– Będę wspominał końcówkę fazy zasadniczej, w której było dużo emocji. Bardzo nam zależało na utrzymaniu się w I lidze i bardzo cieszę się, że zespół pokazał charakter w najważniejszych spotkaniach – powiedział Damian Pilichowski, libero ZAKSY Strzelce Opolskie, która utrzymała się w TAURON 1. Lidze.
Sezon zakończyliście porażką z Gwardią, ale pozostawiliście po sobie dobre wrażenie. Zdobyliście punkt, a we Wrocławiu przyjezdnym nigdy nie gra się łatwo. Jak z twojej perspektywy wyglądał ten pojedynek?
Damian Pilichowski: – Mecz należał do tych pod ogromną presją. Potrzebowaliśmy punktu, aby mieć pewne utrzymanie w I lidze, nie patrząc na inne spotkania. Przystąpiliśmy do tego meczu bardzo nakręceni i walczyliśmy o każdą piłkę. Zaczęliśmy bardzo dobrze, ale w drugim secie popełnialiśmy dużo niewymuszonych błędów. W trzecim secie zagraliśmy lepiej w końcówce, dzięki temu wygraliśmy. Wtedy całe emocje z nas zeszły, bo byliśmy już pewni utrzymania. Cały czas myśleliśmy, że z ligi spadają trzy zespoły.
Prowadziliście już 2:1, więc jest chyba trochę niedosyt, że nie udało się postawić kropki nad „i”? Czego według ciebie zabrakło, aby zakończyć sezon wygraną?
– Dwa wygrane sety dały nam upragniony cel, a trener nie chciał ryzykować zdrowia kilku zawodników i słusznie dokonał kilku zmian w składzie. Od czwartego seta drużyna z Wrocławia przejęła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i odniosła zwycięstwo.
Podstawowy cel zrealizowaliście, utrzymaliście się w TAURON 1. Lidze. Czy zatem jesteście usatysfakcjonowani czy liczyliście, że bardziej namieszacie w rozgrywkach?
– Mamy utrzymanie, choć przed sezonem po cichu liczyliśmy na coś więcej. Jednak pech nas nie opuszczał. Praktycznie każdy zawodnik z pierwszej szóstki doznał jakiejś kontuzji i wypadał z gry na jakiś czas. Kluczowy był też początek sezonu, w którym graliśmy co trzy dni, a mając stosunkowo młody zespół, nie potrafiliśmy grać równo i zdarzyły nam się bardzo słabe spotkania.
Zadania nie ułatwiły wam problemy zdrowotne. W pewnym momencie ze składu wypadli wam np. Grzegorz Wójtowicz i Filip Grygiel. Chyba nie było łatwo grać bez dwóch liderów, tym bardziej, że stawka w lidze była dość wyrównana?
– Na pewno kiedy ze składu wypada dwóch liderów, nie jest łatwo, ale to była szansa na to, aby mógł zagrać ktoś inny. Myślę, że wszyscy z nas pokazali się z dobrej strony.
Był to dziwny sezon – z koronawirusem w tle i bez kibiców w halach. Jak będziesz go wspominał i co w nim było najtrudniejsze?
– Mam nadzieję, że był to ostatni taki sezon. Grało nam się bardzo ciężko bez kibiców. Na pewno będę wspominał końcówkę fazy zasadniczej, w której było dużo emocji. Bardzo nam zależało na utrzymaniu się w I lidze i bardzo cieszę się, że zespół pokazał charakter w najważniejszych spotkaniach. Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie kibice już będą mogli oglądać mecze swoich ulubionych drużyn w halach.
źródło: inf. własna