Jarosław Macionczyk po raz drugi miał okazję wprowadzać BBTS Bielsko-Biała do najwyższej klasy rozgrywkowej. Za pierwszym razem było to w 2013 roku, a w niedzielę sztuka ta udała mu się po raz drugi. O spadku w 2018 roku mówi, że wymazał już z pamięci. Podstawowy rozgrywający bielszczan ma nadzieję, że drużyna ta po odpowiednich wzmocnieniach zadomowi się w PlusLidze na dłużej, gdyż miasto z takimi tradycjami zasługuje na granie z najlepszymi.
W niedzielę już przed wejściem do hali czuć było spore emocje. Kibice zgromadzeni w hali głośno wspierali swoich zawodników, a ci odwzajemnili im się dobrą grą i upragnionym awansem do PlusLigi.
– Marzy mi się, żeby taka widownia w tej hali była od pierwszej kolejki przyszłego sezonu. Przed nami kupę pracy. Teraz świętujemy, ale jutra zabieramy się do pracy i przygotowujemy BBTS na rozgrywki plusligowe. Wiadomo, że to jest duży przeskok, ale my się musimy do tego dobrze przygotować. Chcemy być zespołem, który zagości tam troszeczkę na dłużej. Bielsko-Biała zasługuje na siatkówkę. Jest to miasto z tradycjami siatkarskimi. Chciałbym, żeby stało się tak, aby to miasto zadomowiło się w PlusLidze na stałe na dobrym poziomie. Myślę, że dużo pracy przed nami. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, a jeżeli ja będę miał taką możliwość, to oczywiście w tym pomogę – stwierdził Jarosław Macionczyk.
Bielszczanie nie weszli w to spotkanie najlepiej, a pierwszego seta przegrali do 16. Z taką sytuacją potrafili sobie poradzić, gdyż dwie kolejne partie wygrali, a w tie-breaku pokazali, że każdy set to dla nich odrębna historia. – W play-off było widać bardzo wyraźnie, że przegrany set, czy dwa nie mają dla nas znaczenia. Przypomnę, że w Warszawie był tie-break w drugim meczu, po którym weszliśmy do czwórki. W półfinale graliśmy dwa tie-breaki z bydgoszczanami, w starciu z będzinianami także dwa. Potrafimy wygrywać także w piątych setach – ocenił. Trudno się z nim nie zgodzić. Siatkarze BBTS-u w ostatnich meczach często grali długie spotkania, które rozstrzygali na swoją korzyść. Pokazywali w nich niezwykły charakter wojowników, który zaprowadził ich do upragnionego celu. – Ten zespół pokazał, że potrafi się podnieść po sromotnej porażce, bardzo wysokiej w pierwszym secie przez co pokazał charakter. Przed sezonem nie wszyscy upatrywali w nas 100% kandydata do awansu. Musieliśmy to udowodnić. My swoją bardzo mozolną pracą na treningach pokazaliśmy, że w tym sezonie jesteśmy zespołem pierwszym. Lepiej być pierwszym niż lepszym – dodał.
Decydujące starcia toczyli z drużyną MKS-u Będzin. Nie były to łatwe pojedynki, choć wszystkie wygrane przez drużynę prowadzoną przez Harrego Brokkinga. – Z będzinianami każdy wie, jaki był wynik w pierwszym meczu. Najłatwiejszy mecz wydaje się, że był w Będzinie. Wygraliśmy go 3:1, ale to tylko teoria. Najważniejsze, że we wszystkich tych starciach trójka była z przodu. To w jakim stylu rozgrywane były te mecze, to nikt tego za rok, czy dwa pamiętał nie będzie. Najważniejsze są zwycięstwa – powiedział rozgrywający bielszczan.
W sezonie 2022/2023 wystąpią w PlusLidze. Jak duży jest przeskok pomiędzy ligami i co się musi stać, żeby zadomowić się tam na stałe i aby ta przygoda trwała dłużej? – Jest duży. Jak duży to ciężko określić, bo wszystko zależy jak jest klub przygotowany personalnie i kadrowo. To wszystko pokazuje boisko. Nieraz sytuacje pokazywały, że budżety nie grają na boisku. Oczywiście po każdym awansie potrzebne są i wzmocnienia i jakieś drobne korekty, natomiast te różnice są. My jako Bielsko-Biała zaplecze mamy tip top na PlusLigę, natomiast teraz pozostaje kwestia boiska. Musimy dopasować się poziomem sportowym do poziomu PlusLigi. Zawsze jak się awansuje z jednej klasy do drugiej, to jest różnica, natomiast sytuacja i wyniki pokazują, że można walczyć i nie trzeba być na straconej pozycji – zakończył.
Na potwierdzenie słów naszego rozmówcy wskazać należy przykłady zespołów m.in. Ślepska Malow Suwałki, czy LUK Lublin, które po awansie plasowały się w środku tabeli.
źródło: inf. własna