– Byłyśmy naprawdę drużyną, wspierałyśmy się nawzajem, a jak coś nie szło, to nie spuszczałyśmy głów tylko podpowiadałyśmy sobie jak grać, gdzie atakować i to było fajne – powiedziała Joanna Ciesielczyk.
Podopieczne Wojciecha Czapli od początku tego meczu grały jednak dobrze i szybko zbudowały sobie przewagę zarówno w pierwszym, drugim, jak i czwartym secie, by te odsłony zasłużenie rozstrzygnąć na swoją korzyść. – Chciałabym na początek podziękować naszej drużynie za walkę i zwycięstwo. Ostatnio nam nie szło, przegrałyśmy dwa mecze i dziś bardzo chciałyśmy wygrać. W tym spotkaniu nie poszło po naszej myśli tylko w trzeciej partii. W całym meczu jednak nasza gra dobrze wyglądała, a najważniejsze jest to, że mamy trzy punkty – tak podsumowała zwycięstwo akademiczek Lena Napalkova.
Wygraną gliwiczanek można uznać za pewną niespodziankę, choć nie zgadza się z tym stwierdzeniem Joanna Ciesielczyk. – Może troszkę, ale wyszłyśmy na ten mecz z nastawieniem, że wygramy. Zdawałyśmy sobie sprawę, że Płomień to trudny przeciwnik, że grają tam dziewczyny na bardzo wysokim poziomie. Wierzyłyśmy jednak w siebie, więc nie uważam tego wyniku za niespodziankę – przekonuje przyjmująca AZS-u
Sosnowiczanki nie weszły dobrze w ten mecz, a czym dłużej trwał, tym więcej błędów popełniały. W przeciwieństwie do gospodyń, które walczyły o każdą piłkę i rzadziej się myliły niż w poprzednich spotkaniach. – Byłyśmy dziś naprawdę drużyną, wspierałyśmy się nawzajem, a jak coś nie szło, to nie spuszczałyśmy głów tylko podpowiadałyśmy sobie jak grać, gdzie atakować i to było fajne. To nas poniosło do fajnej gry i zwycięstwa – zaznacza Ciesielczyk. Ostatni raz gliwiczanki z wygranej we własnej hali cieszyły się trzy miesiące temu, kiedy to pokonały Olimpię Jawor. – Troszkę nas to stresowało, że gramy u siebie, a idzie nam gorzej niż na wyjazdach. W tej hali trenujemy na co dzień, więc powinnyśmy tu grać perfekcyjnie w każdej akcji i dziś wreszcie to „zatrybiło”. Zrealizowaliśmy plan, który mieliśmy na ten mecz i co trenowałyśmy pod Płomień – zaznacza siatkarka AZS-u.
W trzecim, przegranym secie gospodynie prowadziły już 18:10 i stanęły w miejscu. – Chyba po prostu zbyt pewnie się poczułyśmy tak wysoko prowadząc. Jak zaczęłyśmy tracić punkty to zrobiło się nerwowo, nie potrafiłyśmy już tego opanować, ale w przerwie wróciła pewność siebie i tego ostatniego seta już pewnie wygrałyśmy – podkreśla zawodniczka. W następnym meczu akademiczki będą już faworytkami, bo zmierzą się z Olimpią Jawor, drużyną, która okupuje ostatnie miejsce w tabeli. – Nie lekceważymy tej drużyny. To jest kobieca siatkówka i może się wszystko zdarzyć. Dlatego wyjdziemy na ten mecz tak, jak byśmy grały z drużyną z górnej części tabeli. Oczywiście naszym celem jest zwycięstwo za trzy punkty – zaznacza Ciesielczyk.
źródło: azs.gliwice.pl