– Jeśli ludzie traktują to jako podcast, to mam tylko nadzieję, że jest dobry. Staram się pomagać widzom coś zrozumieć. I nawet mi się to podoba – mówi Sport.pl o swojej nowej roli komentatora meczów siatkówki były trener polskiej kadry siatkarzy Vital Heynen. Belg zdradza też, że otrzymuje coraz więcej ofert powrotu do pracy.
Jak pan się czuje na trenerskim bezrobociu?
Vital Heynen: – Bardzo dobrze, moje życie zaczyna się toczyć z coraz większą dynamiką.
Został pan komentatorem „Volleyball World”, czyli spółki i strony w większości zarządzanej przez FIVB, gdzie obecnie można obejrzeć klubowe mistrzostwa świata i wybrane mecze ligi włoskiej u kobiet i mężczyzn. Jak do tego doszło?
– Poprosili, żebym skomentował KMŚ kobiet i mężczyzn, za tydzień będziemy na miejscu turnieju siatkarek w Ankarze. Wcześniej zrobiliśmy mały test na jednym meczu ligi włoskiej, żebym mógł się do tego przyzwyczaić i zgrać z moim współkomentatorem, Claytonem Lucasem. Więc dwa tygodnie temu skomentowałem swój pierwszy mecz w życiu. Jakie są reakcje ludzi?
Rozpoznają pana po tym, że mówi pan o belgijskim piwie na antenie. Widziałem też jedną opinię, wedle której komentuje pan, jakby był gościem jakiegoś podcastu.
– Co do piwa: założyłem się wtedy z Claytonem. Podczas każdego meczu przynajmniej raz się o coś zakładamy. Mówię: teraz rozgrywający wystawi piłkę do szóstej strefy. I nie obchodzi mnie, jeśli tak się nie stanie. To po prostu zwrócenie uwagi na pewien element. Chcę, żeby widz się na nim skupił. Dlaczego drużyna popełnia tak dużo błędów na zagrywce w pierwszej części meczu? Bo ryzykuje, chce wywrzeć presję, a to nie takie proste. Chcę, żeby kibic zobaczył tego typu szczegóły z punktu widzenia trenera. Wtedy więcej rozumie. Jeśli ludzie traktują to jako podcast, to mam tylko nadzieję, że jest dobry. Staram się pomagać widzom coś zrozumieć. I nawet mi się to podoba. Zobaczymy, gdzie w tym zabrnę. Mówię mojemu współkomentatorowi: wskaż mi moje błędy. Tylko nie bądź ostrożny, chcę wiedzieć, co robię źle, a co dobrze. Staram się poprawiać. Odbieram to zresztą tak samo, jak trenowanie. Przed meczem myślę o wszystkim, co powinienem zrobić. Gdy zaczniemy transmisję, o wszystkim zapominam. W przyszłym tygodniu będę musiał zostać ekspertem od kobiecej siatkówki w cztery dni, więc jestem ciekaw, jak sobie z tym poradzę. Nie znam nazwisk, charakterystyki gry. Wszystkiego muszę się nauczyć.
Jak dużo już pan wie?
– Ostatnio przyglądam się grze Vero Volley Monza. Tam gra Magdalena Stysiak, którą lubię oglądać i Lise Van Hecke z Belgii. Walczą o miejsce na tej samej pozycji na boisku, więc to ciekawy pojedynek do obserwowania. Oglądałem kilka meczów, w kilku w wyjściowej szóstce grała Stysiak, potem Van Hecke zaczynała większość spotkań, więc potraktowałem to jako taki mały smaczek, którym warto się zająć. Teraz muszę trochę pilniej przysiąść do tych zespołów, które zagrają na KMŚ w Ankarze. Moim dobrym przyjacielem jest Giovanni Guidetti, który trenuje Vakifbank, więc znam jego zespół. Może on pomoże mi zrozumieć, jak gra się w siatkówkę kobiet. Muszę się jej nauczyć od samych zawodniczek.
To jaki jest pana następny krok? Jako dziennikarze patrzymy na pana poczynania z małą obawą, bo zaraz wyjdzie na to, że wygryzie pan wszystkich z branży.
– Ale dziennikarze piszący chyba nie muszą się obawiać, bo w to raczej nie wejdę. Twierdzę, że jestem na to za głupi.
Prowadził pan jednak swojego bloga w trakcie mistrzostw Europy.
– Tak, ale ja tylko przekazywałem komuś swoje przemyślenia, a on je spisywał tak, jak w przypadku tej rozmowy. Bo umiem mówić, rozmawiać, ale chyba słabo piszę. Komentowanie też będzie raczej czymś chwilowym. To dla mnie kolejne doświadczenie i chcę to traktować tylko w ten sposób. Może będę do tego wracał, ale wątpię, że w 2022 będę się tym zajmował tak, jak teraz. Zgodziłem się tylko na grudzień. Może jeszcze trochę pokomentuję, ale powiem tak: jeśli zobaczycie mnie tylko w tej roli latem 2022, to byłoby dla mnie niespodzianką.
Tak? A to czym ma się pan zamiar zająć? Wskoczyło jeszcze coś nowego obok komentowania?
– Niekoniecznie, ale byłem na kilku spotkaniach dla firm w Polsce, na których przemawiałem. I wydaje mi się, że jestem w tym coraz lepszy. To coś nowego. Wcześniej nie miałem na to wiele czasu i po jednym, czy dwóch spotkaniach czułem się po prostu dobrze. Wiedziałem, że zrobiłem wszystko w porządku. Ale po czterech, pięciu, sześciu spotkaniach? Widzę, że coraz lepiej sobie radzę w tłumaczeniu ludziom tego, w jaki sposób pracuję i jakie mam metody. Komunikacja polega na tym, że twój przekaz raczej się nie zmienia, ale starasz się być lepszy w tym, jak go przekażesz. A poza tymi spotkaniami? Cóż, nie robię kompletnie nic. Tylko niewielkie rzeczy w porównaniu do tego, jak pracowałem przez ostatnie lata. Spotykam się z ludźmi ze środowiska siatkówki w Belgii, do tego pracuję z tutejszą telewizją nad programem noworocznym. Nie ma nic fundamentalnego. A to mi się podoba, bo gdybym miał coś takiego, musiałbym wstawać od siódmej i ciężko pracować. Odzwyczaiłem się od tego. Prowadzę zupełnie inne życie. Śmieszne, że w sumie jeśli spytasz mnie, co robię w kolejnym tygodniu, to spojrzę w kalendarz i widzę, że jest absolutnie wypełniony. Ale to małe sprawy, które często wręcz sprawiają mi przyjemność. Choćby pomoc trenerowi z Belgii, który poprosił mnie o rady w prowadzeniu drużyny i jadę do niego obserwować tę drużynę.
A sam nie chce pan jeszcze wrócić do większej intensywności i objąć jakiś zespół?
– Chcę. To proste: miałem sporo telefonów w sprawie powrotu do trenowania, a niektóre z nich bardzo interesującymi propozycjami, wręcz gotowymi zaproszeniami do rozpoczęcia pracy. Gdy zapytam swój umysł, otrzymam odpowiedź: Tak, jestem zainteresowany, czekam na ten powrót. Czuję znów rozpalony ogień i chciałbym wdrożyć swoje nowe pomysły w jakiejś drużynie. Ale gdy zapytam ciało, pojawi się problem. Nie czuję się gotowy, żeby zacząć pracę, powiedzmy, od przyszłego tygodnia. Jednak szanse rosną i myślę, że wrócę do pracy w 2022 roku. Nie wiem dokładnie kiedy, ale to coraz bardziej prawdopodobne. I chyba tam, gdzie niewielu się mnie spodziewa.
Może pan powiedzieć coś więcej? Były oferty pracy w Polsce?
– To nie byłoby w porządku wobec ludzi, z którymi rozmawiałem. Było jednak kilka ofert, a parę z nich na miarę naprawdę poważnych myśli w stylu: Mógłbym tam być.
Po mistrzostwach Europy mówił pan, że śledzi, jak grają pana zawodnicy. Skoro teraz ogląda pan mniej meczów, to odpuścił pan też te polskich siatkarzy, czy wciąż stara się być z nimi na bieżąco?
– Mecze moich chłopaków? W sumie chyba już nie powinienem tak mówić, ale wciąż nazywam ich „moimi”. Cały czas śledzę, jak sobie radzą. Zazwyczaj oglądam je jednak częściowo, na tyle, żeby ocenić, w jakiej są formie i czy wszystko w porządku z ich grą. Czasem w transmisjach na żywo, czasem z odtworzenia. W zeszłym tygodniu zadzwoniłem też do jednego z moich asystentów w Polsce, żeby zapytać, jak leci i podyskutować trochę o zawodnikach. Nie zapominam o tym. Pozostaję na bieżąco, to na pewno. Wciąż staram się rozumieć, co się dzieje w Polsce, zależy mi na tym. I jestem dobrze poinformowany.
Skoro tak to może wie pan kto zostanie pana następcą jako nowy trenera kadry polskich siatkarzy?
– Na pewno wiem lepiej od was, ha ha! Prezes Sebastian Świderski zaprosił mnie niedawno na rozmowę, w której podziękował mi za ostatnie lata pracy. Rozmawialiśmy też o wyborze nowego trenera i mój wniosek jest prosty: to będzie osoba, która pomoże jej pozostać na wysokim poziomie i walczyć o najwyższe cele. Tego chciałem dla chłopaków, gdy się rozstawaliśmy. Tu zgadzamy się z prezesem, który moim zdaniem wprowadzi do federacji wiele dobrego. A o tę drużynę się nie boję. Zaoferowałem też, że jeśli mogę jakkolwiek pomóc: nawet przekazać jakieś dodatkowe dane, to chętnie to zrobię.
Cały wywiad Jakuba Balcerskiego w serwisie sport.pl
źródło: sport.pl