10. kolejka TAURON Ligi zagwarantowała kibicom emocje. Efekt nowej miotły nie zadziałał na drużynę ze Świecia. Zgodnie z tradycją niedziela upłynęła pod znakiem pięciu setów, a wszystko zakończyło się w Radomiu, gdzie wicelider szybko wziął sprawy w swoje ręce.
Wszystko zaczęło się w Kaliszu, gdzie Energa MKS podejmowała BKS BOSTIK Bielsko-Biała. Podopieczne Adama Czekaja próbowały przerwać fatalną passę pięciu ligowych porażek z rzędu. Sytuacja układała się dobrze i prowadząc 2:1 gospodynie utrzymywały przewagę przez większość czwartego seta. Tu jednak sprawy w polu zagrywki wzięła w swoje ręce Ewelina Polak. Jej drużyna wykorzystała sytuację, a w piątym secie na siatce błyszczała Dominika Pierzchała. To w ręce młodej środkowej powędrowała więc statuetka MVP. Zdobyła w sumie aż 14 punktów dla swojego zespołu, aż 7 razy zatrzymując rywalki na siatce. – Wydaje mi się, że w pewnym momencie dziewczyny z Bielska zaczęły dobrze zagrywać ostrą zagrywką i tu nas ukuły. Nie mogliśmy wyprowadzić akcji środkiem, musieliśmy męczyć się na wysokiej piłce i to głównie zaważyło. Jeżeli chodzi o to, czy wcześniej uwierzyliśmy w zwycięstwo, to raczej nie, bo od samego początku zwracałem dziewczynom uwagę, że to nie jest koniec meczu, żeby to się nie skończyło jak w drugim secie, który był bez walki i wiary. Wydaje mi się, że ta dobra zagrywka była kluczem do tego, że uciekły nam w czwartej partii – analizował z wyraźnym rozczarowaniem trener Energi MKS Adam Czekaj.
Lider tabeli z Polic w tej kolejce teoretycznie miał łatwiejsze zadanie, bowiem zespół Jacka Nawrockiego czekała konfrontacja z Jokerem Świecie. Policzanki podeszły jednak do tego spotkania z należną ostrożnością pamiętając, że ich rywalki przyjeżdżają do Polic już z nowym trenerem. Zarząd drużyny, chcąc jeszcze ratować nieciekawą sytuację swojego zespołu, zdecydował się na trenerską roszadę. Tureckiego szkoleniowca Bulenta Karslioglu zastąpił Piotr Matela. Do sztabu szkoleniowego dołączył również Miłosz Szwaba. Zadanie jest proste – wydobyć drużynę ze Świecia z ogona ligowej tabeli. Początek nie był jednak łatwy i efekt nowej miotły nie zadziałał nawet w starciu z Chemikiem. Świecianki walczyły bardzo dzielnie przez większość setów, jednak końcówki należały już do drużyny z Polic. – Na pewno świecianki nam się postawiły, grały z nowym impulsem, jakim jest na pewno nowy trener. Robiły wszystko, co mogły, aby zaprezentować się jak najlepiej. Bardzo dużo broniły, ale końcówki należały już do nas i wywiązałyśmy się z roli faworyta. Dla mnie to był miły prezent urodzinowy, oby jak najwięcej takich – oceniła libero Maria Stenzel, która obchodziła urodziny dwa dni przed meczem z Jokerem Świecie.
Potem ligowa akcja przeniosła się do Opola. Beniaminek podejmował #VolleyWrocław i udało mu się wrócić na zwycięską ścieżkę. Dodatkową motywację w tej konfrontacji miały Anna Bączyńska i Weronika Wołodko, które poprzedni sezon spędziły we Wrocławiu. – Grałam we Wrocławiu kilka lat, gdzieś tam serducho mocno zabije, ale w tym meczu nie będzie żadnych sentymentów – podkreślała przed meczem Wołodko. Nierówny pojedynek pełen błędów zakończył się wygraną 3:2 jej drużyny. Analizując pomeczowe statystyki można zauważyć, że ważną rolę po obu stronach ogrywała gra na siatce. Wrocławianki zatrzymały rywalki blokiem 14 razy, a gospodynie 16 razy. Najwięcej punktów w tym elemencie wywalczyła dla swojego zespołu środkowa Marta Orzyłowska, blokując aż 5 razy. Niestety dla drużyny z Wrocławia konfrontacja pełna była błędów. Podopieczne Mateusza Żarczyńskiego po własnych błędach oddały rywalkom aż 36 punktów. – Mecz był dobry, chociaż bardzo falował. Zarówno my, jak i dziewczyny z Opola grałyśmy nierówno. Popełniałyśmy dużo błędów, na boisku było dużo nieporozumień, ale ostatecznie mniej błędów zrobiły opolanki – przyznała rozgrywająca Anna Kaczmar. – Plan minimum wykonałyśmy. Gdyby jednak nie te szczegóły, to wynik byłby inny – dodała.
Grot Budowlani mierzyli się z Polskimi Przetworami Pałacem Bydgoszcz. Niestety zespół prowadzony przez nowego trenera Alessandro Lodiego wciąż nie mógł liczyć na pomoc Tatjany Bokan. Jak okazało się później czarnogórska przyjmująca zmuszona była pauzować ze względu na pęknięcie pęcherzyka. Przy badaniach lekarskich sprawa się rozjaśniła. – Lekarze podejrzewali zapalenie wyrostka robaczkowego z powodu dużego i ciągłego bólu brzucha, a także gorączki, która nie ustała przez dwa dni. Jednak kiedy doszło do operacji, okazało się, że problemem nie był wyrostek, chociaż lekarze usunęli go również, gdy już rozpoczęli zabieg. Miałam pęknięty pęcherzyk. Wystąpiło rozległe krwawienie, a krew pozostała w żołądku. Dlatego bardzo mnie bolało – wyjaśniła Bokan. Gospodynie w pełnym wymiarze meczu mogły już korzystać z pomocy Zuzanny Góreckiej. Występ jej zespołu w tym meczu można nazwać deklasacją, bowiem szybkie trzysetowe spotkanie skończyło się setami wygranymi do 16, 14 i 16. Włoski szkoleniowiec drużyny z Bydgoszczy prosi jednak o cierpliwość. – Dopiero co rozmawiałem z drużyną w szatni. Wiem, co mamy robić i wiemy, jak to zrobić. Jestem tutaj mniej niż tydzień. Mieliśmy razem może trzy treningi, ponieważ graliśmy mecze. Jeden wygraliśmy, a ten przegraliśmy. Bierzemy odpowiedzialność za tę porażkę. Wiemy, co zrobić i jak to zrobić. Zrobimy to. Proszę o cierpliwość i trochę czasu. Ufam swojej drużynie i wiem, że uda nam się być lepszym – mówił Alessandro Lodi.
Zgodnie z ligową tradycją mecz rozgrywany w niedzielę o 20:30 zakończył się w pięciu setach. IŁ Capital Legionovia Legionowo udowodniła raz jeszcze, że ma patent na faworytów. Podopieczne Alessandro Chiappiniego pokonały 3:2 ŁKS Commercecon Łódź. Łódzkie Wiewióry kończyły konfrontacją w Legionowie mały meczowy maraton i nie obyły się bez kłopotów. Problemy zdrowotne Michala Maska sprawiły, że drużynę jako pierwszy szkoleniowiec prowadził w tym spotkaniu Bartłomiej Bartodziejski. Okazję do debiutu na parkiecie TAURON Ligi dostała brazylijska atakująca Ivna Colombo. Pierwszy występ skrzydłowej w lidze zawiódł jednak oczekiwania kibiców. Brazylijce udało się przez dwa spędzone na parkiecie sety zdobyć tylko 2 punkty. Skończyła tylko dwie z czternastu posłanych do niej przez rozgrywającą piłki. To daje jedynie 14% skuteczności w ataku. Sprawę na parkiecie ratował duet skrzydłowych Sobiczewska, Jones-Perry i to ich wysiłki miały znaczny wpływ na to, że mecz zakończył się dopiero po pięciu setach. Warto zwrócić uwagę na koncertową grę kapitan drużyny z Legionowa. Izabela Lemańczyk raz jeszcze dała koncert w obronie i to w jej dłonie powędrowała statuetka MVP meczu. Ogrywanie faworytów na tą chwilę daje podopiecznym Alessandro Chiappiniego czwarte miejsce w ligowej tabeli.
Spotkanie przewidywane jako hit kolejki zawiodło oczekiwania fanów. To Developres Bella Dolina Rzeszów wyjechał z Radomia z kompletem punktów. Po zaciętym pierwszym secie i wygranej 28:26 podopieczne Riccardo Marchesiego jakby straciły energię do walki. Zadziałała też zasada, że zwykle siatkarki koncertowo grają przeciwko swoim byłym drużynom. Brazylijska atakująca Bruna Honorio zanotowała swój najlepszy występ w barwach Developresu i zdobyła w tym czterosetowym meczu aż 29 punktów. Ciężko jest walczyć z wiceliderem, kiedy atakującej brakuje wsparcia z lewego skrzydła. Tak było w tym meczu i nie pomogły nawet zmiany stosowane przez trenera Marchesiego. Ostatecznie od drugiego seta to rysice miały mecz pod kontrolą i spotkanie zakończyło się triumfem drużyny Stephane’a Antigi 3:1.
źródło: inf. własna