– Moim plusem jest to, że grałam w siatkówkę i zdobywałam medale i sukcesy. Jeśli coś mówię od strony zawodniczej, to wiem, o czym mówię. Wiele dziewczyn podkreśla, że to mój atut, kiedy chcą porady od starszej koleżanki po fachu – powiedziała portalowi TVP Sport prezes BKS-u BOSTIK Bielsko-Biała, członkini zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej do spraw siatkówki żeńskiej Aleksandra Jagieło.
Aleksandra Jagieło to jedna z niewielu kobiet w polskim środowisku siatkarskim na takim stanowisku. – Pojechałam na pierwsze spotkanie prezesów i czułam się niepewnie. Przecież przed chwilą spotykałam się z tymi osobami będąc zawodniczką! Z czasem się jednak zaadaptowałam. Niezmiennie jednak koncentrowałam się na realizacji celów, a nie na tym, by się wpasować – wspominała prezes BKS-u.
Jagieło nie ukrywała, że na szczęście nie musiała w tym świecie rozpychać się łokciami. – Moim plusem jest to, że grałam w siatkówkę i zdobywałam medale i sukcesy. Jeśli coś mówię od strony zawodniczej, to wiem, o czym mówię. Wiele dziewczyn podkreśla, że to mój atut, kiedy chcą porady od starszej koleżanki po fachu. Nie musiałam się rozpychać łokciami. Nie ukrywam, że jak zostałam prezesem, wiele osób myślało, że nic o tym nie wiem. Przyjęłam zasadę, że nikogo nie będę uświadamiać, co będę robić. Po prawie dwóch latach rezultaty są widoczne. Nie muszę nikomu nic udowadniać. Moja praca się broni – oceniła Aleksandra Jagieło.
Ona sama jeszcze jako zawodniczka radziła sobie głównie bez agenta sportowego, choć nie zawsze było łatwo. – Podam przykład. Miałam kontrakt w klubie. Po pierwszym roku poszłam negocjować umowę. Poczułam się pewnie, bo znałam prezesa prywatnie. Podwyżka, o którą prosiłam, była śmieszna. Mimo to usłyszałam hasło „czy nie cenisz się za wysoko, dziewczynko?”. W tym momencie wszystko ze mnie uleciało. Ta rozmowa dała mi jednak tyle siły, że już nie bałam się rozmawiać o pieniądzach. Myślę, że ten temat jest trudny. Dla wielu zawodniczek jest nie do przeskoczenia. Agenci się przydają szczególnie, kiedy zawodniczka ma uraz, przy negocjacjach. Nie mam nic przeciwko ich działalności o ile dobrze zajmują się siatkarkami. Ja byłam w stanie poradzić sobie bez wsparcia – wspominała Aleksandra Jagieło i w rozmowie zdradziła także ile agenci zarabiają w stosunku do uposażenia zawodniczek.– Między osiem a dziesięć procent. To kwestia dogadania. Czasami mam jednak wrażenie, że mając agenta dziewczyny wyłączają myślenie. Sport nauczył mnie tego, że nie można zapominać o tym, by najbardziej dbać o własny interes. Wiele rzeczy, które siatkarki mógłby same załatwić, przeprowadzają przez menedżera. To czasami niepotrzebnie wydłuża drogę – podsumowała Aleksandra Jagieło.
źródło: sport.tvp.pl