– Czuję na sobie ciężar odpowiedzialności. Podoba mi się to. Lubię, jak dużo ode mnie zależy. Im więcej, tym lepiej mi się gra – powiedziała Magdalena Stysiak, jedna z liderek reprezentacji Polski oraz zespołu ze Scandicci. – Naszym celem na sezon jest miejsce na podium. Pierwsze miejsce jest zarezerwowane dla Conegliano, ale już drugie lub trzecie może być nasze – mówi o celu na ten sezon we włoskiej Serie A.
W którym momencie poczułaś, że chcesz zostać zawodową siatkarką?
Magdalena Stysiak: – Chyba w drugiej klasie gimnazjum, kiedy zdecydowałam się pójść do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Wcześniej to była raczej zabawa, a w SMS-ie mieliśmy już reżim treningowy, zajęcia dwa razy dziennie. I to mi się podobało. Tęskniłam trochę za domem, ale i tak żałuję, że spędziłam w Szczyrku tylko rok. Polecam tę szkołę każdej młodej siatkarce.
Warunki fizyczne do siatkówki masz wymarzone. Zawsze górowałaś wzrostem nad rówieśnikami?
– Odkąd pamiętam. Zawsze byłam najwyższa. W przedszkolu, w podstawówce. Najbardziej wystrzeliłam w górę właśnie w drugim roku nauki w gimnazjum, kiedy w ciągu roku urosłam 26 centymetrów i jako trzynastolatka mierzyłam aż 196 centymetrów. Wzrost bardzo mi pomagał. Kiedy w 2018 roku trafiłam do Chemika Police, czasem brakowało mi techniki, ale że byłam wysoka, zawsze jakoś sobie radziłam. Wzrost to jednak nie wszystko, nad umiejętnościami technicznymi też trzeba pracować. Ja uważam, że moja technika jest na całkiem dobrym poziomie.
Kto natchnął cię do obrania sportowej ścieżki?
– Brat, Tomasz. On jest ode mnie starszy o rok, ale do szkoły poszedł dwa lata wcześniej. Pierwszy zaczął trenować siatkówkę i zawsze mnie do tego namawiał. Na podwórku mieliśmy boisko, które zrobił nam tata, i tam często graliśmy razem. Grał w młodzieżowych reprezentacjach, był w SMS-ie Spała, jednak jego rozwój zatrzymały kontuzje. Miał problemy z plecami, z kolanem i w 2019 roku całkowicie zakończył zawodowe granie. Wielka szkoda, bo uważam, że miał większy potencjał niż ja. Jest jeszcze wyższy ode mnie, ma 208 centymetrów. I też grał jako atakujący.
Co ci się najbardziej spodobało w siatkówce?
– Wszystko mi się podobało. Teraz jestem atakującą lub przyjmującą, ale kilka lat temu wygrałam gimnazjadę występując na rozegraniu. Pozycja nie grała dla mnie roli. Lubiłam poszaleć. Nie tylko atakować, ale i przyjmować, bronić, nawet rozgrywać.
Poza bratem miałaś jakichś idoli?
– Moim wzorem zawsze była Małgorzata Glinka-Mogentale. Teraz jestem do niej porównywana, choćby dlatego, że bardzo szybko zaczęłyśmy grać w reprezentacji i w podobnym wieku wyjechałyśmy do Włoch. Teraz moim menadżerem jest mąż Gosi, Roberto.
Dlaczego właśnie Glinka-Mogentale? Kiedy ona przeżywała swoje największe chwile chwały, zdobywała złoto mistrzostw Europy 2003 i 2005, ty miałaś odpowiednio 3 i 5 lat.
– I ja tych sukcesów nie pamiętam, bo byłam za mała. Jednak jak chodziłam do szkoły, pani Gosia mnie fascynowała. Grała w najlepszych klubach, w Novarze we Włoszech, w VakifBanku Stambuł. Podobał mi się też jej styl gry.
Bardzo szybko przeszłaś z rozgrywek juniorskich do seniorskich. A mówi się, że to zupełnie inne granie. Odczułaś to?
– Wiadomo. Już jak zaczęłam występować w Policach, w najlepszym zespole w Polsce, było inaczej. Zawodniczki z zagranicy, zagraniczny trener. Jednak największym przeskokiem były dla mnie mistrzostwa Europy w 2019 roku, które częściowo odbywały się u nas. Głównie ze względu na oprawę naszych spotkań. W Łodzi grałyśmy przy dziesięciu tysiącach kibiców na trybunach, a ja zupełnie nie pamiętam tego, co się działo. Ale na boisku nie czułam się jak sparaliżowana. Inne dziewczyny się śmieją, że nie mam nerwów, bo takie rzeczy mnie nie przerażają. Byłam dumna, że mogę grać w takim spotkaniu w reprezentacji Polski, cieszyłam się starciami z Serbią czy Włochami. Lubię ten dreszczyk emocji, kiedy czuję rangę spotkania. Na przykład jak przy stanie 12:12 w tie-breaku idę na zagrywkę. Kiedy cała widownia na mnie patrzy, trybuny skandują moje imię, dodaje mi to „powera”.
Kolejny ważny krok w twojej karierze to wyjazd do Włoch i gra w Serie A w barwach Savino del Bene Scandicci. Pierwszy rok był dla ciebie trudny, sezon przerwano z powodu pandemii, przez długie tygodnie byłaś zamknięta w mieszkaniu.
– Czy ja wiem, czy tamten sezon był taki trudny? Z powodu pandemii tak, ale sportowo to był dla mnie bardzo dobry rok. Dobrze odnalazłam się we Włoszech. Dziewczyny z drużyny mnie zaakceptowały, nawiązałam świetne przyjaźnie. Byłam „świeżakiem”, a dostawałam szanse i je wykorzystywałam, dzięki czemu grałam coraz więcej. To zbudowało moją rolę w Scandicci i teraz jestem już pierwszą atakującą.
Drugi sezon w Serie A masz świetny. Przez dwa miesiące nie grałaś, z powodu choroby w zespole, potem przez kontuzję, a i tak jesteś siódma w rankingu najlepiej punktujących siatkarek w lidze.
– Przed tą przerwą byłam nawet druga. Potem wypadłam na kilka tygodni z powodu choroby, a ja na pierwszym treningu w nowym roku złamałam palec. Ale ja nie patrzę na indywidualne rankingi. Najważniejsze, żebym dobrze grała i pomagała zespołowi wygrywać. Czuję na sobie ciężar odpowiedzialności. Podoba mi się to. Lubię, jak dużo ode mnie zależy. Im więcej, tym lepiej mi się gra.
Jaki wynik zadowoli was w Serie A?
– Naszym celem na sezon jest miejsce na podium. Pierwsze miejsce jest zarezerwowane dla Conegliano, ale już drugie lub trzecie może być nasze.
A twoje cele z reprezentacją Polski? Na igrzyskach w Tokio was zabraknie, ale po nich zdaniem wielu ekspertów przyjdzie wasz czas.
– Mamy młodą drużynę, która rośnie w siłę. Jeszcze pokażemy, co potrafimy. Potrzebujemy tylko trochę czasu. Moim marzeniem jest występ w turnieju olimpijskim w Paryżu. Nie powiem, że na pewno tam zagramy, ale na pewno powalczymy.
źródło: redbull.com