– Atmosfera w drużynie była świetna, wszyscy mieli ochotę wygrywać, ale z jakiegoś powodu nie byliśmy od początku spokojni. Nawet przy słabszych przeciwnikach gra, którą pokazaliśmy na igrzyskach, nie zadziałała. Szczyt formy był w Tokio. Nie można było przywrócić tego stanu fizycznego – powiedział o powodzie porażki w mistrzostwach Europy Dmitrij Wołkow, przyjmujący reprezentacji Rosji i zespołu z Kazania.
Dmitrij Wołkow po raz pierwszy w karierze zmienił klub. Po wielu latach spędzonych w klubie z Nowego Urengoju przyjmujący będzie reprezentował barwy Zenita Kazań. – Od niedawna jestem w Kazaniu. Jak dotąd wszystko jest bardzo niezwykłe. Nowe miasto, nowa hala, nowe twarze. To niezwykłe, ale interesujące. Myślę, że za kilka tygodni w końcu się do tego przyzwyczaję – przyznał siatkarz, który w nowym klubie będzie grał z numerem 15 podobnie jak w Fakiele Nowy Urengoj. Koszulkę z tym numerem oddał przyjmującemu Denis Zemczenok. – Nie mówię, że jestem bardzo przesądny, ale już przywiązałem się do tego numeru – stwierdził Wołkow.
– Co roku miałem oferty z różnych klubów, ale nawet nie słuchałem warunków. Mówiłem agentowi, że chcę zostać. Wysłuchałem mojego serca. Powiedziało, że muszę podziękować klubowi, a konkretnie Nikołajowi Wasiljewiczowi Kapranowowi, który kiedyś uratował mi karierę – stwierdził Wołkow. Czy siatkarz nie powinien odejść z Fakiełu już kilka sezonów temu? – Praca z Camillo Placim wiele mi dała. Stałem się silniejszy jako zawodnik, stałem się bardziej dojrzały. Poza tym bardzo dużo grałem, odgrywałem ważną rolę w drużynie, która zawsze była blisko liderów i grała w europejskich rozgrywkach – podkreślił.
Za Rosjanami intensywny sezon reprezentacyjny. – Byliśmy w reprezentacji Rosji od początku maja do połowy września. I przez większość czasu – w bazie w Nowogorsku. Byliśmy odizolowani, oddzieleni od swoich rodzin, od swoich bliskich. To moralnie trudne. Chciałem jak najszybciej pojechać na turniej, żeby zmienić sytuację – powiedział reprezentant Rosji, która w tym sezonie zdobyła srebrny medal igrzysk olimpijskich. Słabiej drużyna zaprezentowała się w Lidze Narodów i mistrzostwach Europy. – Wypełniliśmy swoje zadanie zdobycia medalu na igrzyskach – głównym turnieju lata. Dlatego sezonu nie można nazywać złym, ale nie można też zaliczyć go do szczególnie udanych – skomentował.
Podczas mistrzostw Europy Rosjan nie omijały kontuzje, niektórzy siatkarze mieli również problemy z formą. – W tym sezonie było wiele meczów, za które sobie wyrzucam. Przyznam, że nie zawsze pokazywałem poziom, do którego jestem zdolny. Z drugiej strony zdarzały się czasem obiektywne momenty, które przeszkadzały. Na przykład przed Ligą Narodów miałem problemy z plecami. Przez dwa, trzy tygodnie nie mogłem nawet normalnie wstać z łóżka. Ciężko było wejść w rytm pracy i dogonić chłopaków, którzy już są w dobrej formie. Oczekiwali ode mnie wyczynów, ale nie byłem na nie gotowy. Zgodziliśmy się z Tuomasem Sammelvuo, że będę kształtował się poprzez gry. Wielu tego nie rozumiało i nie do końca słusznie krytykowało – opisał swoją sytuację Wołkow.
Co stało się z drużyną, że odpadła już w ćwierćfinale mistrzostw Europy? – Ciężko powiedzieć. Pewnie za mało siły po igrzyskach olimpijskich. Atmosfera w drużynie była świetna, wszyscy mieli ochotę wygrywać, ale z jakiegoś powodu nie byliśmy od początku spokojni. Nawet przy słabszych przeciwnikach gra, którą pokazaliśmy na igrzyskach, nie zadziałała. Szczyt formy był w Tokio. Nie można było przywrócić tego stanu fizycznego – wyjaśnił przyjmujący. Z ostatniego tegorocznego reprezentacyjnego turnieju Rosjan wyeliminowali Polacy. – Szykowaliśmy się do poważnej walki. Pełne trybuny nie straszyły, poziom przeciwnika też – można z nim grać. Ale dosłownie zostaliśmy przygwożdżeni od pierwszej piłki zagrywką, nie pozwolili nam nawet podnieść głów. Zapłonęli a my w pewnym momencie emocjonalnie zgasiliśmy – powiedział Dmitrij Wołkow.
źródło: inf. własna, sport.business-gazeta.ru