– Nie spodziewałam się, że tak dobrze będę się czuła. Na razie jestem tu bardzo szczęśliwa. Czuć chemię w naszym zespole. Codziennie treningi to nowe wyzwanie. W Stuttgarcie też żyje mi się świetnie, a do tego sam klub jest na bardzo wysokim poziomie pod względem organizacyjnym. Jakkolwiek słodko to nie brzmi, to taka jest po prostu prawda – mówi dla TVPSPORT.PL o przenosinach do Niemiec rozgrywająca reprezentacji Polski – Julia Nowicka. W rozmowie z TVP Sport opowiedziała o potrzebie zmiany otoczenia, spokojnej głowie względem funkcjonowania w Polsce oraz niepewności co do swojej pozycji w kadrze Stefano Lavariniego.
Jak ci przebiegała generalnie aklimatyzacja w nowym miejscu?
– Zawsze na początku potrzeba trochę czasu na obserwację, jak funkcjonuje klub, bo wszędzie jest trochę inaczej. Przychodząc do Stuttgartu znałam w zasadzie tylko trenera Tore Aleksandersena, więc wszystko było dla mnie zupełnie nowe, ale dziewczyny od początku były dla mnie bardzo pomocne. Dały mi znać, że jeśli będę miała jakieś pytania czy wątpliwości, to ze wszystkim mi pomogą. Osoby pracujące w klubie też zawsze służą pomocą. Atmosfera panująca w klubie jest znakomita i nie spodziewałam się, że tak dobrze będę się czuła. Na razie jestem tu bardzo szczęśliwa. Czuć chemię w naszym zespole. Codziennie treningi to nowe wyzwanie. W Stuttgarcie też żyje mi się świetnie, a do tego sam klub jest na bardzo wysokim poziomie pod względem organizacyjnym. Jakkolwiek słodko to nie brzmi, to taka jest po prostu prawda.
Skoro tylko cztery Niemki w zespole, to jaki język przeważa?
– Wszyscy, łącznie z trenerami, mówimy po angielsku. Mamy międzynarodową ekipę w sztabie, więc to jest język, którym posługujemy się na co dzień. Ja z ciekawości często pytam też jak dany zwrot jest na przykład po hiszpańsku, bo mamy w zespole też między innymi Hiszpankę. W sklepie z kolei staram się już trochę mówić po niemiecku, bo niektóre kwestie pamiętam jeszcze ze szkoły. Rozumiem też coraz więcej.
A niemieckiego uczysz się na co dzień?
– Obecnie nie. Staram się po prostu sprawdzać i zapamiętywać pewne przydatne zwroty. Jak czegoś nie wiem, to sobie to tłumaczę i w gruncie rzeczy w taki sposób też idzie do przodu komunikowanie się w tym języku. Sporo też pamiętam, ale muszę sobie przypominać.
Dlaczego właściwie wybrałaś kierunek niemiecki?
– Miałam trudny zeszły sezon i potrzebowałam zmiany otoczenia oraz złapania nowej perspektywy na moje działania. Chciałam przekonać się, jak wygląda życie poza Polską. Potrzebowałam też nowych osób obok siebie, od których będę mogła się więcej nauczyć. Doszłam do wniosku, że to najlepszy moment na wyjazd. Pojawiła się oferta ze Stuttgartu, dzwonił do mnie trener Aleksandersen, dużo rozmawialiśmy i ostatecznie zdecydowałam się na taki ruch. Uznałam, że warunki, które mi zaoferowano, spełniały wszystkie moje oczekiwania na tamten moment.
Tore Aleksandersena już dobrze znałaś ze współpracy w zespole z Bielska.
– Tak, pierwszy sezon w Bielsku grałam pod jego wodzą. Znaliśmy się wcześniej.
– Jego osoba była dla ciebie ważna przy przenosinach?
– Szczerze mówiąc, to tak, bo pamiętam, że na treningach Tore kładł duży nacisk na technikę rozgrywających i dlatego chciałam też wrócić. Czasami trzeba zrobić kilka kroków do tyłu. To na pewno był ważny czynnik przy transferze do Stuttgartu.
W lidze nie macie sobie równych – 14 meczów, 14 zwycięstw, 40 punktów na możliwe 42. Ktoś wam jest w stanie w ogóle podebrać mistrzostwo?
– Jak to mówi nasz trener – największym przeciwnikiem dla nas jesteśmy my same. Ja się z tym zgadzam. Grając na swoim poziomie żadna drużyna nie powinna nam zagrozić. Do tej pory, jeśli tylko prezentowałyśmy swoją grę i nie popełniałyśmy prostych błędów, to wygrywałyśmy ze wszystkimi topowymi zespołami w Niemczech. Chcę też podkreślić jak ważni przy dobrej grze zespołu są nasi kibice. Jeszcze nigdy, oprócz meczów reprezentacji podczas mistrzostw Europy w 2019 roku, nie byłam świadkiem takiej atmosfery podczas meczów, jak w Stuttgarcie. Kibice tutaj są niesamowici. To wspaniali ludzie, znakomicie się bawią na trybunach i dzięki nim faktycznie czuję, jakbyśmy miały dodatkowego zawodnika w zespole.
Spotkałaś się w Niemczech ze znacznie inny sposobem trenowania i grania?
– Wiele zależy od trenera, nie jest to nawet zależne od lig. Wiedziałam, w jaki sposób pracuje Tore Aleksandersen. Generalnie kwestia systemu szkolenia zależy od tego, z kim pracujesz.
A jak wygląda to od strony organizacyjnej? Zdarzają się opóźnienia w wypłacaniu pensji?
– Nie, absolutnie nie. Jedyne na czym się tutaj musisz skupiać, to siatkówka. Nie trzeba się martwić o wypłatę, wszystko zawsze jest załatwione, masz po prostu czystą głowę. Organizacja stoi na bardzo wysokim poziomie i mam tu na myśli opiekę medyczną i wszystko wokół klubu. Jest tak, jak być powinno.
A w Polsce częstym przypadkiem były opóźnienia w wypłatach?
– Tak.
Żyjesz trochę anonimowo w Niemczech? Chodzi mi o zainteresowanie mediów, kibiców.
– Przede wszystkim tutaj sytuacja covidowa jest dużo gorsza i nie widziałam jeszcze, żeby któraś z dziewczyn rozmawiała z dziennikarzem po meczu. Z tego co obserwuję, to są w Niemczech dużo większe restrykcje niż w Polsce. Miałam jeden wywiad tutaj z niemieckim dziennikarzem. Jednak ja nawet na to nie zwracam uwagi. Odpowiada mi spokojne życie w Niemczech.
Do którego nazwiska było ci najbliżej przy wyborze selekcjonera kadry?
– Prawdę mówiąc, to do żadnego, bo z żadnym z ostatnich kandydatów na selekcjonera nie współpracowałam. Jestem osobą, która bardzo uważa na opinie ludzi. Jak jestem ciekawa, to oczywiście spytam, ale każdy może mieć inny punkt widzenia. Dlatego ja wolę zawsze przekonać się sama. Bardzo spokojnie podeszłam do tego tematu. Ze spokojem przyjęłam zarówno wiadomość o odejściu trenera Nawrockiego, jak i o przyjściu Stefano Lavariniego. Nawet nie wiem czy będę teraz powołana do kadry, to kolejna sprawa.
Na pewno dużo dzieje się wokół pozycji rozgrywającej w kadrze narodowej – wrócić mogą Joanna Wołosz i Katarzyna Skorupa, na mistrzostwach Europy więcej grała Katarzyna Wenerska, w drugim szeregu są Alicja Grabka czy Martyna Łazowska. Ale ty w takim razie nie czujesz, żebyś była w gronie, dajmy na to, top 4 polskich rozgrywających?
– Bardzo nie lubię postrzegać siebie w kategoriach pierwszej, czwartej czy dziesiątej w hierarchii. Staram się podchodzić do tego na spokojnie, wiedząc, że mam swoje zadania do wykonania i swoje cele. Oczywiście niezależnie od wszystkiego będę całym sercem z reprezentacją, ale nie chcę nakładać na siebie niepotrzebną presję. Teraz też nie wiem wielu kwestii, czy dostanę powołanie, jaki pomysł na kadrę ma trener Lavarini itd. Biorę to z dużym spokojem. Mam sezon do dogrania, chcemy grać o mistrzostwo Niemiec, zagrać w finale pucharu CEV. Jest dużo do wygrania, na tym się skupiam. Niech ludzie odpowiadają sobie na pytania czy jestem trzecią, czy piątą rozgrywającą.
Czyli ty się tymi wyborami nie emocjonowałaś w ogóle?
– Po prostu brałam to na spokojnie. Wiadomo, że byłam ciekawa, na kogo zdecyduje się zarząd. Ale nie czekałam zerkając cały czas w telefon. Miałam swoje sprawy na głowie, więc myślenie o kadrze może jeszcze zaczekać.
A pierwsze co poczułaś słysząc, że kadrę przejmie Stefano Lavarini to…?
– Ciekawość. Jestem ciekawa jak pracuje trener Lavarini, jaką taktykę przyjmie na pracę z polską reprezentacją. Generalnie ciekawi mnie jak wszystko się teraz potoczy.
Mówiłaś, że słyszałaś o trenerze dużo pozytywów. Co konkretnie?
– Słyszałam trochę od Malwiny Smarzek, ale tak jak powiedziałam – nie ma większego znaczenia dla mnie to, co zasłyszałam. Wolę się zawsze przekonać na własnej skórze.
*cała rozmowa Jana Pęczaka w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl