na tyle, na ile zdążyłem poznać trenera, to wydaje mi się, że już wiedziałem mniej więcej, z czym to się będzie jadło. Współpraca układa się oczywiście dobrze, trener ma ogromną wiedzę z boisk siatkarskich, więc bije od niego doświadczenie i wiedza na temat siatkówki.

A jaka atmosfera ogólnie panuje w drużynie w między zawodnikami?

– Dobra na tyle, na ile może być bardzo dobra, to chyba jest. Mamy bardzo dużą różnicę w wieku, jeśli chodzi o całą drużynę, więc normalne jest to, że starsi się trzymają ze sobą, młodsi ze sobą, ale staramy się przede wszystkim szanować siebie i dbać o to, żeby było dobrze w szatni.

Co spowodowało, że te trzy sezony temu znalazłeś się właśnie tutaj i kontynuujesz swoją przygodę siatkarską w Bydgoszczy?

– Ja ogólnie, gdzieś tam patrząc na moją przygodę, zazwyczaj zostaje na dłużej w tych samych miejscach. Miałem chyba dwa takie kluby, w których byłem tylko rok. Co się zdarzyło? Po prostu zapragnąłem być bliżej domu, bo moja żona jest z Trójmiasta, więc bardzo zależało nam na tym, żeby być gdzieś blisko Trójmiasta. Bydgoszcz w pierwszej lidze to każdemu kojarzy się tak naprawdę z PlusLigą, więc organizacyjnie i infrastrukturalnie wszystko zostało na poziomie PlusLigi. Mam nadzieję, że ta przygoda jeszcze będzie trwała.

Jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką?

– Żonglowałem między sportami: zaczynałem od piłki nożnej, przeszedłem płynnie do koszykówki. Mój brat był koszykarzem, więc gdzieś tam był moim pierwszym takim wzorem do naśladowania i chciałem być taki jak on. Gdyby nie zbieg niefortunnych wydarzeń, to pewnie bym został przy koszykówce. Mój wujek był prezesem klubu w Radomiu i po namowach mojego taty i wujka stwierdziłem, że spróbuję i tak już zostałem.

Nie żałujesz, że jednak nie grasz w koszykówkę?

Ja ogólnie staram się nie żałować. Uważam, że koszykówka jest fajniejszym sportem, w moim przekonaniu. Jest bardziej kontaktowa, bardziej męska, bardziej widowiskowa może nawet. Mam wrażenie, że przepisy, które są w siatkówce, bardzo ograniczają szeroko pojętą ekspresję. Uważam, że nie idzie to w dobrą stronę, bo te wszystkie kartki, upomnienia powodują, że zaczyna być to sport dla grzecznych ludzi. Sport zespołowy ma to do siebie, że niestety nie zawsze trafiają się grzeczne jednostki.

Do tej ekspresji na boisku za chwilę będę chciała jeszcze wrócić, ale teraz chcę zapytać o to, czy od początku grałeś na przyjęciu?

– Tak, zaczynałem od przyjęcia, ale miałem pewne epizody na innych pozycjach. Przez chwilę byłem rozgrywającym, chwilę nawet w środkowym z tego, co dobrze pamiętam, było to spowodowane brakiem zawodników. W juniorach chwilę też trenowałem na środku. No i rok w Radomiu, w Plus Lidze, byłem libero, także też zasmakowałem tej pozycji, ale zostawiła taką niechęć do siebie.

A co jest najtrudniejszego na przyjęciu?

– Na pewno element przyjęcia, bo patrząc na dzisiejsze czasy, wszystko opiera się na bardzo mocnej zagrywce. Mało jest przyjmujących na świecie, którzy sobie z tą zagrywką radzą w sposób perfekcyjny albo bardzo dobry. Bardziej się to skłania ku temu, żeby się bronić przed tą piłką i pozwolić rozgrywającemu w jakimś stopniu poprawić to przyjęcie. Także element przyjęcia na tej pozycji jest rzeczywiście chyba najtrudniejszy, bo to jest ogólnie bardzo trudny technicznie element. Można naprawdę trenować, trenować, trenować, ale jeżeli się nie będzie miało niezłej techniki i czucia głębokiego piłki, to może nic z tego nie wyjść.

Kto jest dla ciebie siatkarskim idolem? Na kim się wzorowałeś albo nadal wzorujesz?

Może idol to jest gdzieś tam złe słowo, bo idolem ogólnie takim sportowym to, tak jak wspomniałem, był mój brat i chyba Michael Jordan. Natomiast jeśli chodzi o siatkówkę, to zawsze z wielką ekscytacją podziwiałem grę Dawida Murka, kompletny gracz, niesamowity zawodnik. Daniel Pliński, mój serdeczny kolega, też pokazał mi, ile można wytrenować, ile się ma, jeżeli się ma dużo doświadczenia. Bardzo dużo można było podłapać od niego. Robert Prygiel też był w pewnym stopniu fenomenem radomskim, bo zrobił bardzo dużą karierę sportową za granicą i w kadrze narodowej. Wojtek Żaliński, ówczesny mój kumpel z Radomia także jest na tej drodze, w której można po całej przygodzie sobie usiąść i podziwiać.

Chciałbyś, żeby twój syn w przyszłości też był zawodowym sportowcem?

– Chyba tak, natomiast nie chciałbym mu narzucać czegokolwiek. Chciałbym, żeby zobaczył, że to jest naprawdę bardzo fajny kawałek życia. Jeżeli sport jest twoją pasją, a tak jest moim przypadku, bo do tej pory mogę siedzieć godzinami i oglądać jakikolwiek sport, zaczynając od piłki nożnej, przez koszykówkę, na siatkówce kończąc. W takim przypadku on przez całe życie przejdzie, nie pracując żadnego dnia, bo dla niego ta, powiedzmy siatkówka, czy jakikolwiek inny sport by wybrał, to  będzie pasja i będzie robił to z miłości. Pozna znakomitych ludzi na swojej drodze. To jest coś, co jest niepoliczalne. Jedną z ważniejszych rzeczy w życiu jest mieć fajnych ludzi dookoła siebie, to nam umożliwia sport, bo poznajemy tych ludzi od groma. Nie ma się co oszukiwać, to jest bardzo wygodne życie. Oczywiście, są uszczerbki na zdrowiu, fizycznie to jest ciężka harówa, ale docelowo to jest fajne życie. Wyjazdy, hotele, przejazdy autokarami, wspólne świętowanie sukcesów i przeżywanie porażek. Jest to coś, co dla niektórych jest może tylko jakimiś frazesami, ale dla nas, dla sportowców, wydaje mi się, że to jest cała sól tego sportu.

Angażujesz się w sport nie tylko jako czynny sportowiec, bo jesteś też skautem w agencji Kaman Sport. Jak to się zaczęło?

– Takie plany zaczęły kiełkować w pewnym momencie, bo już wiadomo, że jestem bliżej niż dalej, żeby skończyć swoją przygodę. Złapaliśmy się razem z takimi pomysłami z Kubą Peszko i akurat do mnie zadzwonił jeszcze nasz wspólny kumpel, też z pierwszoligowych parkietów, Piotrek Adamski. Stwierdził, że otwierają agencję menedżerską no i tak spotkaliśmy się kilkukrotnie, przegadaliśmy parę godzin i stwierdziliśmy, że spróbujemy zrobić coś innego, niż jest na polskim rynku, bo pracujemy w troszeczkę inny sposób. Podchodzimy bardziej partnersko, troszeczkę mamy inne cele w tym wszystkim. I gdzieś tam wiem, że po zakończeniu tej mojej przygody będę już nie skautem, a pełnoprawnym agentem. Bardzo się z tego cieszę, bo będzie to płynne przejście ze sportu, a właściwie zostanę przy sporcie i gdzieś tam nie będę bardzo przeżywał tego, że już nie będzie mi dane grać.

Chcę wrócić to ekspresji na boisku. Ty bardzo żywiołowo reagujesz i nie tylko na samym boisku, tylko też jak jesteś w kwadracie. To jest spowodowane charakterem, czy zaczęło się to u ciebie dopiero po czasie?

– Nie, to było zawsze. Jeszcze kiedyś to było na wyższym poziomie, bo potrafiłem bardzo zaleźć za skórę zawodnikom grającym po drugiej stronie siatki, prowadziłem jakieś utarczki słowne. Również z sędziami, bo rola sędziego jest tutaj bardzo trudna i, szczególnie w tej pierwszej lidze, gdzie nie ma tych challengów i ludzkie oko ma prawo do pomyłki. Byłem bardziej ekspresyjny, natomiast z wiekiem się trochę uspokoiło i bardzo dobrze, bo to bardzo dużo energii kosztuje. Natomiast to było zawsze. Dzięki temu myślę, że w pewnych kręgach zyskałem trochę więcej szacunku. Zawsze byłem taką, wydawało mi się, duszą drużyny. Nie zawsze może byłem sportowym talentem, ale zawsze tą ekspresją i tym charakterem potrafiłem przeskoczyć nieprzyjemności, albo przeszkody w tej swojej przygodzie, więc myślę, że ten charakter i ta ekspresja mi bardzo dużo pomogła. Ja generalnie jestem bardzo zadowolony, że mam taki, a nie inny charakter. Oczywiście jest on dość trudny, ale w sporcie wydaje mi się, że ten charakter jest bardzo ważny. Bez charakteru trzeba być bardzo wielkim talentem, żeby przejść poszczególne etapy i zostać profesjonalnym siatkarzem zarabiającym kupę kasy.

Wspominałeś wcześniej o tym, że w koszykówce jest dużo więcej takich kontaktowych sytuacji, a w siatkówce się od tego coraz bardziej odchodzi. Czy myślisz, że to jest dobry pomysł, żeby odchodzić od takich zachowań?

– Moje zdanie nie spodoba się wielu ludziom, ale nie. Uważam, że trudno wymagać, żeby siatkówka była kontaktowym sportem, bo sama z siebie po prostu ona jest bezkontaktowa, ale ekspresje, jakieś spojrzenia. Teraz, tak naprawdę, my nie możemy nic. Nie tak dawno nawet nie mogliśmy się witać, co było już w ogóle jakąś taką kompletną paranoją. Wydaje mi się, że jest utarty schemat, że siatkówka jest dla grzecznych ludzi i to się wywodzi ze środowiska akademickiego. Ja to wszystko szanuję, ale to cały czas jest sport drużynowy, na boisku jest czternaście facetów naładowanych testosteronem i ciężko jest czasami zapanować nad emocjami.

Tutaj sędziowie są tymi rozjemcami i oni najwięcej obrywają w tych sytuacjach, w których trzeba gdzieś tam uspokajać zawodników. Nie ukrywam, że oni powinni po prostu skupić się na swojej robocie, a nie kogoś strofować, jak ma się zachowywać na boisku. Oczywiście wiadomo, nie można przesadzać, nie można być bardzo wulgarnym w tym wszystkim i nie można sobie pozwalać na zbyt wiele. Natomiast uważam, że tej ekspresji zaczyna brakować i trochę ubolewam nad tym.

Jak radzisz sobie po przegranych meczach? Masz jakiś rytuał?

Nie, nie mam. Ja już mam tyle lat, że generalnie nauczyłem się sobie z tym radzić. Mam odskocznie w postaci rodzinki i syna, który nie pozwala mi o sobie zapomnieć i co chwilę włącza mnie w swoje zabawy. Także nie, nie przeżywam jakoś tego. Wiadomo, że lepiej jest zawsze wygrywać niż przegrywać, natomiast wiem, że po prostu w życiu normalnego sportowca te porażki się zdarzać muszą i  najważniejsze jest to, żeby wyciągnąć z nich wnioski i być konsekwentnym w dążeniu do celu. To jest kluczowe, żeby nie zatracić się w myślach i w przeżywaniu tych porażek, bo to do niczego dobrego nie będzie prowadziło.

Zostawmy na chwilę sprawy sportowe . Co najbardziej podoba ci się w Bydgoszczy?

– Ogólnie miasto do życia jest kapitalne. Nie ukrywam, że trochę pozwiedzałem kraj w pogoni za siatkówką. Mieszkałem na Śląsku, w łódzkim, na Mazowszu. Pochodzę z Radomia, więc bardzo podobnej wielkości miasto, Bydgoszcz troszeczkę większa. Ogólnie miasto jest bardzo ładne, wpływa na to bliskość tutaj dużej rzeki i cała infrastruktura wokół niej, więc tutaj pod tym kątem bardzo dobrze mi się żyje. Mało korków, oczywiście z małymi wyjątkami, bo wiadomo remonty remontami. Jest gdzie wyjść na spacer, można iść do galerii. Można przejść się na rynek, jest dużo restauracji, także pod tym kątem bardzo fajnie. Trochę brakuje mi większego zainteresowania, szczególnie naszym sportem, ale ogólnie super miasto do życia polecam każdemu.

Co lubisz robić w wolnym czasie, żeby trochę odpocząć od sportu?

Jeżeli odpoczywam, to tak naprawdę wtedy sprawuję opiekę nad synkiem swoim, więc nie do końca nazwałbym to odpoczynkiem. Jeżeli mam chwilę wolnego na wyjazdach, czy ogólnie chwilę w domu, to jestem maniakiem serialowym. Szukam sobie nowych seriali.

Teraz czas na szybkie pytania. Gdybym nie był siatkarzem, byłbym?

– Na pewno sportowcem. Zostałby przy sporcie to na dwieście procent. Nie widzę siebie w pracy od – do, przy biurku, bo moja energia na pewno nie miałaby ujścia. Prawdopodobnie bym został przy koszykówce. No uwielbiam ten sport.

A oprócz koszykówki?

To pewnie, nie wiem, piłka nożna albo piłka ręczna. Na pewno bym wybrał jakiś sport drużynowy, bo w czasach, w których ja się wychowywałem, nie było wielkiego dostępu do indywidualnych sportów. Trzeba było naprawdę być bardzo dobrze urodzonym, żeby było cię stać na bycie na przykład tenisistą. Lekkoatletyka na przykład mi w ogóle nie przypadła do gustu, więc na pewno sport drużynowy.

Po zakończeniu kariery planuję…

– Zostać agentem siatkarskim.

Atak z pierwszej czy z drugiej linii?

– Tylko z pierwszej, w moim wieku…

Trening czy siłownia?

– Dwa nieodłączne elementy. Nie zabierałbym sobie żadnego z nich. Uwielbiam ciężką siłownię, z tymi dynamicznymi nie do końca jest mi po drodze. Siłownia jest bardzo ważna i człowiek dochodzi do wniosku w swoim życiu, że jest nieodłącznym elementem.

I ostatnie pytanie, jaką radę dałbyś młodszemu sobie?

To jest trudne pytanie. Żebyś był taki, jakim byłeś. Byłem bardzo mocno charakternym człowiekiem i ten charakter mnie doprowadził do tego, do czego mnie doprowadził.

Rozmawiała: Julia Rogowska

źródło: visla-bydgoszcz.pl

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, I liga mężczyzn

Tagi przypisane do artykułu:
, ,

Więcej artykułów z dnia :
2023-05-03

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved