– Poziom naszej ligi jest taki, że nie trzeba specjalnie skupiać się na meczach, żeby wiedzieć, jak dana zawodniczka gra – mówi w TVPSPORT.PL Małgorzata Glinka-Mogentale. Wielokrotna reprezentantka Polski nie ukrywa, że według niej selekcjoner kadry powinien pracować także w klubie i wcale nie musi oglądać regularnie polskiej ligi.
Włoska myśl szkoleniowa sprawdzi się w polskiej reprezentacji?
Małgorzata Glinka-Mogentale: – Myślę, że tak. We Włoszech siatkówka jest na bardzo wysokim poziomie, a Stefano Lavarini ma bogate trenerskie CV. Wydaje mi się, że na pewno lepiej się sprawdzi od polskiej mentalności. Nie umniejszam innym trenerom, ale w końcu o nas zadbali.
Dobrej renomy nie miał Jacek Nawrocki. To w pewnym sensie pomoże Lavariniemu?
– Na pewno startuje z bardzo dobrej pozycji, bo dużo już osiągnął. Dla dziewczyn to też jest ważne i myślę, że dzięki temu będzie mieć większy posłuch. O swoje dobre imię będzie musiał jednak dbać cały czas, bo można dobrze zacząć, a później jakąś głupotą autorytet sobie zniszczyć. Wychodzi z dobrej pozycji, bo zarówno kibice, jak i zawodniczki czekają na bardzo owocną pracę.
Na pierwszej konferencji prasowej trener Lavarini przyznał, że przy wyborze kadry nie będzie miało znaczenie doświadczenie, wiek czy przeszłość w reprezentacji. To dobre podejście?
– Jeśli zawodniczka jest w dobrej dyspozycji, to dlaczego ma nie grać? W danym momencie trzeba zrobić wynik. Nie można się sugerować, że zawodniczka ma perspektywę, trzeba budować jak najlepszy zespół w danej chwili czy na daną imprezę.
Czyli powinniśmy szukać rozwiązań na tu i teraz, żeby uzyskać możliwie najlepszy wynik na MŚ?
– Uważam, że tak, ale oprócz tego, równolegle, myślałabym o zawodniczkach, które za rok czy dwa lata mogą grać pierwsze skrzypce w reprezentacji. Oczywiście, musimy starać się o wynik, ale też o rozwój siatkarek. Trzeba o to dbać.
A jak w takim razie znaleźć balans w kadrze, skoro do jej drzwi puka np. młoda Martyna Łazowska, a gotowość do gry zgłasza jednocześnie doświadczona, topowa polska rozgrywająca – Katarzyna Skorupa?
– Najlepiej, żeby obie siatkarki ze sobą trenowały. Katarzyna Skorupa dawałaby przykład i pomagała na treningach. Młodsza siatkarka mogłaby obserwować ją na meczach, jak w danej sytuacji się zachowuje. Ważne, żeby przede wszystkim miały ze sobą kontakt. Potrzebne jest, żeby razem trenowały, bo jak później Skorupa nie będzie miała siły czy możliwości, to druga zawodniczka wchodzi i jest gotowa.
Kluczowy będzie powrót Joanny Wołosz do kadry?
– Ja bym nie opierała reprezentacji na jednej zawodniczce. Oczywiście jest ona bardzo ważna, ale nie możemy być zależni od jednostek. Nie może być tak, że gdy wypadnie dana siatkarka, to my nie możemy grać. Wszystko musi się jakoś zasklepiać. Jeżeli coś się stanie Wołosz, Smarzek czy Stysiak, to młodsze zawodniczki muszą wziąć na siebie odpowiedzialność. Nie może być tak, że sześć dziewczyn bierze wszystko na swoje barki, a reszta gra z doskoku. Potrzebujemy 12 czy 14 zawodniczek z taką samą odpowiedzialnością za wynik meczu.
Jaki może być największy problem tej kadry?
– Nie chcę już mówić o tym, jaki był problem w reprezentacji wcześniej, bo było ich bardzo dużo i nie tylko związanych z trenerem. Jak coś się dzieje w drużynie, to jest to problem wszystkich. A też żeby dobrze trenować, to nie trzeba już trenera, bo jesteśmy na takim poziomie profesjonalizmu, na którym trener oczywiście może pomóc, ale też przeszkodzić. Zawodniczka, która bierze pieniądze za grę, sama powinna wiedzieć, co robić. Wydaje mi się, że trener Nawrocki taktykę przygotował, tylko zadziało się coś innego. Myślę, że było dużo problemów. Natomiast nie skupiałabym się na tym, co było, po prostu życzę nowemu trenerowi, żeby miał tyle sił i cierpliwości, aby ta drużyna faktycznie była drużyną.
A personalnie? Na jakich pozycjach może być najtrudniej z kapitałem ludzkim? W ataku dajmy na to mamy Malwinę Smarzek i Magdę Stysiak, a potem daleko nic.
– Na pewno te dwie zawodniczki się wyróżniają, ale myślę, że jeśli będzie dobra praca, to będzie progres. Chyba, że trenuje się przez osiem miesięcy w słabej lidze, wtedy jest trudniej. W każdym razie młode siatkarki muszą się skupić przede wszystkim na dobrym treningu. Nie jest żadną sztuką być trenerem gotowych zawodniczek i zrobić z nimi wynik. Sztuką jest wyciągnięcie maksimum ze średniego zespołu. Nie martwię się, że nie mamy wystarczająco dobrych zawodniczek. Myślę, że nie powinniśmy tak mówić, bo to podcina skrzydła. A trener jest od tego, żeby znaleźć tę trzecią czy czwartą zawodniczkę i trenować w ten sposób, aby ona zaczynała dorównywać tym lepszym w danym momencie.
Cały wywiad Jana Pęczaka w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl