– Koniec roku jest bardzo trudny, bo nawarstwia się wiele rzeczy. Najważniejsze są mistrzostwa świata kobiet. W tym niełatwym czasie pandemii i braku wiedzy, co będzie w przyszłym roku, rozmowy są trudne, bo wszyscy mają jakieś obawy. To jest pierwsza, kluczowa sprawa. Równie ważny jest wybór trenerów reprezentacji. Chciałbym, aby te decyzje zostały podjęte jak najszybciej, jednak potrzebny jest czas na rozmowy i negocjacje z kandydatami – mówi Sebastian Świderski, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Za panem dwa miesiące na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Coś pana zaskoczyło?
Sebastian Świderski: Wszystko. Bycie prezesem w klubie i związku teoretycznie ma wiele wspólnego, ale tak naprawdę jest zupełnie inne. Już na początku przed nami duże wyzwania dotyczące mistrzostw świata kobiet, rozmowy z miastami organizatorami, negocjowanie umowy z FIVB. A międzyczasie jeszcze normalne funkcjonowanie związku i dodatkowo wybór aż dwóch trenerów reprezentacji, bo akurat zbiegły się terminy w męskiej i żeńskiej. Tych spraw jest bardzo wiele, a do tego dochodzi coś, co nazywam Tour de Pologne, czyli podróże z Kędzierzyna, przez Jastrzębie, Zakopane, Warszawę, Bydgoszcz, Gdańsk, Wrześnię aż do Polic. To wszystko w czasie dwóch tygodni, więc – jak widać – trochę tego jest. Dla mnie to jednak interesujące wyzwanie i nowe doświadczenie, więc robię to z przyjemnością.
Mówi pan o wielu wyzwaniach, ale co obecnie jest najważniejsze?
– Koniec roku jest bardzo trudny, bo nawarstwia się wiele rzeczy. Najważniejsze są mistrzostwa świata kobiet. W tym niełatwym czasie pandemii i braku wiedzy, co będzie w przyszłym roku, rozmowy są trudne, bo wszyscy mają jakieś obawy. To jest pierwsza, kluczowa sprawa. Równie ważny jest wybór trenerów reprezentacji. Chciałbym, aby te decyzje zostały podjęte jak najszybciej, jednak potrzebny jest czas na rozmowy i negocjacje z kandydatami. Poza tym są rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy na temat polskiej siatkówki. Tego, jak ją rozwijać, począwszy od tej na samym dole, czyli młodzieżowej, poprzez plażową i na śniegu, bo takowa też jest, a skończywszy na halowej.
Mamy w Polsce dobry czas dla siatkówki, czego dowodem są sukcesy reprezentacji i klubów. Być może najlepszy okres w historii.
– To pokłosie szkolenia, które zorganizowano dużo wcześniej. Nasza młodzież z każdej imprezy przywodzi medale. Dlatego trzeba pochwalić SMS Spała, który działa bardzo dobrze. Dobra praca wykonywana jest też w Szczyrku. Może tego tak nie widać, lecz nie wolno zapominać, że już w trakcie nauki i treningów w szkole dziewczyny zasilają nawet pierwszą reprezentację. Wyniki dziewczęcych reprezentacji należy oceniać przez pryzmat tego, że wiele zawodniczek nie gra w drużynach młodzieżowych, ponieważ są podstawowymi w kadrze seniorek.
Jaki ma pan pomysł na dalszy rozwój, żeby jeszcze lepiej wykorzystać ten ogromny potencjał polskiej siatkówki?
– Może od 2018 roku nie wygrywamy imprez, ale nie można zapominać, że z każdego turnieju męska reprezentacja przywozi medal. To ogromny pozytyw. Wiem, że nie da się wygrywać wszystkiego, jednak zdaję sobie sprawę, że czasami trzeba wrócić z ważnej imprezy ze złotym krążkiem. Jak to zrobić? Pracować. Świat nam nie uciekł, ciągle jesteśmy w czubie, postrzegani w roli faworytów. I to piętno faworyta często nam ciąży… Gdy wygrywaliśmy mistrzostwo Europy, jedno czy drugie mistrzostwo świata, nigdy nie byliśmy faworytami. To chyba trend w światowej siatkówce, że wygrywają nie ci, na których się stawia. Przecież Francja podczas igrzysk olimpijskich dwa razy uciekła spod topora. Powinna już odpaść w kwalifikacjach do igrzysk, a podczas turnieju w Tokio na początku szło im jak po grudzie. Z drugiej strony, stres i presja powinny być u nas przekute w przywilej. Świetnie ujął to jeden z trenerów młodej reprezentacji, mówiąc że presja jest przywilejem, bo to znaczy, że zrobiłeś coś więcej niż inni i dlatego powinieneś wygrać. Może w ten sposób powinniśmy podchodzić do rywalizacji i budować chłopaków mentalnie.
źródło: pzps.pl