Jurajscy Rycerze pokonali w 1/16 finału Pucharu Polski MKS Będzin 3:0, ale mimo rozstrzygnięcia w trzech setach mecz był bardzo zacięty. – Dla zespołu będącego w niższej lidze jest łatwiej, bo nie ma presji. Ona na nich nie ciąży i taka drużyna może zagrać swoją siatkówkę, a nawet coś więcej – mówił po wygranej środkowy zawiercian Miłosz Zniszczoł.
Miły, kiedyś sam wchodziłeś do PlusLigi z niższych lig. Akurat ty jak mało kto możesz potwierdzić, że rzeczywiście potrafi się w nich grać w siatkówkę. Nasz rywal chyba też to udowodnił?
Miłosz Zniszczoł: – Dokładnie tak. Dla zespołu będącego w niższej lidze jest łatwiej, bo nie ma presji. Ona na nich nie ciąży i taka drużyna może zagrać swoją siatkówkę, a nawet coś więcej. Dać coś więcej od siebie i widać było, że MKS Będzin nam sporo problemów sprawił.
Czym najbardziej nas zaskoczyli, jeśli w ogóle zaskoczyli? Zagrywka, obrona? Były takie momenty, że zdobywanie punków przychodziło nam bardzo ciężko.
– Myślę, że poza pierwszym setem, gdzie mieliśmy kontrolę i byliśmy skoncentrowani, popełniliśmy sporo błędów w ataku. W drugim secie do tego doszło parę serwisów i wynik był gdzieś na styku, męczyliśmy się z nimi w końcówce. A w trzecim Wiktor Musiał poszedł na zagrywkę, walnął kilka nieprzyjemnych piłek i mieliśmy wtedy spore problemy. Trener wziął czas i powiedział, że to jest dla nas wyzwanie, aby wyjść z 10:16. Udało się i cieszymy się z tego.
Największy plus tego meczu? To, że w drugim secie było już 9:14, w trzecim 10:16, a jednak wyciągnęliście te sety, wygraliście i po raz kolejny pokazaliście charakter?
– Niby chcieliśmy dać z siebie wszystko, ale gdzieś ciężko się do końca zmobilizować tak na 110 proc., jak do meczu ligowego. Wydaje się, że takie spotkanie wygra się samo, a okazuje się, że przeciwnik prezentuje dobrą grę i trzeba faktycznie w końcówce gdzieś sprężyć się, żeby ten jeden albo drugi set nie uciekł, bo potem mogłoby być ciężko.
źródło: Aluron CMC Warta Zawiercie