Trener Uni Opole Nicola Vettori przybył do Polski w 2002 roku. Powodem takiego ruchu wcale nie była pasja do siatkówki, tylko… miłość jego życia. Włoski szkoleniowiec nie zapomina o korzeniach, ale po tylu latach pobytu w naszym kraju to również z nim wiąże swoją przyszłość. Obecnie pracuje z pierwszoligowymi siatkarkami Uni Opole. – Nie jest tak, że lubię często zmieniać kluby. Pracując dłużej w jednym miejscu, można danej drużynie dać więcej od siebie – mówi w rozmowie z serwisem nto.pl.
Pański przyjazd do Polski 20 lat temu wiązał się z miłością, ale wcale niekoniecznie z tą do siatkówki.
Nicola Vettori: Nawet bym powiedział, że absolutnie nie z miłością do siatkówki, bo przyjeżdżając do Polski początkowo nie miałem tu kogo trenować. Przybyłem do Poznania za moją obecną żoną, choć już nieco wcześniej znałem to miasto. Poznaliśmy się jednak w Luksemburgu, gdzie pracowałem, obok Niemiec i Szwajcarii, w dziale marketingu firmy Ferrero. Przed przyjazdem do Poznania jednak z niej zrezygnowałem, ponieważ nie odpowiadała mi kolejna propozycja zmiany miejsca i zakresu obowiązków. Miałem wtedy chwilę wolnego, więc ruszyłem do Polski i tak już w niej zostałem.
To prawda, że 20 lat temu wcale nie było w Poznaniu dużo chętnych do uprawiania siatkówki?
– Może i nie, ale było tam parę klubów działających dość prężnie. Nawiązałem współpracę z Energetykiem, w którym nie było wtedy sekcji młodzieżowej. Otrzymałem więc kolejno możliwość korzystania z hali sportowej, zrobienia naboru i prowadzenia grupy młodziczek. Zacząłem od podstaw tworzenie projektu, który cały czas się rozwija. Dziś sekcje młodzieżowe Energetyka są jednymi z najlepszych Polsce. Co warte zauważenia, podczas jednego z pierwszych prowadzonych przeze mnie naborów do klubu trafiła obecna reprezentantka Polski Agnieszka Kąkolewska. Już wtedy zdecydowanie wyróżniała się wzrostem [obecnie mierzy 197 cm – red].
Jeżeli chodzi o pracę w sporcie, często zmieniał pan miejsce zatrudnienia. W Uni Opole pracuje pan już najdłużej, dokładnie czwarty rok. Wynika to z zebranego w poprzednich latach doświadczenia?
– Po części na pewno tak. Wcześniej nigdzie nie pracowałem zbyt długo z różnych powodów. W Budowlanych Toruń długo wszystko wyglądało dobrze, ale na drugi sezon wraz z prezesem źle wybraliśmy skład, wszystko się posypało i zakończyliśmy współpracę po półtorej roku. W PTPS-ie Piła miałem bardzo dobry sezon, lecz potem klub postawił na młodszego, tańszego szkoleniowca, który był moim asystentem. Z Energetyka odszedłem z kolei na własną prośbę, ze względu na propozycję właśnie od zespołu z Piły. Nie jest tak, że lubię często zmieniać kluby. Pracując dłużej w jednym miejscu, można danej drużynie dać więcej od siebie. By jednak to nastąpiło, musi być nieprzerwanie wyczuwalna chęć obopólnej współpracy.
Od Uni otrzymał pan największe zaufanie w karierze trenerskiej?
– Dostałem je bardzo duże. Ale przede wszystkim doceniam ciągłą chęć rozwoju klubu, bo z tym nie zawsze miałem do czynienia u poprzednich pracodawców. Od początku mojej pracy w Opolu postawiliśmy sobie konkretne cele, na których realizację mamy określoną ilość czasu. Każdy w Uni dokładnie wie co i jak, aczkolwiek to też normalne, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Trzeba zdać sobie sprawę, że najtrudniejszy będzie dla nas kolejny sezon. Statystycznie potwierdza się, że drugi rok na najwyższym szczeblu rozgrywkowym jest najbardziej wymagający. Teraz przekonał się o tym Joker Świecie, wcześniej Budowlani Toruń, a w międzyczasie ledwo przed spadkiem uratowała się Radomka Radom. Jesteśmy gotowi na trudne momenty i mam nadzieję, że je wytrzymamy.
Cały wywiad Wiktora Gumińskiego w serwisie nto.pl.
źródło: nto.pl