Bielszczanie próbowali podjąć walkę z graczami Jastrzębskiego Węgla, ale we wszystkich trzech partiach musieli uznać wyższość swoich rywali. Choć zdarzało im się wygrywać kilka akcji z rzędu i niwelować różnicę punktową, to przewaga jastrzębian w żadnym momencie nie była zagrożona. Gospodarze mieli spore problemy z przyjęciem zagrywki gości, co przekładało się na ich ofensywę. Gracze BBTS-u nie rozpaczali po porażce tylko doceniali wartość swoich przeciwników. Po odejściu Jana Zimmermanna od początku spotkania szansę na pokazanie się dostał Radosław Gil. Nie miał zadania łatwego, gdyż przy niedokładnościach w przyjęciu musiał sporo biegać i wystawiać piłki sytuacyjne.
Jastrzębianie świetnie spisywali się w w polu serwisowym. W trzech setach posłali aż osiem asów serwisowych, a dodatkowo sporo zagrywek nie było dokładnie przyjętych przez bielskich przyjmujących. To pierwszy element, który robił sporą różnicę. – W starciu beniaminka z mistrzem Polski na pewno nie byliśmy faworytami. Myślę, że jastrzębianie grali bardzo mądrą siatkówkę szczególnie na zagrywce, gdzie było widać, że najpierw serwowali mocno, potem skrót, potem float, znowu mocna. Bardzo dużo tej mieszanej zagrywki, z którą mieliśmy duży problem. Także ich gra w obronie mogła imponować, gdyż mieliśmy spory problem, żeby skończyć atak – podsumował Radosław Gil.
Wydaje się, że gospodarze przystąpili do tego spotkania nieco spięci. Być może miała na to wpływ pełna hala kibiców, czy przeciwnik po drugiej stronie siatki, ale ich pierwsze zagrania nie były udane. – Podejście do meczu mieliśmy właściwe. Bawiliśmy się grą, bawiliśmy się na boisku, cieszyliśmy się grając ze sobą, tylko kiedy kolejna piłka wpada, kolejny atak jest nieskończony, to pojawia się frustracja. Myślę, że samo podejście do meczu było w porządku. Nie położyliśmy się od początku do końca nawet jak przegrywaliśmy kilkoma punktami, to walczyliśmy, potrafiliśmy wrócić, odrobić kilka punktów, ale w końcówkach to jastrzębianie byli lepsi – dodał.
Faktycznie bielszczanie mieli momenty dobrej gry, w czasie których potrafili odrabiać kilka punktów i doprowadzać do wyrównania. Nie można im było odmówić woli walki, ale to okazało się niewystarczające. – To był podobny mecz jak z kędzierzynianami. Przez jakiś fragment seta jesteśmy w stanie nawiązać walkę i nagle wchodzi jeden, dwóch zawodników na zagrywkę i potrafią odskoczyć na cztery, pięć punktów i już dowożą taki wynik do samego końca seta – oceniał rozgrywający BBTS-u. Jak słusznie zauważa w jego zespole nie ma tak dużego doświadczenia, jak w innych zespołach i oni się dopiero tego uczą. – W tych drużynach są nazwiska. To są zawodnicy, którzy grają na najwyższym poziomie w Lidze Mistrzów, czy mistrzostwach świata, reprezentanci swoich krajów. To jest także ich doświadczenie ligowe. To nie jest ich pierwszy rok w PlusLidze tylko kolejny, co widać w końcówkach, czy w ważniejszych momentach setów – stwierdził.
Po ostatniej kolejce z klubem pożegnał się Jan Zimmermann. Włodarze klubu zmuszeni byli poszukiwać nowego rozgrywającego i ostatecznie zdecydowali się postawić na Pierre Pujola. Jak wyglądał ostatni tydzień treningów i przygotowania do meczu? – Bez Pierre Pujola trenowaliśmy dwa, może trzy treningi. Były one dobrze ułożone i mogliśmy wykorzystać wszystkich zawodników, których mieliśmy na ten moment. Odkąd dołączył Pierre mamy komfort lepszego treningu. Na treningach wygląda to bardzo dobrze. Moim zdaniem w meczu też nie wygląda to źle, ale na razie gramy z rywalami nie z naszej półki. Zobaczymy, kiedy przyjdą mecze z rywalami w naszym zasięgu o podobnych składach. Wtedy będziemy mogli wyciągnąć większe wnioski niż po spotkaniach z jastrzębianami, czy kędzierzynianami – zakończył Radosław Gil.
źródło: inf. własna